Nawet nie wiedziała, co pisze. Dłonie wiodły długopisem bez udziału świadomości, ta błądziła gdzieś między latającym puchem dmuchawca. Miała kłopoty z normalnym oddechem, jakby na żebra założono jej żeliwną obręcz.
Sądziła, że zachowanie przyjdzie jej z dziecinną łatwością. Tak myślała, ale coś nie wyszło. Nie umiała maskować rozpaczy i bólu tak dobrze, jak uważała.
Wszyscy zdążyli zorientować się, że coś jest z nią nie tak. Koleżanki z klasy odsuwały się, gdy tylko przechodziła obok na korytarzu. Nie, żeby ją to obchodziło. Tylko budziło zaskoczenie. Czuła się jak trędowata. Albo zadżumiona, do wyboru.
Nauczyciel coś mówił, ale jego słowa nie trafiały do uszu dziewczyny. Otoczona była jakby dźwiękoszczelnym murem. Pusty wzrok omiatał głowy pochylonych nad pulpitami ławek uczniów. Ciekawe, czy i co ich dręczyło. Tamta dziewczyna z ciemnograntowym kucykiem... miała podkrążone oczy, jak od niewyspania. Na każdego patrzyła z pogardą. A może to tylko maska? A ten rudzielec siedzący na samym końcu sali? Starał się ukryć przed innymi, dlaczego? Wbrew sobie popatrzyła na Shintaro. Jego historię znała. Czy aby na pewno? Inne pytanie - za co on ją tak nienawidził? Przecież od początku starała się być dla niego miła. Chłopak również nie zachowywał się jak palant... co się stało?
Poprawiła grzywkę. Mimo starań włosy układały się po swojemu, za nic nie chciały współpracować. Opadały na twarz, zasłaniając i tak słabe pole widzenia. Z pasmami przykrywającymi oczy i usta, przypominała postać rodem z horroru. Strasznie ją to irytowało. Nawet spinki nie pomagały, zdążyła wyszarpnąć je z włosów na poprzedniej przerwie.
Odchyliła się na krześle. Najchętniej wyszłaby już ze szkoły, albo naciągnęła kaptur, by uchronić się przed obstrzałem ciekawskich spojrzeń. Jeszcze chwila i coś ją trafi! Czego chcą? Sądzą, że znowu pozbawi kogoś przytomności wzrokiem?
Musiała zachować spokój. Dotrzyma do tej przerwy, potem ostatnia lekcja i będzie mogła wrócić do domu. W takim rytmie przeżyła niemalże cały tydzień. Przeżyła? A może przewegetowała? Uśmiechnęła się z przekąsem pod nosem. To było lepsze słowo.
Brzęczenie na zewnątrz sali brzmiało nie gorzej niż anielskie chóry gdzieś w niebie, o ile takowe istniało. Zerwała się ze swojego miejsca i pierwsza opuściła klasę. Może nikomu nie wbije cyrkla pod żebro. Może sobie nie wbije cyrkla w ramię i nie zacznie wyć.
Udawanie spokoju... co ją podkusiło? Ekstrawertyk piszczał i wił się w śmiertelnych drgawkach. Duszenie emocji dla niej było czymś nienaturalnym. Boli? Krzycz. Cieszy? Śmiej się, aż brzuch zacznie boleć. Tak zachowywała się przez dobre szesnaście lat. A teraz, by nie wbzbudzić zainteresowania, musiała zachowywać się wbrew charakterowi...
- Długo jeszcze? - zapytała niebieskowłosa, grzebiąc w folderze z muzyką. Karune przewróciła oczami. Chyba będzie musiała pogadać z przyjaciółką o jej rządzeniu się plikami na telefonie.
- Ostatnia lekcja. Dzięki Bogu...
Do pomieszczenia ktoś się zbliżał, Kodoku słyszała narastające głosy dziewczyn. Uczennice z jej klasy! Nie zastanawiając się nawet, co robi, wskoczyła do pierwszej kabiny i zaryglowała drzwi. Po chwili faktycznie do środka weszła rozchichotana grupka nastolatek.
- Nee, co ty... - Ene chciała dopowiedzieć coś jeszcze, ale dziewczyna zasłoniła palcem usta. Skoro już tu siedziała, podsłucha, jak wygląda dla osób "z zewnątrz", czy aby na pewno wystarczająco dobrze ukrywała cierpienie.
- Widzieliście, jak dzisiaj wygląda? Z dnia na dzień coraz gorzej - odezwała się jasnowłosa przywódczyni ekipy, która oparła się plecami o drzwi zajętej przez Kodoku kabiny. Dziewczyna skrzywiła się. Blondwłosy "aniołek" w oczach nastolatki, była zwykłą pozerką i pustą lalunią. Nie znała jej imienia oraz imion panienek towarzyszących koleżance. W ogóle nie znała imienia nikogo z klasy, wyłączając Shintaro.
- No-o, jak siedem nieszczęść - zgodziła się dziewuszka o malinowych pasmach ściągniętych w wysoki kucyk. - A wczoraj ledwo trzymała się na nogach.
Zadrżała. To prawda, poprzedniego dnia ześlizgnęła się ze schodów, bo zamroczyło ją dziwne wspomnienie. Wydawało jej się, że Yusuki czekała na nią przed salą, machała do niej i uśmiechała się promiennie. Potem zdała sobie sprawę, że to na pewno mara, ale do opuszczenia szkoły nie odzyskała spokoju i obijała się o różne rzeczy dwa razy częściej. O ludzi zresztą też, co poskutkowało zrzuceniem Kisaragiego z półpiętra. Chłopak wyglądał, jakby marzył o łomie, żeby ganiać nim Karune.
- A wiecie w ogóle? Ja chyba mam teorię, co jej jest - blondynka postukała w drzwi. Pewnie uśmiechnęła się w taki sposób, który prowokuje do pytań. Osiągnęła cel, koleżanki zaczęły zgodnie skandować "No co? No co?".
- Narkotyki - powiedziała cicho, jakby w obawie, że zostanie podsłuchana.
Kodoku o mało nie ryknęła śmiechem.
- No zobaczcie, zawsze jest taka wesoła, żartuje z nauczycielami... to trochę nienaturalne zachowanie...
"Bo wieczne smęcenie jest normalne..."
- ...a teraz, znaczy od tych kilku dni chodzi przygaszona, nieobecna... jakby ktoś odłączył jej zasilanie.
- Narkotyki? - wyartykuowała bezgłośnie Ene. W odpowiedzi przyjaciółka zakręciła przy głowie palcem.
- No ale... n-nie widzę żadnego z-związku - wyjąkała ostrzyżona na krótko właścicielka ciemnogranatowych włosów.
- Pewnie odcięto ją od związków psychotropowych i ma odwyk. Założę się, że ktoś ją nakrył - kontynuowała spiskowy wywód blondynka.
- Nee, a może ma... umm... jak się to nazywało... no-o, moja kuzynka kiedyś przyjaźniła się z kimś, kto to miał... - różowowłosa również oparła się o kabinę Karune. - Ach, już mam! Ta moja kuzynka opowiedziała, że to się nazywa psychoza maniakalno-depresyjna.
"Huhu, ciepło, ciepło, wręcz gorąco." W zasadzie - pasowało do niej.
- Narkotyki są lepszym wytłumaczeniem! - upierała się przy swoim blondwłosa.
"Koniec cyrku" - zapukała z wnętrza kabiny, że chce wyjść. Rozmowa zakończyła się jak przecięta nożem. Blondynka i różowa odsunęły się, by umożliwić opuszczenie toalety. Karune przybrała na twarz swój szeroki uśmiech, który nie obejmował oczu i weszła między członkinie grupki. Jej obecność wzbudziła przestrach, widziała to wyraźnie. Zwyczajnie wszystkie wyminęła i wyszła na korytarz. Kiedy uzyskała pewność, że żadna nie ruszyła za nią, skrzywiła się i krzyknęła, dwie dziewczyny z równoległej klasy spojrzały na nią nieprzychylnie.
- Wkurzyło cię ich głupie gadanie...? - cyber dziewczyna zawisła do góry nogami i otworzyła szeroko usta, żeby rozśmieszyć Kodoku. Ta prychnęła cicho.
- Jasne, że nie. Wcale. Wcale nie zdenerwowała mnie opinia, że moje zachowanie ma związek z psychotropami. To nic takiego. Deshou? Deshou?!
- Nie tak agresywnie, Karune.
Wbijając wzrok w telefon, nie zauważyła, iż znajduje się na torze kolizyjnym z Kisaragim, również pochłoniętym zawartością swojej karty pamięci w komórce. Wrzask Kodoku był słyszalny jeszcze poziom nad nią.
- Uważaj, kretynie, jak łazisz! - fuknęła wściekle, zrywając się i poprawiając bluzę. Okulary przekrzywiły się i szkło zasłaniało jedno oko, co wyglądało doprawdy komicznie.
- Ja mam uważać? To ty łazisz jak sierota i nie patrzysz nawet, gdzie! - Shintaro był nie mniej zirytowany. - Od czego masz te denka butelek na nosie?
- Za to ty nie masz problemu ze wzrokiem i też mógłbyś kontrolować swój ruch, a nie zwalasz całą winę na mnie!
Kłótnia zwabiła uczniów, którzy coraz to liczniej otaczali Karune i Shintaro. Jak sępy, takie skojarzenie przemknęło przez jej głowę. Albo wilki, obserwujące walczących, czekające na upadek zwyciężonego, by móc rzucić mu się do gardła.
Nagromadzone w nastolatce emocje wrzały. Tłumione płacze i krzyki mogły zaraz zostać uwolnione. Czuła, że jeżeli teraz nie pozbędzie się ich ciężaru, zginie przytłoczona nim. Awantura była dla niej niczym dar niebios, okazją do wyładowania się. Nigdy nie cieszyła się na bardziej niechętne traktowanie przez Kisaragiego.
- To nie ja przewalam się korytarzami jak święta krowa. Kontynent dobry, tylko z rejonem nie trafiłaś.
- Przyganił kocioł garnkowi!
- Nie umiesz mądrze odpowiedzieć, więc odwołujesz się do powiedzonek? Ciekawa taktyka.
Impuls. Impuls. Zamachnęła się i uderzyła Shintaro w mostek. Próba była żałosna i rozpaczliwa, niemniej zaskoczyła chłopaka, który zatoczył się metr do tyłu.
- Nee, Karune, Mistrzu, będziecie się kłócić o głupi wypadek? - cyber dziewczyna nie umiała zrozumieć, co się działo. Nie widziała w tej całej sytuacji choćby krzty logiki.
"Ostatni raz... nie powinnam była dać się sprowokować..." - na takie przemyślenia było odrobinę za późno. Kodoku posłała jeszcze jeden cios, idealnie między żebra i tuż pod samym mostkiem. Mimo małej siły włożonej w wykonanie, zamarkowany cios powalił Kisaragiego na posadzkę. Spojrzał wściekle na dziewczynę.
- Oszalałaś?!
Odpowiedziało mu ciche siąpnięcie nosem i zduszone:
- Tak. Oszalałam.
Karune okręciła się na pięcie i przecisnęła między elementami tłumu, by biegiem uciec. W końcu poczuła pustkę. Na jakiś czas oczyściła się. Ale na ile jej to wystarczy?
Skulona, spędziła resztę przerwy pod salą lekcyjną i pierwsza do niej weszła. Nie unosiła wzroku nawet na chwilę. Przez trwanie zajęć siedziała kompletnie cicho, nie odpowiadając nawet na pytania nauczyciela. Zapamiętale gryzła koniec długopisu, wpatrywała w kartki...
- Chyba naprawdę jest psychicznie nieprawidłowa...
- Rzuciła się na niego bez powodu!
- Jak to nazwałaś? Jaka psychoza?
- A może faktycznie ma zespół odstawienia.
Szepty, jak dużo szeptów... myślą, że ona tego nie słyszy... Wyjrzała przez okno, wgryzając się w paznokieć kciuka.
Shintaro uporczywie wpatrywał się w plecy Kodoku. Jeszcze podczas przerwy rozmyślał, czy aby nie złamać prawa "dziewczyny się nie bije", ale teraz, obserwując ją... od kilku dni wyglądała jak obity kundel, nieudolnie próbowała zamaskować, że coś nie gra. Przypominała...
Nie. To nieprawda. Ona wcale nie była podobna. Doszukiwał się analogii tam, gdzie ta nie istniała.
A jednak...
- Poproszę o poduszkę, koc, kawałek kanapy niezawalony ubraniami i będę w raju. No i może trochę herbaty... - torbę rzuciła pod wieszak w przedpokoju i posuwistym krokiem wślizgnęła się do salonu. Oczy znowu miała suche, nie przez płacz, przyczyną było przeistaczanie się w człowieka uzależnionego od komputera, tableta tudzież innej elektronicznej zabawki. W tym akurat przypadku winę ponosił tablet, gdzie kwitło świeżo rozpoczęte opowiadanie. Nie, żeby zajmowała się nim poważnie. To tylko jedna z metod zabijania czasu. Ciągle tylko spała, jadła i pisała, jedyną odskocznią było wykonanie szmacianej lalki z resztek włóczki. Odbierała też telefony od Kido i Momo, jednak szybko kończyła rozmowę, czując się głupio, że angażuje innych w swoje problemy. Ziewnęła, a po chwili osunęła się ciężko na kanapę. Włączyła internet w komórce.
- Dziś też zostajesz w domu? - Ene patrzyła na zachowanie Kodoku, w oczach odmalowało się zaskoczenie. Czyżby historia zataczała koło? Oby nie. Oby to był stan przejściowy...
- Tak. Daj mi jeszcze parę dni. Załóżmy, tydzień, potem stanę się z powrotem normalna.
Wierzyła, że do tego czasu odzyska psychiczną równowagę. Naprawdę zmęczył ją ten żal, najgorsze, że nie umiała się go pozbyć. Wtuliła twarz w poduszkę. Jaka ona była żałosna, Karune, nie poduszka. Ziewnęła, wyłączyła przeglądarkę.
- Jakby ktoś pukał, to powiedz, że śpię... - wymamrotała trochę bez sensu, odpływając w świat urojeń.
Nagle otworzyła szeroko oczy, ze zdumieniem dostrzegając, że nie leży na starej, szerokiej i bardzo wygodnej kanapie w salonie domu należącego do Yusuki, tylko siedzi oparta w samochodzie. Jakim cudem...?
- A-a-a, księżniczko, obudziłaś się. Sądziłem, że będę musiał sam bawić się w parku wodnym, wiesz?
Myślała, że się rozpłacze. Auto prowadził tata, jej ukochany tatuś! Dobrze, że przypięto ją pasami bezpieczeństwa, bo rzuciłaby się mężczyźnie na szyję.
Ale... w głowie zabłysła mała lampeczka ostrzegawcza. Teraz ją zignorowała. Mogła nacieszyć się towarzystwem ojca.
- Nad czym rozmyślasz, gwiazdko? - Takeshi Kodoku obserwował czujnie córkę, siedzącą cicho. Nawet nie kręciła się, jak miała w zwyczaju. Czyżby się pochorowała?
- Nie, tatusiu - uśmiechnęła się promiennie, poprawiając kitkę. Przyjrzała się swojej sukience, jasnożółta, z wyszytymi na dole makami. No tak, ubierała się w nią...
...kiedy wybierała się dokądś z tatą. Nagle poczuła, że strasznie jej duszno. Zaczęła opuszczać szybę, spojrzała na boczne lusterko przy drzwiach. Gapiła sie na nią dziesięciolatka.
Czy w snach można przeżywać na nowo jakieś wydarzenia, odtwarzać wspomnienia? Oparła się o drzwi. Gdzieś na zewnątrz rozśpiewała się cykada, po jakimś momencie dołączyły inne. Poczuła kroplący się na karku pot.
- Co jest, księżniczko? - ojciec chciał spojrzeć na dziecko, dziewczyna jednak odezwała się szybko:
- Tato, patrz na drogę.
Mężczyzna drgnął zaskoczony, ale posłuchał córki.
"Wiesz, że to nic nie da?" - odezwał się cicho głos, ten sam, który we śnie namawiał ją, by otworzyła oczy. Teraz nie brzmiał zbyt pewnie, ale i tak go rozpoznała.
"Wiem" - jej myśl przypominała strzępek mgły. - "Ale i tak chciałam spróbować."
- Martwisz się, że dziś jest święto Obon? - Takeshi spokojnie prowadził samochód. - Skarbie...
Niepotrzebnie opowiedział córce o lękach jej matki związanych z tym dniem. Suzume nie lubiła opuszczać domu piętnastego sierpnia. Na kilka godzin przed śmiercią ostrzegła go, by podczas dnia festiwalu pilnował siebie i Karune dwa razy dokładniej. Niestety, nie wytłumaczyła nigdy, dlaczego bała się święta.
"Walczysz mimo braku szans?"
"Tak."
- Czemu nie nucisz z cykadami?
To było ulubione zajęcie dziewczynki podczas jazdy samochodem. Często śpiewała lub nuciła, wybijała rytm stopą. Po wypadku przestała to robić, chociaż nierzadko gwizdała nieświadomie melodię, w myślach przypominając sobie związane z nią słowa. Już wkrótce miała do tego wrócić, jednak jeszcze nie wiedziała tego.
- P-po prostu nie mam ochoty... - czujnie wpatrywała się w asfaltową wstęgę, czekając... miała świadomość, że nie uda jej się czegokolwiek zmienić, w końcu to tylko wspomnienia. Widząc ostry blask zza zakrętu, wiedziała, że krzyknie za późno.
- Tato, uważaj!
Skrzek i pisk gwałtownie zatrzymujących się opon, huk, grzmot... w obliczu tej kakofonii cykady umilkły. Metal zajęczał i wygiął, nie pozostawiając znajdującym się w środku pojazdu ludziom najmniejszych szans.
- T-to moja wina. To moja wina...
Zasłoniła oczy, kciukami usiłowała rozetrzeć łzy.
- Nieprawda, szansa wynosiła jeden do dwóch. Trafiło po prostu na ciebie - Ene skrzywiła się lekko. - Słuchaj, nie możesz w kółko kulić się i płakać. Musisz zrozumieć, że na te wszystkie wydarzenia nie miałaś wpływu.
- Gdybym wcześniej poszła do pracowni...
- Obydwie byłybyście martwe. Ciocia wybaczyła ci tamte słowa. Przysięgam ci, jak nie przestaniesz się użalać, wyczyszczę ci telefon i tablet do cna!
Karune zeszła z łóżka, przemowa przyjaciółki była dla niej lekkim zaskoczeniem.
- A jeśli nie dajesz sobie rady sama, moja droga Kodoku-chan, to chyba od tego masz przyjaciół, by u nich szukać pomocy, racja? Jak jeszcze ci smutno, to zbierz tyłek w troki i jazda na spotkanie z resztą Mekakushi Dan!
Ene rozumiała ból i cierpienie Karune, ale na litość boską, nie wytrzymałaby z dziewczęcą wersją Mistrza. Trzeba jej pokazać, że nawet po tragediach wszelkiej maści da się normalnie żyć.
Nastolatka wbiegła po schodach do łazienki. Szarpnęła klamką, o mało jej nie psując, ze sznura nad wanną ściągnęła suszącą się szarą bluzę. Sama ledwo uniknęła wpadnięcia do porcelanowej balii, balansując na czubkach stóp, zabrała bluzę i wróciła na dół. Ściągnęła noszony w zastępstwie czarny sweterek i zamieniła na szary ciuch. Uśmiechnęła się szeroko do obecnej na ekranie komórki cyber dziewczyny.
- Tak jest znacznie lepiej - parsknęła radośnie. Złapała telefon, stukając głośno podeszwami ruszyła przez dom. Ucisk w piersi nie zelżał. Ale i tak oddychanie stało się prostsze.
- Karu-chan, wyglądasz jak skowronek - roześmiał się Hiroshi, dostrzegając wychodzącą na dwór dziewczynę. Siedział na hamaku rozłożonym w swoim ogrodzie, kosmyki włosów lśniły od wody. Z zadowoloniem przyglądał się przyjaciółce. Ta, wciąż się uśmiechając, pokręciła głową.
- Wcale tak dobrze się nie czuję. Ale... ktoś miał rację. Muszę walczyć.
Przeskoczyła przez płot odgradzający trawnik posesji od ulicy i puściła się biegiem po chodniku.
- Trzeba napisać do władz prośbę o ustanowienie nowego święta państwowego - niebieskowłosa machnęła ręką, jakby roztaczała przed Kodoku wizję światłej przyszłości. - Karune Kodoku przyznała mi rację. Karune Kodoku przyznała komukolwiek rację!
- Jesteś złośliwa! - pisnęła nastolatka, poprawiając pasmo włosów, opadające na czoło. - Często stwierdzam, że się myliłam.
- Jakoś nie miałam okazji się przekonać.
Śmiały się, powietrze pachniało sokiem mleczy. Mijała właśnie sklep spożywczy, gdy coś otarło się o jej nogi i sprowokowało do spuszczenia wzroku. Do dziewczyny łasił się nieduży, puszysty psiak o czarnej sierści, jedynie wokół oczu futerko miał białe, co przywodziło na myśl maskę. Kucnęła i podrapała zwierzaka za uszkiem.
- Nee, mały, zgubiłeś się?
Pies szczeknął w odpowiedzi, jednak nie wiedziała, czy było to potwierdzenie, czy zaprzeczenie. Westchnęła.
- Chcę go zabrać!
- Ku uciesze Seto... - mruknęła pod nosem Ene. - Naprawdę, Żaba będzie skakać w górę z radości.
- N-n-no ale jeśli ma właściciela...? - Karune zawsze chciała mieć zwierzątko. Niestety, tata miał alergię, natomiast wstydziła się zapytać Yusuki o adopcję psa lub kota. Wypowiedź Ene w ogóle do niej nie dotarła. Pies przewrócił się na grzbiet, domagając się pieszczot.
- Eh-h, zanim zaczęłaś piszczeć z zachwytu nad owym przedstawicielem psowatych, chyba wybierałaś się na spotkanie z Kido, Kano i resztą?
- Zna-znaczy tak...! Już idę... - pies przykuł jej uwagę akurat przy przejściu dla pieszych. Sygnalizator pozwolił na przekroczenie jezdni. To kilkanaście kroków...
...nie, niemożliwe. Po drugiej stronie, na krawężniku, stała uśmiechnięta oba-san. Machała do niej... to złudzenie! Jest ciepło, na pewno patrzy na łudząco podobną do Hesomi kobietę...! Cholera ją trafi na miejscu, upadnie i zacznie wrzeszczeć, jakby miała atak psychozy! Czy ten przeklęty mózg nie ma dosyć dręczenia jej?! Zacisnęła powieki, zgrzytnęła zębami. Weszła na pasy. Nie spojrzy na nią. Nie da się zmanipulować świadomości. Wyminie tę kobietę. Po prostu...
Zachwiała się i upadła na asfalt. Ale boli! Dziwny, promienisty uścisk złapał ją w łydce. Ponadto nie mogła już dłużej utrzymywać oczu zamkniętych, miała wrażenie, jakby od wewnątrz ktoś wysypał jej powieki szkłem. Przypominało to uczucie towarzyszące przebywaniu w zadymionym pomieszczeniu. Nie może patrzeć... pies rozszczekał się, jacyś ludzie krzyczeli, żeby wstała... rozległ się dźwięk klaksonu, otworzyła oczy, by dostrzec, że jedzie na nią auto. Wciąż nie była w stanie się ruszyć!
- Czego gapisz się jak sroka w gnat?!
Czyjeś palce zacisnęły się mocno na jej nadgarstku, szarpnięcie za rękę poderwało dziewczynę do góry, ból oczu i nogi zniknęły. Ktoś ściągnął ją z jezdni, o mało nienie przewróciła się, potykając o krawężnik.
- Czemu zatrzymałaś się na środku drogi?! - odezwała się cicho Ene, dbając, by jej głos brzmiał spokojnie. Nie wiedziała, czego chce bardziej - potrząsnąć przyjaciółką czy osobiście wepchnąć ją pod samochód. Niestety, nie mogła zrobić żadnej z tych rzeczy. Tymczasem wybawiciel Karune zniknął już gdzieś w tłumie. Przez stres nie rozpoznała jego głosu.
- Ja-ja-ja widziałam... n-n-nie wiem, gorzej się poczułam... - łydki drżały jak zrobione z galaretki. Iluzja Yusuki na szczęście już zniknęła. Chwiejnie poszła do przodu. Lepiej się pospieszy, zanim zwali się na nią dźwig.
Postać obserwująca ją w cieniu zaułka uderzyła ze złością w ścianę budynu obok. Gdyby tamten idiota się nie wtrącił, z Kodoku byłby całkem łany placek na nawierzchni. Zabawne, że komuś najwidoczniej zależało na życiu tej kretynki na tyle, by wyciągać ją spod kół.
Ale wykonał swoje zadanie. Miał zachwiać Kodoku na ile się dało, co dotychczas szło mu bardzo dobrze. A dzięki paplaninie tego dziwnego niebieskiego stworzenia z telefonu dziewczyny wiedział, gdzie ma się udać. Już niedługo nastolatka rozpadnie się na kawałki. Chciałby to zobaczyć, ale wtedy pewnie będzie zajmował się innym podpunktem planu. Zachichotał i ruszył w ślad za oddalającą się Karune.
- W zasadzie nie było chrztu bojowego od... hmm, nigdy. Czas więc przywitać z honorami nasze numery od cztery wzwyż!
- Danchou cię zamorduje, stawiam, że Karu-chan jej pomoże! - krzyknęła cicho Ene. Woda stanowiła zagrożenie dla telefonu! Nie zdążyła jednak wszcząć alarmu, bo niemal w tym samym momencie strumień lodowatej cieczy opuścił wiadro i zaał głowy śpiących Momo, Mary i Karune, przy okazji ochlapał również liderkę. Uciekającego Kano pożegnał dziki wrzask przemoczonych dziewcząt.
- DURNIU, ZGINIESZ! - najgłośniej zawołała Kido, która jako pierwsza zerwała się na nogi i wypadła z pokoju. W ślad za nią wybiegła idolka, Kozakura skuliła się w przestrachu, Kodoku próbując wstać poślizgnęła się i upadła, obijając potylicę. Ugryzła się w dłoń, by nie zaczął przeklinać.
- K-Kano-kun chy-chyba chciał spłatać nam dowcip... - wymamrotała Mary, unosząc głowę.
- Albo szykuje się do pożegnania ze światem - odburknęła wkurzona dziewczyna, szukając na podłodze okularów, powinny gdzieś leżeć; zapamiętała przecież, że kładła je na dywanie, nim usnęła. Przejechała dłonią po szyi, opuszkami wyczuła opasający kark bandaż. Zagryzła wargi, przypominając sobie miniony wieczór.
Do domu Mekakushi Dan dotarła dziesięć minut po incydencie z autem i niemożnością ruchu. Musiała wyglądać jak obity pies; liderka wpuszczając ją do środka wydawała się zaskoczona tak szybkim pojawieniem się dziewczyny w kryjówce.
- Dziś nie oknem? - Shuuya jak zwykle dowcipkował, ten żart nawet był zabawny, ale śmiejąc się, wybuchła płaczem. Ene wytłumaczyła całą sytuację, do domu przyszła akurat Momo, ciągnąca opierającego się Hibiyę. Danchou zarządziła, że dziewczyny zajmują jeden pokój i urządzają wieczór-bez-idiotów-nad-głowami.
Bawiły się świetnie. Usnęły dopiero koło północy. Kodoku obawiała się spać, nie chciała nikogo wystraszyć ewentualnym atakiem, ale zmęczenie wzięło ostatecznie górę.
Wzdrygnęła się, analizując swój sen. Sen? A może wizja? Mniejsza, liczyło się, że ocknęła się w kuchni, zalana łzami, z nożem przystawionym sobie do gardła. Kolacja podeszła jej wtedy do ust, myślała, że naprawdę zabiła wszystkich obecnych w domu. Dłonie spływały krwią, miejsce, gdzie dociskała ostrze, niemiłosierne piekło. Boże, zabiła ich. Zabiła... upuściła nóż, osunęła się na kolana, przeszukując kieszenie pod kątem bandaży. Ciche kroki otrzeźwiły ją.
- Karu-chan, czemu płaczesz? - zapytała nieśmiało. - O-o jej! J-jesteś ranna!
Akurat znalazła już zwitek elastycznego materiału, wyszarpnęła go i szybko okręciła opatrunek dookoła szyi.
- Lunatykowałam - zełgała szybko, starając się nie pokazywać po sobie skrajnej paniki i ulgi, że skręcające się w bólach ciała przyjaciół, nad którymi pochylała się, ściskając nóż i histerycznie się śmiejąc, były tylko projekcją niezrównoważonego umysłu.
"Chociaż wizja martwego Kano wyglądała doprawdy kusząco" - pomyślała ze złością, pojmując, że blondyn gwizdnął jej okulary. Mord w tej chwili był niewykluczony. Mary wskazała na bandaż.
- B-bardzo b-boli?
- Huh..? N-nie, piecze.
Wspomniała układ rozcięć na skórze. Chyba... układały się w coś, chociaż nie miała pewności.
- Jeny, twoja mina mówi, że chętnie wyrzuciłabyś kogoś przez okno. Mylę się? - zachichotała Ene.
- Nie, nie mylisz - syknęła pod nosem, wstając z podłogi. - Czy ktoś może mi robić za nawigację? Świat wygląda, jakby wylano kubeł... zresztą nieważne...
Niemal po omacku ruszyła do przodu, udało jej się opuścić pokój, tylko raz zderzając się z framugą. Kroki przypominały naukę chodzenia u niemowlaka, więcej uwagi skupiała na eliminacji zagrożeń nadziania się na coś niż na szybkim dorwaniu Shuuyi.
- Wyglądasz jakbyś szukała mrówek.
Z mijanego pokoju dobiegł ją głos Seto. Chłopak, widząc wolę śmierci wymalowaną na twarzy przyjaciółki i lepiące się do policzków mokre pasma, wyszedł ze swojej sypialni i usiadł pod ścianą. - Hibiya też oberwał. Wygląda jak zmokła kura.
- Zamknij się - wycedził jadowicie ukryty w pokoju dwunastolatek.
- Nie mam pojęcia, co kieruje Shuuyą, ale wiem, że schował się w kuchni, w którejś szafce.
- Takie małe wlezie wszędzie. Dzięki za pomoc - kiwnęła szybko głową i ruszyła do wskazanej części domu. Po drodze minęła złe jak osy Momo i Kido.
- Powodzenia, że go znajdziesz - rzuciła liderka; ściskała w dłoniach kilka bawełnianych ręczników. - Chcesz teraz czy po brutalnym pozbyciu się jednego idioty ze świata?
- Po pozbyciu się - odparła, wchodząc do kuchni. Gdzieś czatował ukryty Kano, lepiej mieć się na baczności. Bezzwiednie zanuciła:
- Możesz się ukrywać, ja i tak cię znajdę...
Otwierała ostrożnie co większe szafki, w nadziei, że odnajdzie schronienie Kano. Warknęła cicho w przestrzeń:
- To, że cię nie widzę, nie znaczy, że nie potrafię wyobrazić sobie spadającego na ten twój durny łeb pianina.
Gdzieś z boku usłyszała dziwny dźwięk, połączenie jęku zaskoczenia i powstrzymywanego chichotu. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu psychopaty i zbliżyła się ostrożnie do drewnianych drzwi. W milczeniu postanowiła poczekać, aż głupek spróbuje uciec. Nie zawiodła się, Kano gwałtownie otworzył drzwiczki, niemal rozkwaszając Kodoku nos i w pośpiechu opuścił ciasną przestrzeń.
- Nee, nie tak prędko! - Karune rzuciła się za nim. Goniła go, kilka razy okrążyli całą kuchnię.
- Coś taka powolna? - roześmiał się Shuuya, machając dziewczynie szkłami w fioletowych oprawkach. Ta syknęła, jak balon, z którego spuszcza się powietrze. Nie namyślając się, użyła mocy, by zakończyć trasę Kano. Nastolatek zachwiał się i na plecach przeleciał kilka metrów ruchem ślizgowym. Stopami uderzył o nogę stołu.
- Ał, to bolało i było absolutnie nie fair! - machnął dłonią, jakby chciał złapać pochylającą się Karune za nos. Gładkim ruchem zabrała okulary, wcisnęła je na oczy i uśmiechnęła się słodko.
- Ah, czepiasz się - postukała palcem w butelkę mleka, złapała ją i uniosła nad głową Shuuyi. - Ty wiesz, strasznie niski jesteś.
- Przecież jesteśmy tego samego wzrostu, czyli też jesteś niziołek.
- Ale u dziewczyny niski wzrost uważa się za uroczy, u chłopaka budzi podejrzenie o ułomności. Czekaj, pomogę ci.
Zgrabnie przekręciła butelkę, biała ciecz oblała oczy, nos i ust przyjaciela. Kano starł mleko i pstryknął nim w stronę Karune.
- Tobie też przydałoby się go więcej, z tyłu krzywa, z przodu płaska...
Mierzyli się wzrokiem, by w końcu wybuchnąć śmiechem. Kodoku usiadła obok Kano, złapała się za brzuch.
Śmiała się, nie przypominało to histerycznego chichotu, na który dotychczas umiała się zdobyć. To była ciepła fala, wymywająca strach, ból i smutek. Nie pozbędzie się go naraz w całości, ale teraz czuła się lepiej.
"Ciesz się tym, póki możesz. Ten stan nie potrwa długo, obiecuję" - zadrwił cicho zniekształcony głos gdzieś z tyłu głowy.