niedziela, 4 maja 2014

8.



Musiała biec. Czuła wewnętrzny przymus, choć powoli traciła siły. Nogi odmawiały posłuszeństwa, każdy oddech palił, jakby połykała ogień. Mimo to nie przerywała ucieczki.
- Stój! Stój, do cholery! – goniący ją ochroniarz również nie odpuszczał. I dobrze. Nawet bardzo.
„Jak się go pozbyć…?”
Nagle w jej głowie pojawił się obraz drzwi z plakietką „Schowek”. Jeszcze… Jedno piętro i osiemnaście metrów w głąb korytarza. Skąd to wiedziała? Mniejsza o to. Zatrzymała się na chwilę, by mężczyzna nie zrezygnował z pogoni. Gdy padł na nią strumień światła, zerwała się i kontynuowała bieg.
- Zatrzymaj się!
„Chyba w snach” – prychnęła pod nosem. Wbiegła na kolejne piętro. Ciężkie kroki upewniły ją, że gonitwa wciąż trwa.
„Dobra, znajdę drzwi… i co dalej?”
Rozkaszlała się. Zaraz straci przytomność albo chociaż się przewróci.
I jakby w odpowiedzi na jej myśli, poślizgnęła się na linoleum, którym wyłożona była posadzka. Z piskiem wylądowała na podłodze.
- Mam cię, cholero – wysapał ochroniarz. Podszedł do leżącej na podłodze dziewczyny i przycisnął ją stopą do podłogi. Warknęła cicho.
- Bierz pan nogę!
- Najpierw coś sobie wytłumaczymy – mężczyzna schylił się. Karune zauważyła, że był w wieku Yusuki, czyli miał około trzydziestu kilku lat. – Skąd się tu wzięłaś?
- Umm… Chwila… - udała, że zaczęła się zastanawiać. – Huh, tata zawsze powtarza, że na pewno pochodzę z Wenus, natomiast mama mówi, że chyba z choinki się urwałam.
Zatrzepotała rzęsami i uśmiechnęła się szeroko, pokazując zęby. Mężczyzna patrzył na nią, wyraźnie zbity z tropu. Chyba myślał, że trafił na wariatkę.
- Smarkulo, nie o to pytam – wymamrotał. – Patroluję ten budynek od dziewiątej wieczorem.  Około pół godziny temu usłyszałem jakiś hałas kilka pięter niżej. Kiedy tam zmierzałem, wpadłaś na mnie i zmusiłaś do biegu. Kogoś chronisz?
- Brawo, przejrzał mnie pan. Jestem tu z moją grupą wsparcia dla lunatyków. Niestety, wszyscy śpią.
Ochroniarz westchnął zirytowany.
- Wkurzająca jesteś.
- Wiem.
- Wstawaj – szarpnął ją za ramię. – Zaraz mnie zaprowadzisz do tej twojej „grupy wsparcia”. Jestem doprawdy ciekaw, czego tu szukacie…
- Wątpię. Nigdzie pana nie zaprowadzę – spojrzała mu prosto w oczy. Czuła lekkość, jak zawsze, kiedy działo się to. W głowie zniknął szum. Mężczyzna zadrżał.
- Ty… co… - nie dokończył. Jego powieki osunęły się, a sam ochroniarz upadł. Po chwili korytarz wypełniło błogie chrapanie.
„Uff… Ok. Muszę się go jakoś pozbyć… śpiący mężczyzna może się wydać podejrzany…”
Otworzyła schowek. Na szczęście drzwi nie zamknięto na klucz. Zajrzała do środka – kilka metalowych półek, wypełnionych zapasami papieru toaletowego i rolek taśmy klejącej.
„ Wspaniale” – złapała jedną rolkę i podeszła do śpiącego mężczyzny, po czym okleiła taśmę wokół jego kostek i przegubów. Zachichotała histerycznie.
„Hmm… Coś jeszcze…? Aha, zamknąć go.”
Wczepiła palce w kombinezon mężczyzny i zaczęła wciągać go do środka schowka. Miała pewne trudności.
- T-to s-się chy-chyba… NAH! – o mało nie wywróciła się na posadzkę. Syknęła zdenerwowana i zdwoiła wysiłki. Nareszcie! Wypadła z pomieszczenia jak strzała.
- Do-wi-dze-nia! – zaskandowała, zatrzaskując drzwi. Postanowiła wrócić do sali, gdzie zostawiła Kido, Ene i Shintaro. Ale musiała chwilę odpocząć… Oparła się plecami o metal i westchnęła głęboko. Pozbyła się problemu. Wiwat, nie wysadziła niczego podczas zadania.
„ Dobra, koniec” -  odepchnęła się stopą od drzwi i ruszyła biegiem przez korytarz. Przy schodach wpadła na mięsistą różową figurę.
- Karune-chan, gdzieś ty… - Momo złapała ją za ramiona, a następnie objęła. Kodoku miała wrażenie, że jej płuca są miażdżone. – Widzieliśmy na kamerach, jak biegniesz, a za tobą jakiś facet, ale nie słyszeliśmy niczego, w ogóle to mamy jakieś kłopoty, ale mniejsza, Kido się wściekła i zadzwoniła do nas, gdzie cię wywiało…
Idolka puściła fioletową na twarzy Karune i przyjrzała się jej uważnie, zwracając szczególną uwagę na barwę tęczówek. Kodoku zamrugała kilkakrotnie.
- Co? Okulary mam czymś umazane?
-  Ty-ty-ty też jesteś…? Czemu nic nie mówiłaś?!
- Jestem…  o czym ty… - uderzyła otwartą dłonią o czoło. Dopiero po chwili zrozumiała, co Kisagari miała na myśli. No jasne. Ochroniarz zapadł w głęboki sen. Oczywiście nie bez przyczyny. Powinna to ukrywać.
Ale teraz było na to ciut za późno.
- Jaki numer! Wiesz, w zasadzie zastanawialiśmy się, na jakich zasadach cię przyjęli, ale podejrzewaliśmy, ze to jak z moim braciszkiem, wiesz, odkrył, że mają moce…
Zalewający ją słowotok unieruchomił myśli dziewczyny. Poddała się tej fali i po prostu kiwała głową.
- Kurczę, Konoha zauważył, że w pewnym momencie tamten facet zemdlał czy usnął, ale nie sądziliśmy, że to twoja…
„Wina?”
- …zasługa, obraz na kamerach jest czarno-biały, więc nie widzieliśmy niczego niepokojącego, a potem zadzwoniła rozzłoszczona Danchou, a ja poleciałam cię odszukać. Pani lider chyba zdrowo zmyje ci głowę.
- Huh, po co? – nastolatka zdążyła już odpłynąć myślami gdzie indziej i nie wiedziała, o czym mówi Momo. – Myłam ją wczoraj…
Kisagari wybuchnęła śmiechem.
- Ziemia do Kodoku-chan! Słyszycie nas? Kodoku-chan, zgłoś się!
- Melduję gotowość do wpadnięcia na najbliższą ścianę! – Karune stanęła na baczność i zasalutowała. Momo tylko pisnęła.
- Dobra, skoro już cię zgarnęłam, mogłabym liczyć na twoją pomoc? Mamy… kłopot.
- Och. J-jasne.
- Dobra! Więc biegniemy! – Momo złapała ja za nadgarstek i pociągnęła energicznie naprzód. Zbiegły po schodach kilka pięter w dół, po czym wśliznęły się do pierwszego pokoju na początku korytarza.
Jedna ze ścian była w całości pokryta telewizorami, na których wyświetlały się rejestrowane przez kamery materiały.  Na obrotowym krześle pod ścianą siedział Konoha, zajęty obserwowaniem drepczącego w kółko Hibiyi .
- Jakbyś ty nie mógł iść. I tak nic nie robisz – chłopak zatrzymał się na chwilę, by zaczerpnąć oddech, gdy to zauważył stojące w progu dziewczyny. – O. Czyli ją… Chwila. Ona też?
- To by tłumaczyło, dlaczego tamten ochroniarz zemdlał – odezwał się Konoha.
- N-nie zemdlał! Tylko usnął… - wymamrotała Kodoku.
- Cudnie! Czyli co, od tak pozbawiasz ludzi świadomości wzrokiem? – Hibiyę chyba przeraziła taka możliwość. Odsunął się od nastolatek, jednak idąc tyłem nie zauważył, że wycofuje się w kierunku Konohy. Po chwili chłopiec wydał z siebie zduszony krzyk, kiedy przewrócił się na nastolatka.
- Co za żarty! – zirytował się Amamiya. Zerwał się na nogi jak oparzony.
- Ta-ak… Mniej więcej w takim stanie ich zostawiłam… Czyli za dużo się nie zmieniło… - Momo westchnęła ciężko. Wskazała na ekrany i jakiś panel kontrolny. – Nie mamy pojęcia, jak to cudo ruszyć.
- Mówiłem, żeby kliknąć losowe przyciski. Ale Momo się nie zgadza – białowłosy chłopak wykonał obrót na krześle.
- I dobrze. Jeszcze alarm by się włączył i dopiero powstałby sajgon… - Karune podeszła do pulpitu. Dla niej był to festiwal kolorów. I nie wiedziała, co z tym dalej zrobić.
- Em… Nie ma tu instrukcji albo chociaż młotka, by to rozwalić?
- Z tym młotkiem to chyba przesada… - Hibiya spojrzał na nią krytycznie.
- Jak masz lepszy pomysł… - zamilkła, postukując się palcem w czoło, omijając rozcięcie pod bandażem. W zasadzie… - Mieliście wyłączyć zabezpieczenia?
- N-no tak.
- Huh… - Kodoku przymknęła powieki i zakołysała się lekko. Może… Wyobrażenie sobie odpowiedniej sytuacji nie stanowiło większego problemu. Więc czemu o tym nie pomyślała?
- Dobra, mam pomysł! – podskoczyła wysoko. – Jakby co, to mamy gaśnicę pod ręką?
- Masz zamiar wysadzić nas w powietrze?! – zawołał chłopiec, kuląc się na podłodze.
- Wiesz, jak nie przestaniesz, będziesz pierwszą osobą, której dam bilet w jedną stronę na Alaskę – syknęła nastolatka, odwracając się ku pulpitowi. Blask mrugających kontrolek po chwili zaczął działać jej na nerwy, ale musiała widzieć cały panel. Westchnęła.
„Zaczynajmy…”
Zamknęła oczy. Zaczęła wyobrażać sobie odpowiednią scenę, układała wydarzenia po kolei, od sekwencji do pojawienia się komunikatu.
- Dobra – zawołała, otwierając oczy. Widziała już wszystko.
- Co, już zepsułaś? – zapytała Momo.
- Nah, dopiero zaczynam.
Odszukała wzrokiem jasnobłękitny prostokątny przycisk i kliknęła w niego. Na ekranie podłączonego do pulpitu komputera pojawiła się adnotacja.
„ Uwaga. Czy chcesz zamknąć system?”
- Czyli co, trzeba było wcisnąć to? – za plecami pojawiła się Kisagari. Kodoku potrząsnęła głową.
- Patrz dalej.
„Tak.”
„Uwaga. Nie masz odpowiednich uprawnień, by wyłączyć system. Poproś Administratora o pomoc.”
- No to klops.
- Niekoniecznie…
Przytrzymała trzy guziki, czerwony, zielony i żółty, po czym pojawił się kolejny komunikat.
„Wprowadzona sekwencja jest nieprawidłowa.”
„Ciekawe, czy zadziała…”
„Wprowadź poprawną sekwencję”
Pokazało się pole na wpisanie kodu. Karune wklepała proste działanie matematyczne.
[ n /0]
Komputer i ekrany telewizora zgasły.
- Boże, coś ty zrobiła? – Momo patrzyła na ciemny wyświetlacz maszyny.
- Kazałam systemowi podzielić przez zero, a co?
- Przecież to niemożliwe!
- Właśnie dlatego zgasł.
- J-ja nie o tym mówię…! Jak…
Rozmowę przerwał dzwonek telefonu. Kisagari zamilkła i odebrała.
- Słucham…?
Nawet mimo niewłączonego głośnika Karune usłyszała zirytowany głos liderki.
- Znalazłaś tę bakę?
- Melduję się, Danchou – zawołała, podchodząc do Momo.
- GDZIEŚ TY POLAZŁA?! ZNIKASZ, JAK GDYBY NIGDY NIC, PÓŹNIEJ OKAZUJE SIĘ, ŻE GONI CIĘ JAKIŚ OCHRONIARZ CZY KTOŚ… - Kido chyba była naprawdę wściekła. – Większe z tobą kłopoty niż z Kano, a to król idiotów…
- Proszę, nie krzycz – Momo odjęła telefon od ucha i skrzywiła się. Podała komórkę Karune. Ta pokręciła głową.
- Rozłącz się.
- Wtedy będzie piekło.
- Powiedz więc, że zaraz będę z powrotem.
Kisagari kiwnęła głową, natomiast ona sama ruszyła do drzwi. Pomachała ręką, wyszła na korytarz i biegiem wróciła do sali, gdzie zostali Kido, Shintaro i Ene. Już kilka metrów przed wejściem słyszała gniewny głos liderki.
- Poszła, a mogło coś jej się stać. Czy ona nie myśli?!
- No właśnie nie – odparł Shintaro. Powstrzymała przekleństwo cisnące się na usta i wśliznęła się do sali. Pierwsza zauważyła ją Tsubomi.
- Gdzieś ty zniknęła?! – spojrzała na nią.
- Pozbywałam się ochroniarza, a co? – spojrzała na swoje buty i poprawiła kaptur. Nie chciała jeszcze patrzyć na Kido.
- To było głupie, ryzykowne… Coś ty sobie myślała?
- Mówiłem, że nic. Ma kompletną pustkę pod czaszką –wymamrotał Kisagari pod nosem.
- W ogóle skąd wiedziałaś, że zmierza tu ochroniarz?
- S-słyszałam go.
- I nie mogłaś nam powiedzieć?
- I co byście zrobili?
- To – Kido złapała Shintaro za nadgarstek i niemal w tym samym momencie zniknęli.
- C-co…
- Na tym polega moja moc. Nic by nam się nie stało – znowu się pojawili. Shintaro wyrwał rękę i ruszył do jakiegoś komputera.
- Przepraszam, nie wiedziałam!
- Dobrze, już mniejsza. A jak załatwiłaś ochroniarza?
- N-no…Em…
- Chwila, spójrz na mnie – Tsubomi przyjrzała się dziewczynie. Podeszła do niej, uniosła jej podbródek. – Ty też…?
- Um… No… Tak?
Czerwone tęczówki Kodoku przypominały teraz  światła ostrzegawcze. Nastolatka przełknęła ślinę.
- Czemu o tym nie powiedziałaś?
- J-ja…. Raczej o tym nie mówię.
- Ale widziałaś, że wszyscy tutaj…
- Kurczę! Znam was od niecałej doby! Nie dziw się, że milczałam! – sapnęła Kodoku, znowu opuszczając głowę.
- Nee, spokojnie. Nie denerwuj się, przecież nie masz powodu.
Karune nie uniosła oczu. W milczeniu przyglądała się linoleum.
- A powiesz, jaka to moc?
Odezwała się dopiero po chwili.
- Widzenie Oczu. Wywołuję to, co umiem sobie wyobrazić…
- Tak wyłączyłaś kamery?
- Mhm. Momo ci powiedziała?
- Wiesz, zmusiłaś komputer do podzielenia przez zero. To rzuca się w oczy.
Kisagari podczas całej rozmowy wlepiał oczy w monitor komputera. Zmusił się, by milczeć.
- U-udało wam się z tymi danymi?
- Mamy je! – Kido wyciągnęła w stronę Kodoku jej własny telefon, na wyświetlaczu którego pojawiła się Ene.
- Naiwni. Nawet hasła nie było – niebieska dziewczyna uśmiechnęła się szelmowsko. – Raz-dwa i sprawa załatwiona!