niedziela, 14 czerwca 2015

Rozdział 9. "Blask w ich oczach"

Początek grudnia przywitał świat bardzo śnieżnie. Białe płatki sypały się z nieba jak oszalałe, zalepiając szczelnie okna wspólnie ze szronowymi kwiatami. Niebo szybko ciemniało, w nocy zaś stawało się pomarańczowe. To zawsze mnie ciekawiło.
Zima jest piękna, ale minusowe temperatury to coś okropnego. Nigdy nie umiałam pojąć, czemu tak wiele osób deklaruje swe umiłowanie zimna. To takie fajne, kiedy wciąganie powietrza przez nos wyciska łzy bólu, a oddech przez usta można przypłacić zapaleniem płuc, kiedy z nosa ciągle kapie, zaś czubki palców grożą, że lada moment ułamią się jak sople? Hmm, nie wydaje mi się.
Oh, to tylko moje smutne dygresje, nie wnoszą niczego do tej historii. Nie warto się nimi przejmować, zatem przejdę do części opowiadanej, tak chyba będzie najlepiej.
Tamten ranek zaczęłam dzikim wrzaskiem, kiedy to Shuu porwał moją kołdrę, a Kou odsłonił w tej samej chwili zasłonki. Ziąb i nagłe pojawienie się ostrego blasku to było za dużo. Z Tsubomi przepuściłyśmy na tych pajaców atak, tak nie wolno nikogo budzić! Pominę opis tejże heroicznej bitwy, wspomnę jedynie, że obaj skończyli przemoczeni jak kury. Bardzo nieprzykre, prawda?
Kiedy szykowałam się na lekcje, zahaczyłam wzrokiem o kalendarz. Do świąt Bożego Narodzenia zostało osiem dni.
- Hej, a tak w zasadzie to co chcielibyście dostać na święta? - spytałam bezwiednie, bardziej z siły przyzwyczajenia, niż poważnie myśląc o prezentach.
- Zabranie mocy oczu - wypaliła natychmiastowo Tsubomi, wyganiają chłopaków z łazienki, w której to właśnie suszyli włosy. Spojrzała na mnie wzrokiem ociekającym powagą. No, w sumie, jakżeby inaczej. Ta sytuacja wymagała poważnego podejścia. Przegryzłam wargę, kątem oka obserwując Kousuke, uśmiechającego się z zażenowaniem.
- Nie pogardziłbym możliwością odejścia stąd. Wiesz, do jakiejś rodziny adopcyjnej... Hehe, naiwne, co nie?
- Żebyś wiedział - sarkazm w głosie schowanej w toalecie Kido odebrał delikatne światełko z jego źrenic, Shuu poklepał chłopaka pocieszająco po plecach.
- Nie przejmuj się orężem ukrytym w ustach Kido-san, biedaczka ma zły humor.
- Ciekawe czemu - wycelowałam oskarżycielsko palcem w przyjaciela. - Tak w ogóle licz się z zemstą. Nie wolno mnie brutalnie budzić.
- Wzbudziłaś we mnie panikę, Karune! Powiedz chociaż, że nie zaboli!
Zamiast odpowiedzieć, wypchnęłam obu za drzwi, niby w celach zamiany piżamy na codzienne ubrania. Dość szybko to załatwiłam, w następnej minucie stukałam do łazienki.
- Można wejść? Czy okupujesz sedes?
Drzwi uchyliły się, w szparze dostrzegłam Tsubomi szorującą zaciekle zęby. Wolną dłonią machnęła zapraszająco. Wślizgnęłam się do środka, wzrokiem poszukując szczotki do włosów.
- Ciekawe pytanie zadałaś - odezwała się dziewczynka, wypluwszy wcześniej pianę i opłukawszy usta. Nie odpowiedziałam, zbyt zajęta szarpaniem się z nieposłusznymi pasemkami. W zasadzie to bardziej zażenowanie zasznurowało mój otwór paszczowy.
- Przepraszam. To było głupie, skoro nawet nie mogę tego da...
- Nie przepraszaj. Chciałaś po prostu spełnić jakieś nasze pragnienia, ale to, co nas... mnie... najbardziej by ucieszyło, znajduje się poza zasięgiem twojego "wzroku". Nic, czemu byłabyś winna i co mogłoby budzić w tobie wstyd za tamto pytanie.
Dziewczynka przyjrzała się swojemu odbiciu. Pogładziła krótką czuprynę.
- Teraz tak dumam... czy to aby nie twoja zdolność pcha cię ku...
- Ku czemu? - zapytałam z zainteresowaniem, jednak Tsubomi jakoś nie usiłowała ciągnąć tematu.
- Tak coś powiedziałam. Zapomnij.
- Ale...
- Zapomnij, Karune. Nawet tego nie przemyślałam. To nic ważnego.
- W porządku, jeśli tak mówisz... - odłożym szczotkę, jednak ruch ten był na tyle niezgrabny, że przedmiot potoczył się do umywalki. Złapałam go akurat kiedy wygrywał dziwną melodię, sapnąwszy niezadowolona.
- A czy chciałabyś coś z zakresu materialnego, co mogłabym wyszarpnąć za pomocą oczu?
- Nie. Dziękuję za troskę, ale nie. Zapytaj płaczkę i idiotę, może oni czegoś pragną. Albo zdobądź dla Kota coś smacznego. Ja nie pragnę niczego od świąt.
Tak właśnie powiedziała, "od świąt", nie "na święta". To zmusiło mnie do kolejnych rozmyślań na temat drugiego dna tychże słów. Chociaż to nie musiało mieć żadnego ukrytego znaczenia, a ja tylko się czepiałam.
Tsubomi odłożyła szczoteczkę na krawędź umywalki, po czym pomachała mi i opuściła łazienkę, rzucając na odchodnym:
- Bądź dziś ostrożna.
Chwilę potem wyszła na lekcje.
Tak naprawdę to urocza osoba. Szkoda, że częściej nie ujawniała tej strony.
Ja miałam zacząć zajęcia dopiero za godzinę, zatem nie musiałam się spieszyć.
Do pokoju wrócili natomiast Shuu i Kou, ten pierwszy załomotał do drzwi.
- Karu-chan, Kar...
- Bez zdrabniania! - wytknęłam głowę przez szparę powstałą między framugą a drzwiami, nadymając policzki. - Czego ci potrzeba, duszyczko?
- Przede wszystkim ogólnej miłości i powszechnego uwielbienia, ale delikatnością ze strony naszej uroczej Kido też bym nie pogardził. Hej, a co cię tak wzięło na rozkopywanie naszych najgłębszych pragnień?
Przewróciłam oczami.
- Po prostu chcesz udostępnienia toalety, mam rację?
- Jak ty mnie dobrze znasz, kochana przyjaciółko.
Ze wzrokiem wbitym w sufit wpuściłam go do łazienki, zresztą nigdzie mi się nie spieszyło. Znowu popatrzyłam na kalendarz.
Kousuke również przygotowywał się na lekcje, mnie zaś przypomniała się pewna sytuacja sprzed kilku dni, kiedy to czarnowłosy wrócił do pokoju z podbitym okiem. Nie chciał powiedzieć, kto mu to zrobił, wykręcił się odpowiedzią, że niezdarnie upadł. Ja już znałam takie upadki, zatem mu nie uwierzyłam. Teraz nadarzała się okazja do poznania prawdy.
- Kou... - zaczęłam powoli, modląc się o opanowany głos. Oko chłopca już prawie się wygoiło. - Wiem, że wcale się nie potknąłeś...
- A o czym... A-ahh... - rękę bezwiednie uniósł do prawego policzka. Posłał mi nieśmiały uśmiech i pokręcił głową. - Karune-san, to miłe, że troszczysz się, ale naprawdę - to był przypadek. Wiesz, że nie lubię kłamać, jak niby miałbym zataić przed wami prawdę?
Niechęć wobec kłamstw to jedno, jednak żeby nikogo nie martwić, byłby w stanie nagiąć samego siebie. Dobrze to znałam, później miałam tak żyć.
- Kou...?
- Naprawdę - nie martw się.
Na uspokajające machanie ręką nie mogłam już nic poradzić, zmuszona byłam odpuścić. Dwie minuty później już go nie było.
Opadłam ciężko na łóżko Tsubomi, Kot wykorzystał to, wskakując mi na klatkę piersiową. Jego mruczenie normalnie mnie usypiało, w tej chwili natomiast tylko otępiało. Machinalnie wodziłam dłonią po czarnym futerku, wzmagając tym intensywność pomruku. Drzwi łazienki otworzyły się ze skrzypieniem.
- Za dużo ze mną siedzisz - Shuu usiadł obok zamyślonej mnie, drapiąc Kota za uszkiem. - Zaczynasz poznawać się na kłamstewkach i nagięciach prawdy.
- Hę... Hę? Ja? Raczej nie. To tylko intuicja.
Zegar odmierzał minuty do podjęcia obowiązku szkolnego.
- Ciebie też coś zadręcza. Nie umiesz ukrywać swoich emocji - dodał spokojnie, czekając na moją reakcję. Zignorowałam te słowa, nie przestając głaskać Kota. - Karune, przecież wiem, że mnie słyszysz.
- Niczego nie ukrywam. Wszystko jest zwyczajne. Dzieciaki mnie nie lubią, bo jestem "tą z pokoju 107", "wiedźmą". To nie jest coś, czym warto was męczyć.
- Ale wiesz... Mam wrażenie, że zatajasz coś więcej. Dobrze cię znam.
Przekręciłam się na bok w stronę Shuuyi, zrzucającym tym zwierzątko na materac. Niezadowolony futrzak prychnął i uciekł do blondyna.
- Shuuya... proszę. Gdybym miała problem...
- Zataiłabyś go. Jak wtedy, gdy niemal tydzień przesiedziałaś bez słowa. Właśnie... - przypomniał sobie o czymś. Pozwolił Kotu wgramolić się na kolana. - Kto podpalił te śmietniki?
Zesztywniałam.
- Nie wiem. Było ciemno... Chciałabym móc to w końcu wyprzeć z pamięci... Czemu wywlekasz to teraz, minęło już sporo czasu...
Kano zauważył, że wyglądam jak po otrzymaniu ciosu pięścią w brzuch, dlatego odstąpił od tematu. Wymamrotał jedynie "tak jakoś" i na tym koniec. Nadszedł czas rozstania, każde miało zajęcia gdzie indziej.
Lekcje mijały w niezmieniającym się od niemalże początku schemacie. Odwrócony w stronę tablicy sensei nie dostrzegał, że Hiroshi wraz ze swoją kliką usiłują mnie zadręczyć. Pod koniec drugiej godziny drżałam jak w febrze. Powstrzymywane łzy groziły zalaniem mnie.
Oszukiwałam Shuu, mojego najlepszego przyjaciela, chociaż ten zdążył już przejrzeć nieudolną grę. Dlaczego zatem uparcie trwałam przy swoim? Kogo chciałam okłamać? Siebie? Przyjaciół? To nic nie dawało, powodowało jedynie, że czułam się okropnie.
Mimo to nie miałam zamiaru tego przerywać. Nie umiałam przyznawać się do błędów, a to był w końcu jeden z nich. Musiałam w to brnąć, trzymać się tego tylko dla swojej dumy. Kolejna kulka papieru. Powinnam naliczać opłatę za każdą zmarnowaną na moją osobę kartkę.
- Wiedźmo!
Westchnęłam, szczerze tym wszystkim znudzona. Uśmiechnęłam się tylko półgębkiem do samej siebie i kontynuowałam przepisywanie danych z tablicy. Nie ma mowy, bym w ogóle przyznała Shuu rację.

Prószył delikatny śnieg, osadzający się niczym maleńkie diamenty na moich włosach i okularach. W kontakcie ze skórą powinien topnieć, jednak zmarzłam tak bardzo, że śnieżne płatki trwały niewzruszenie na powiekach i policzkach. Mogłam w sumie czuć wdzięczność do świata, że śnieg nie był obfitszy.
Tupnęłam kilka razy, strząsając puch z butów. Od kilku minut tkwiłam przed szkołą, nie bardzo wiedząc, dokąd się udać. Nie spieszyło mi się do "domu", ale i park nie jawił się jako kusząca wizja. Krótko mówiąc, nie miałam co ze sobą zrobić.
Minęły mnie dwie dziewczynki z klasy, chichoczące i plotkujące mimo pary wydmuchiwanej z ust i groźby zachorowania. Trzymały się bliziutko, rozmawiały o świętach.
Westchnęłam. Święta. Nie mogłam niczego podarować moim przyjaciołom, ich pragnienia były dla mnie niemożliwymi do spełnienia. Wyciągnięta dłoń i tak znajdowała się za daleko, by je pochwycić.
Z całą pewnością jednak należały im się jakieś drobiazgi, jako wyraz pamięci o nich. Przyjaźniliśmy się od dwóch lat. To zobowiązywało, tak myślę. W zeszłym roku nie przyszło mi to do głowy.
Tak oto spontanicznie wyruszyłam do miasta.
Mijałam cudacznie ozdobione wystawy sklepowe, migające zewsząd reklamy, kuszące tysiącem "wymarzonych podarunków", ale patrząc na to wszystko, nie czułam takiej ekscytacji jak podczas ostatniego dnia lata, spędzonego na tułaczce z Shuu. Zdaje się, że towarzystwo także ma wpływ na przeżywanie pewnych zdarzeń.
Zaglądałam niemal w każdą witrynę, nie zważając na groźbę przymarznięcia rozpłaszczałam nos o szkło oddzielające mnie i ładnie wyeksponowane przedmioty. Nic nie wydawało mi się odpowiednie.
Wraz z mijającymi minutami narastała moja frustracja. Palców u stóp niemalże nie czułam, czubek nosa szczypał, para wydobywająca się z ust była gęsta jak mgła. Nudziło mnie samotne kręcenie się po ulicach i chciałam porzucić całą tę "operację"...
...kiedy to oślepił mnie neon salonu gier.
Zajrzałam przez okno do środka. Tłumy, tłumy kłębiące się przy automatach, głównie pachinko, mnóstwo błyskających epileptycznie świateł, wszechobecny dym z papierosów. Mogłam wyobrazić sobie, jaki zgiełk panuje wewnątrz, jak wielki jest zaduch. Osobiście nie miałam tam czego szukać.
Wzrok przypadkiem zahaczył o półkę z nagrodami, a moje serce przyspieszyło pracę. Zdawało mi się, że znalazłam świętego Graala, i to w liczbie mnogiej. Dostrzegłam niewielką, ale grubą książkę pod wiele mówiącym tytułem "Leśni przyjaciele", coś w sam raz dla Kousuke. Obok pyszniło się pudełeczko z tanim odtwarzaczem mp3, który wydawał mi się idealnym prezentem dla Tsubomi. Dla Shuu nie widziałam nic, jednak uznałam, że i tak powinnam wejść.
Ciepłe powietrze uczepiło się moich okularów, gdy tylko pchnęłam drzwi, tym samym oślepiając mnie na dwie, może trzy minuty. Czekałam przy wyjściu, aż szkła odparują, jednocześnie uszy chciwie łowiły hałas wywoływany przez liczne automaty. Tylko automaty; gracze milczeli, zahipnotyzowani barwnymi wyświetlaczami, zdeterminowani, by rozbić bank. To wszystko było szokujące. Czułam się niczym gaijin.
Kiedy szkła znowu stały się przejrzyste, wbiłam spojrzenie w półki z nagrodami. Widziałam wyraźnie wymarzone przedmioty, dzielił mnie jednak od nich spory dystans, którego nie miałam jak pokonać. Ja nawet nie potrafiłam posługiwać się którymkolwiek z tych urządzeń...!
Niemniej jak urzeczona wpatrywałam się w nagrody, jakby samym spojrzeniem magicznie mogła je zdo...
Nagle olśnienie. Metoda, o zastosowaniu której pomyślałam, bynajmniej nie była uczciwa, jednak cichy głosik desperacji wciąż powtarzał, że innego sposobu przecież nie ma. A naprawdę zależało mi na uprzyjemnieniu przyjaciołom świąt!
Na początek potrzebowałam środków finansowych. Pod pretekstem przetarcia oczu uniosłam dłonie, by je zasłonić, jednocześnie wyobraziłam sobie błysk srebrnej monety o rewersie ozdobionym wytłoczonymi kwiatami, spadającej z brzękiem na podłogę. Chwilę potem taki oto dźwięk przebił się ponad hałas gier.
- Ugh, nie tylko automaty pozbawiają mnie wypłaty... - młody mężczyzna w garniturze schylił się, by odnaleźć pieniężną zgubę, ta toczyła się akurat w moją stronę. Wylądowała prosto pod czubkiem mojego prawego buta.
Poczułam wyrzuty sumienia, rozsądek wrzeszczał, że to już zakrawa na kradzież. I chociaż bardzo, bardzo potrzebowałam tych pieniędzy, by grać, to jednak podniosłam metalowy krążek i podeszłam do wciąż pochłoniętego poszukiwaniami człowieka.
- Przepraszam, to chyba należy do pana - wymamrotałam, wyciągając przed siebie dłonie. Moneta stujenowa błyszczała wesoło w świetle jarzeniówek. Zaczepiony mężczyzna, widząc to, uśmiechnął się z ulgą.
- Ahh, faktycznie. Dziękuję, siostrzyczko*... Przyszłaś spróbować szczęścia, co?
- Khh... T-tak... - poczerwieniałam, niepewna, jak poprawnie się zachowywać. Ten poklepał mnie po głowie.
- Mogłaś sobie zatrzymać te sto jenów, ale postąpiłaś bardzo uczciwie.
"Tak, tak, jasne. Strach cię zjadł." Ru, nikt cię nie zapraszał.
- Usiądź gdzieś, ja załatwię kulki.
Z dziko bijącym sercem ruszyłam do najbliższego wolnego automatu, widać było po nim, że postawiony został całkiem niedawno. Kilka minut później podeszła do mnie pracownica z tacką pełną lśniących kuleczek oraz ten miły nieznajomy z niepewną miną.
-Słuchaj... Nie możesz grać, ponieważ jesteś za młoda...
- Jakby wcześniej pan tego nie zauważył... - wymamrotała pod nosem dziewczyna trzymająca srebrny skarb. Mężczyzna tego nie dosłyszał.
Ja natomiast pobladłam. Jak to - nie mogę...! Ja muszę! Książka i odtwarzacz wrzeszczały do mnie z drewnianych półek. Myślałam, że rozkleję się przy tym nieszczęsnym automacie, jednak wtedy mężczyzna, chyba zdjęty litością, dodał:
- Wiesz... mógłbym zagrać w twoim imieniu... jeśli coś bym ugrał, ty wybrałabyś nagrodę. Czy taki układ ci odpowiada? Mimo wszystko odnalezienie przez ciebie tych stu jenów uratowało nie przed większymi stratami.
Ta propozycja była bardzo niespodziewana, a jednocześnie niewiarygodnie wręcz pomyślna! Ochoczo pokiwałam głową i zrobiłam miejsce mężczyźnie. Ten bez wahania zasiadł przed maszyną, strzelił palcami i odebrał od pracownicy kulki.
Postanowiła dopomóc jego i, tym samym, swojemu szczęściu. Oczywiście to było oszukiwanie, nieuczciwe zagrywki i tak dalej, ale skoro los już się uśmiechnął, to miałam w planach wycisnąć z tego, ile się da! Zresztą miałam zamiar zostawić temu pachinko "szczęście", tak by inni również mogli z niego skorzystać.
Pachinko zostało uruchomione.

- To coś niesamowitego...! - zawołał mój nowy, podekscytowany znajomy (przedstawił się jako Kouta Ren), kiedy kulka ponownie wpadła w środkową "kieszonkę" pachinko; tym oto sposobem łamał podstawowe, niepisane prawo salonów, mianowicie zachowanie ciszy niezależnie od sytuacji.
Po raz kolejny w ciągu niecałych dwóch godzin każda z dwudziestu pięciu zakupionych wcześniej kulek bezbłędnie wcelowała w sam środek automatu, uruchamiając slot z jednorękiego bandyty. Ten tylko trzykrotnie ułożył się niepomyślnie, całej reszcie udało się pomnożyć nasz "majątek". Stałam "niewzruszenie" przy Renie, ciągle gapiąc się na psychodeliczny automat w obawie, że oderwanie wzroku przerwie działanie mocy. Chwiałam się, bolały mnie oczy i byłam już dosyć głodna. Nie orientowałam się nawet, która jest godzina. Mogłam mieć tylko nadzieję, że moja nieobecność nie była jeszcze dla nikogo alarmująca. Stłumiłam ziewnięcie, zajęta wymyślaniem powodu przedłużającego się zniknięcia.
- Siostrzyczko, jesteś chyba małym talizmanem! - entuzjazm w głosie mężczyzny nijak mi się nie udzielał, zmęczenie skutecznie mnie osłaniało. - Wybrałaś znakomity automat!
Niemal wszyscy gracze odstąpili od swoich maszyn i skupili się wokół mnie i Kouty, pochłoniętego bez reszty mnożeniem posiadanych kulek. Ciche szepty, zlewające się w buczenie, przywodziły mi na myśl rój much lub, co gorsza, szerszeni. Zakołysałam się w przód i tył, zbierając w sobie odwagę. Po paru głębszych oddechach w końcu wydusiłam z siebie:
- Przepraszam... co... z naszą... umową...?
Ren jakimś cudem oderwał spojrzenie od przesłodzonych animacji, zdawało mi się przez chwilę, że zdążył o tym zapomnieć...! Zamrugał raz, potem drugi, następnie zaś uśmiechnął się promiennie.
- Siostrzyczko, zaraz ją sfinalizujemy! Daj mi jeszcze tylko...
- D-do... Nie, n-niedobrze...! - nie wiedzieć jak, zdobyłam się na protest, który to podkreśliłam słabym tupnięciem nogą. - Na zewnątrz jest już ciemno, powinnam wracać do domu i naprawdę potrzebuję tamtych nagród. Z-zresztą jeśli będzie pan tu zbyt długo siedział, to pan w końcu przegra wszystko!
Miałam nawet w zanadrzu odpowiednią imaginację i byłam na tyle zdesperowana, by ją wykorzystać, jednak w tym wyobrażeniu tracił wszystko, a na to pozwolić nie mogłam w żadnym razie. Moja butna mina, podparcie bioder i zaciętość w oczach okazało się być wystarczające. Ren westchnął ciężko.
- Potrafisz postawić na swoim, siostrzyczko.
Zmierzyłam zebrany tłum groźnym spojrzeniem.
- Idziemy teraz po nagrodę. Jeśli zajmiecie panu Koucie ten automat, gorzko pożałujecie. Niemalże jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się pracownica, inna niż obsługująca nas na początku. Zabrała tackę, po brzegi zapełnioną kulkami, ruszyliśmy za nią.
- Niezły połów - skomentowała krótko kobieta za kontuarem, przyjrzawszy się łupowi.
- Wybieraj, siostrzyczko - Kouta machnął ręką w stronę półek z nagrodami, bez chwili zawahania wskazałam na upatrzoną książkę i odtwarzacz. Wtem spostrzegłam kolejne dwa przedmioty, wydawały mi się przeznaczone Shuu i Yusuki. Jednocześnie przegryzłam paznokieć kciuka. Czy dobroczyńca, z winy mojej chciwości i apetytu, znacząco nie zbiednieje?
Rzut oka na morze srebra uspokoił mnie. Dzięki drobnej pomocy Ru mężczyzna mógł grać całą noc. Tym samym dobrałam obie rzeczy.
- Dziękuję panu bardzo za dzisiejszą pomoc - odezwałam się radośnie, kłaniając się przed Renem. - Oby pomyślne gwiazdy zawsze pana oświetlały.
- Bardzo finezyjne - roześmiał się, odwzajemniając ukłon. - Dziękuję, mała siostrzyczko, za dzielną asystę przy rozgrywce.
Zgarnęłam zdobyte przedmioty do torby i opuściłam salon, machając temu miłemu człowiekowi na pożegnanie.
Latarnie oświetlały ulice okryte śnieżnym kocem, kolejne miliardy srebrzystych okruchów niespiesznie ściągała w dół grawitacja. Ludzie w płaszczach, czapkach i szalikach szybkim krokiem przecinali kolejne przecznice, gdzieś dążąc. Czerwone, żółte i zielone neony przypominały o zbliżających się świętach, które tak naprawdę nie były rdzennie "nasze", jednak dawały pretekst do obdarowywania się i wspólnego spędzania czasu. Dobrze, że ktoś je tu zaszczepił.
Poprawiłam zamek w kurtce i skierowałam się w stronę sierocińca.

- Brr, mróz! - Shuu przyciskał nos do szyby, obserwując ze mną śnieżny karnawał. - Strach wystawić nos na zewnątrz, bo odpadnie!
- Mhm - wymamrotałam w odpowiedzi, wiodąc palcem po zaparowanym szkle. Blondyn popatrzył na mnie, na ustach pojawił się ten jego firmowy uśmieszek.
- Karune-san od Dnia, W Którym Się Zgubiła, stała się bardzo tajemnicza. Cóż takiego wydarzyło się w ciągu tych kilku godzin, co odebrało jej zdolność operowania wyrazami złożonych z więcej niż dwóch sylab? Tego pewnie nigdy...
- Przestań się popisywać, i tak ci jeszcze niczego nie zdradzę - odchyliłam się niebezpiecznie w tył, wbijając znudzony wzrok w udającego aktora teatralnego przyjaciela. Codziennie, przez siedem dni, starał się ode mnie wyciągnąć, co takiego usiłowałam upchnąć pod swoimi ubraniami w szafie, potem nakryłam go, jak wśród nich szpera. Za karę kazałam mu całą dobę paradować w jednej z moich spódniczek, natomiast świąteczny łup ukryłam u Yusuki. Ufałam, że nie spróbuje poznać zawartości zielonej foliówki, wręczonej sennego piątego ranka.
W głowie układałam plan na dzień dzisiejszy. Z całego serca pragnęłam, by wszystko wypadło jak najlepiej, bym mogła dostrzec radość w ich spojrzeniach, tak rzadką w tym okropnym miejscu. Może to głupie, starać się aż tak. Jednak też jestem głupia, więc mogłam brnąć w to dalej.
- Karune, tak się nie traktuje najlepszych przyjaciół! - oho, Kano postanowił uderzyć w lament. Wiedział, że odpuszczam po to, by nie słuchać tych żałosnych zawodzeń, mimo to tym razem postanowiłam nie dać się jego atakom.
- Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko! - tupnęłam w irytacji, wykazując się tym samym podobnymi skłonnościami. Chłopak wydął wargi.
- Karu-chan...
- Zepsujesz wszystko, ciągle marudząc! - ucięłam dyskusję, wychodząc z pokoju. Chciałam znaleźć Kou, podejrzewałam, że dziś nakarmi nowych mieszkańców Kąta. Lęk przed tym miejscem zdążył już się zatrzeć.
Zdawało mi się, że nię będę miała tego dnia szczęścia, kiedy nie udało mi się znaleźć czarnowłosego, a zamiast tego wpadła prosto na Hiroshiego! Diabelski ten mój fart!
Ale, ale, on nawet mnie nie zauważył. Gapił się zły na panele pod stopami, dłonie trzymał zaciśnięte w pięść. Coś mamrotał.
Z nerwów zaczęłam się trząść, okulary zsunęły się po nagle przepoconym nosie. Niezgrabnie je poprawiłam, jednocześnie przypadłam lewym bokiem do ściany i bardzo powoli usiłowałam się obok niego prześlizgnąć.
-Te, wiedźma, jak podobała się chwila wytchnienia?
Zaklęłam w duchu (chociaż byłam na to pewnie za mała), nawet nie zaszczyciwszy tego śmiecia spojrzeniem. Oderwałam się od tapety i przyspieszyłam.
- Stój, głupia dziewucho, gdy coś mówię!
Nim zdążył mnie jakkolwiek dotknąć, odwróciłam się, wykrzywiając usta w grymasie obrzydzenia. Hiroshi tylko się roześmiał.
- Masz plastyczny pysk. I jak, odpoczynek był przyjemny? Wszyscy odetchnęli z ulgą, że to koniec, hmm?
- Jaki odpoczynek, przecież ciągle zmieniasz mi życie w piekło! - syknęłam, odsuwając się do tyłu. Oprawca przybrał sztucznie zdumioną minę.
- Ty nie wiesz, o czym ja mówię, oh, ojej - dla lepszego efektu przycisnął dłoń do policzka. - To nie świadczy dobrze o tobie jako o przyjaciółce, doprawdy...
- Stul pysk i przestań mnie zaczepiać, inaczej gorzko pożałujesz...!
Nie przejmował się moimi pogróżkami, zdawał się być nimi wręcz znudzony, co potwierdził ziewnięciem.
- To głupie. Wiesz co, rozdrażniłaś mnie w tym momencie. Wielka szkoda, bo urlop trwałby inaczej aż do Nowego Roku... I patrz no, znów wszystko spaprałaś.
Bez słowa zerwałam się do biegu, wmawiając sobie, że to nic nieznaczący bełkot, że nie warto się tym martwić.
Dwa korytarze dalej w końcu przestałam uciekać, oparłam się o ścianę, by wyrównać oddech, myśli natomiast zajęłam sprawami świątecznymi. Skoro nie mogłam znaleźć Kou, powinnam była udać się do Yusuki, by odebrać niespodzianki. Tak, to dobry pomysł. Najlepsze, że instynktownie trafiłam w pobliże pokoju kobiety. Odnalazłam odpowiednie drzwi i leciutko zastukałam.
- Przepraszam, to ja - odsunęłam się, gdy w progu stanęła panna Hesomi, następnie zaś dygnęłam. Uśmiechnęła się.
- Pewnie przyszłaś po swoje sekretne przedmioty - wpuściła mnie do środka. W odpowiedzi skinęłam głową. - Tak jak prosiłaś, nie dotykałam ich. Mam też dla ciebie nieco ozdobnego papieru i kilka wstążek, chyba ci się przydadzą?
Spojrzałam na nią pozytywnie zdumiona. Co za intuicja! Sama chciałabym być tak domyślna.
- Tak myślałam. Umiesz pakować?
- N-nie.
- Żaden kłopot, pokażę ci.
Próby nauczenia mnie poprawnego owijania pudełek w ładny papier, mimo przeznaczenia nań około godziny, spełzły na niczym - a to coś się rozdzierało, a to nieprawidłowo układało, a to brzydko gniotło. W końcu spojrzałam żałośnie na wychowawczynię, niemo błagając o pomoc. Westchnęła, uśmiechając się.
- Spójrz, szarpałaś za to nieco zbyt gwałtownie. To należy zgiąć z wyczuciem - palce sprawnie wędrowały po lśniącej powierzchni, zmieniając pozostawioną przeze mnie kupkę nieszczęścia w eleganckie opakowanie. Zawiązałam białą kokardkę.
- Prezenty na pewno spodobają się twoim przyjaciołom - odezwała się kobieta, kiedy podałam jej małe pudełko z odtwarzaczem. - To dobrze, że pamiętałaś o nich, zwłaszcza w tym okresie.
- A ty i Suzume wymieniałyście się podarunkami w czasie świąt?
- Owszem - kwadratowe pudełeczko okręciłam fioletową wstążką. - W zasadzie każda okazja była dobra do robienia sobie takich niespodzianek.
- Czym się obdarowywałyście?
- Książkami. Ja dostawałam albumy z obrazami mistrzów malarstwa, Su zawsze chciała kryminały. Ale nie takie typowe, żadnego Sherlocka Holmesa czy Herculesa Poirot, o nie. Kryminał musiał splatać się ciasno z psychologią, i to co najmniej.
Została ostatnia, największa rzecz - książka dla Kou. Yusuki ostrożnie ją owinęła w papier, ja dokończyłam dzieła kokardką.
- Wygląda to znakomicie! - zawołałam entuzjastycznie, szybko układając prezenty w zgrabny stosik. - Bardzo mocno dziękuję!
- Nie ma sprawy, naprawdę cieszę się, że mogłam pomó... - nie zdążyła dokończyć, bowiem zarzuciłam jej ręce na szyję. Chyba tym ją zszokowałam, ale odwzajemniła uścisk. - Karune, wiesz, to nic wielkiego...
Zaprzeczyłam gwałtownie ruchem głowy, odrywając się od opiekunki. Chwyciłam najmniejszą z paczuszek i potrząsnęłam nią.
- Nie. To... - podałam prezent kobiecie. - ...jest nic takiego, znaczy zawartość. Ale... To, co dla mnie zrobiłaś, co robisz teraz... - przybrałam najbardziej hardą minę, na jaką potrafiłam się zdobyć. - Wspaniale mnie traktujesz. Pomagasz mi. Nie nazywasz mnie potworem, nie miałaś uprzedzeń. Pomagasz mi. Traktujesz... traktujesz jak przyjaciółkę. Ufasz mi i pozwalasz być blisko, chociaż reszta pracowników i wychowanków odtrąca mnie i z moich przyjaciół, wyzywając od najgorszych...
Głos mi zadrżał, a łzy już spływały po policzkach. Już nawet wspominanie obelg ciskanych w naszą stronę było dość bolesne.
- Karune, nie płacz - kobieta objęła mnie mocno. - Nie płacz, bo mi też robi się smutno, a dzisiejszy dzień jest zbyt radosny na łzy. Mogę to rozpakować?
Podniosła paczuszkę i delikatnie nią potrząsnęła. Skinęłam głową.
- Kurczę, a chwilę temu to tak ładnie pakowałam, mogłaś uprzedzić, że to niekonieczne - zachichotała, rozcinając ostrożnie papier, kokardkę zachowała. W niewielkim pudełku znajdował się nieco tandetny wisiorek w kształcie serca. Metal zabarwiony na złoto okalał sporą, czerwoną cyrkonię. Wyglądało ładnie, ale nie miało jakiejś większej wartości.
Mimo to opiekunka znowu mnie przygarnęła.
- Dziękuję ci, Karune. To wspaniały prezent. Teraz leć na obiad, bo sprzątną ci najsmaczniejsze kawałki sprzed nosa. Potem możesz do mnie jeszcze wpaść.

- Co to za diabelsko ważna rzecz, która wymagała nieobecności naszych drogich przyjaciół, naszych współlokatorów?
Shuu dażył tajemnicze paczuszki niemałym zainteresowaniem, od kiedy to wpadłam do pokoju niczym burza, bezceremonialnie wrzuciłam pudełka na górną pryczę i równie bezceremonialnie wypchnęłam blondyna na stołówkę, zbywając wszystkie jego pytania na tenże temat. Tsubomi i Kou w chwili mojego energicznego wtargnięcia znajdowali się poza pokojem, zatem uniknęłam kolejnych dwóch zestawów pytań.
Nie, wróć. Tsu miałaby to w niezwykle głębokiej powadze, natomiast Kousuke powstrzymywałby się od pytań z grzeczności.
Zastaliśmy ich na stołówce, rozgrzebujących posiłek na talerzu. Shuuyi posłałam spojrzenie mówiące "Wytłumaczę później, teraz siadasz, jesz i o tym nie wspominasz". Bardzo liczyłam, iż zrozumiał komunikat.
Podczas posiłku odkładałam nieco soczystej ryby na bok, w końcu Kotu również coś się należało. Kou postępował podobnie, z tą różnicą, że odmawiał sobie nieco więcej - miał w planach poczęstować bezdomne futrzaki. Przy stole panowała cisza, której nie przerwał nawet koniec posiłku. Seto wyruszył na dwór, zaś Kido udała się do jakiejś swojej samotni, widocznie nie chciała spędzać z nami czasu.
- Znakomicie.
- Nie bądź ironiczna, Karune, ty wiesz, jak ubodłoby to naszą drogą Kidochan?
- Ale wszystki idzie zgodnie z planem! - zaprotestowałam, wchodząc do pokoju. Blondyn zatarł ręce.
- Sekretny plan, powiadasz? Czekaj, czy jest on powiązany z przedmiotami ułożonymi na twoim łóżku? - przycisnął ręce do policzków. - Karu-chan, czyżbym miał dowiedzieć się, czymże te paczki są?!
- Tak, ale w odpowiednim momencie, to jest - nie teraz.
Udał, że opuszcza go całe powietrze.
- Ty to potrafisz pozbawiać złudzeń.
Wspięłam się szybko na swoją pryczę, jedną ręką usiłowałam pochwycić wszystkie prezenty, co nie było taką prostą sprawą. Po dwóch nieudanych próbach postanowiłam zaryzykować, puściłam drabinkę, przylgnęłam płasko tułowiem do materaca i zgarniałam pudełka.
- Pomóc?
- Nie, nie, dam sobie radę - roześmiałam się, a już w następnej chwili siedziałam na ziemi, "przysypana" opakowanymi przedmiotami.
"Znakomicie sobie poradziłaś" - Ru śmiała się sykliwie, podczas gdy zajęłam się układaniem prezentów w mały stosik.
- Nic ci nie jest? - Shuu wyciągnął dłoń i pomógł mi się podnieść, uciekłam wzrokiem w bok.
-Ah, nie, nic. Wszystko w porządku, pomijając mój anielski upadek - kiepskim żartem usiłowałam zamaskować zażenowanie swoją niezgrabnością. Poczerwieniałam, ale nie przestałam się uśmiechać.
- Anielska przyjaciółko, czy teraz chcesz pomocy?
- Skoro tak ładnie ją oferujesz... Połóż tę paczkę na poduszce Kousuke - wręczyłam mu książkę, bez słowa wykonał moją prośbę i nawet nie próbował dociekać, co skrywa warstwa woskowanego papieru. Byłam mu za to wdzięczna.
Ja ułożyłam pudełko z odtwarzaczem na poduszce Tsubomi. Ostatni prezent zgarnęłam, nim Shuu zdążył o niego zapytać.
- Jak się domyśliłeś, to dla ciebie - z uśmiechem wyciągnęłam przed siebie najmniejsze z opakowań. Chłopak, chyba zszokowany faktem, że również coś otrzymał, przyjął niepewnie podarunek.
- C... Co to? - przyjrzał się krótkiemu paskowi sztucznej skóry, ozdobionemu na wierzchu łańcuchem. - Fajne, ale wygląda jak rockowa obroża.
- To bransoletka - zapięłam mu ją na prawym nadgarstku. Z kieszeni wyjęłam drugą, identyczną, delikatnie nią potrząsnęłam.
- Czy ty mnie właśnie wplątujesz w jakąś tajną organizację?
- N-nie. To... Uh - trudno mi było ubrać to w takie słowa, by go po prostu nie rozbawić. - Jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Zdaje mi się, że najlepszymi.
- To w takim razie możesz to nazwać znakiem naszej przyjaźni. Wybacz, że nie jest to nic... lepszego, ale przysięgam, nie potrafiłam znaleźć niczego odpowiedniejszego...!
Shuu przyglądał się moim palcom, które to przypadkiem splotłam z jego.
- Nie... Znaczy, to już samo w sobie jest fajne! Wiesz, najlepszym prezentem jest fakt, że o mnie pomyślałaś. Dzięki, Karune.
Niespodziewanie mnie przytulił.
- Wesołych Świąt.
- Wesołych, czarodziejko.
- A wy co się tak obłapiacie? - na dźwięk głosu Tsubomi odskoczyliśmy od siebie; poczułam jednocześnie, że moje policzki płoną. Kurczę. Co też mogła sobie pomyśleć...! To musiało wyglądać dziwnie.
Za zielonowłosą stał Kou, trzymający w ramionach Kota.
- Wesołych Ś-świąt! - wyrzuciłam ramiona w górę, uśmiechając się nerwowo. - Super, że już jesteście.
- Żadnych życzeń, TU nie mamy powodu do święto... - Tsu zamilkła, bowiem dostrzegła leżący na poduszce prezent. - Co. To. Jest.
- Hej, też mam paczkę... - Kousuke z zaciekawieniem przyglądał się prostokątnemu pakunkowi; żeby niczego przedwcześnie nie zdradzić, zajęłam się obdarowywaniem Kota resztkami z obiadu.
- Ktoś się chyba pomylił... - czarnowłosy wyciągnął dłoń ku prezentowi, jednak rozmyślił się. - Tak, to na pewno pomyłka...
Posmutniał, bowiem liczył, iż naprawdę otrzymał coś na święta. Postanowiłam wkroczyć.
- Żadna pomyłka! - o mało nie staranowałam Shuu, kiedy to "tanecznym krokiem" znalazłam się na środku pokoju, pociągnąwszy wcześniej za sobą przyjaciół. - To dla was! W stu procentach, od kokardki, aż do zawartości! Z okazji świąt!
Wzrok Kido wyrażał obawę, że zwariowałam do reszty, natomiast Seto patrzył na mnie radośnie.
- N-naprawdę?
- Tak! - zachichotałam. - Chciałam po prostu...
- I... po co to zrobiłaś? W ogóle skąd wzięłaś te przedmioty...? - zielonowłosa wyrwała dłoń, którą ściskałam i odsunęła się. - No?
Odrobinę zbladłam, zaskoczona reakcją przyjaciółki. Nie wydawała się być tym wszystkim zadowolona choćby w najmniejszym stopniu. Ponadto zmusiła mnie do tłumaczeń.
- Ja... Ja to wygrałam.
- Niby gdzie?
- Na pachinko... Znaczy... Nie konkretnie ja jako fizyczna osoba to wygrałam...
- Masz osiem lat, nie wolno ci...
- P-poprosiłam o przysługę kogoś, komu oddałam 100 jenów, które wcześniej zgubił...!
- To musiało kosztować całe mnóstwo kulek - nie przestawała drążyć, a ja czułam, do czego zmierza. - Te przedmioty zdobyłaś...
- Czy to ważne JAK je zdobyłam? - zacisnęłam powieki i wykrzywiłam usta. Shuu i Kou tylko nas obserwowali, nie wiedząc, czy/jak się wtrącić; jakoś umiałam to zrozumieć, a z drugiej strony taka samotna walka była dla mnie czymś przykrym. Usiadłam na podłodze i podciągnęłam kolana pod brodę. Musiałam wyglądać żałośnie smutno, bowiem Tsu odpuściła, zamiast tego uklękła obok mnie. Po chwili dołączyła reszta.
- Ja chciałam tylko... Chciałam, żebyście się uśmiechnęli. Nie potrafię nijak spełnić waszych prawdziwych życzeń, nie mogę przecież zabrać nam mocy ani sprawić, by ktoś nas przygarnął. Dlatego... pomyślałam, że chociaż w taki sposób osłodzę ten czas. Wiecie... jesteście dla mnie ważni - potarłam policzek. Nie, nie ścierałam w ten sposób łez, gdzieś je pogubiłam. - Przepraszam, że nic więcej nie mogę zrobić. Ale... Teraz, w tym jednym dniu możemy pobyć rodziną. Czwórką rodzeństwa, która przyjemnie spędzi czas.
Ktoś rzucił się na mnie, chwilę zajęła mi identyfikacja osoby Tsubomi. Mocno mnie obejmowała. Zaraz doskoczył Shuuya, a za nim poleciał Kousuke, zdezorientowany nagłym szarpnięciem do tyłu. Leżeliśmy tak na podłodze, śmiejąc się i przytulając. Nawet Kot oderwał się od swojego talerzyka i wcisnął się między nas.
- Dzięki - ledwo usłyszałam szept wychodzący z ust dziewczyny, jednak wystarczał mi on, by się uśmiechnąć.
- Wesołych?
- Wesołych.
- Najlepszego!


*w Japonii do obcego dziecka można zwrócić się "imouto (siostra)/otoutosan (brat)", analogicznie do nazywania starszych od siebie "(o)nee/niisan".

PS. Ślicznie proszę o wybaczenie poślizgu, ale, jak widać, rozdział długi, musiałam też walczyć z blokadami umysłowymi. Mam nadzieję, iż ten rozdział okaże się godny długiego oczekiwania ^^ //kaeru.ka