Ile tu tak przesiedziała? Piętnaście minut? Godzinę? A może dwa kwadranse? Nie wiedziała. Miała to gdzieś. Od wrzeszcznia zdarła sobie gardło, natomiast oczy miała podpuchnięte, czuła, jakby ktoś wsypał jej pod powieki piasek zmieszany ze szkłem. Dziwne, że jeszcze nie płakała krwią... choć i tak dużo jej miała na włosach i ubraniu. Niedługo utopi się w niej. Rozpuści. Zniknie...straci kształt...
Czas dalej mijał, skończyły się łzy. Wszystkie zdążyła już wypłakać. Serce biło nieregularnie, jakby za moment miało się zatrzymać. Roztarła po policzku wilgotną ciecz - krew czy łzy? Skóra i tak piekła.
Popołudnie ustępowało miejsca wieczorowi, niebo przybrało barwę kwiatu nagietka. Coś obok jej ucha zabrzęczało. Mucha? Nie, odezwała się Ene. Jej głos dziwnie zniekształcił się, Kodoku nie rozumiała ani jednego słowa. Odkaszlnęła ciężko. Skąd w jej ustach wziął się ten cały żwir?
- C-coś mówiłaś...? - język nie chciał współpracować. Z trudem wymówiła dwa słowa. Wsparła się na niemal bezwładnej ręce i dźwignęła w górę tułów. Telefon, leżący nie dalej jak pół metra od niej, był tylko srebrną bryłką z jedną kolorową ścianą. Zdjęła okulary i przetarła wysuszone oczy.
- J-ja tylko...pytałam...co chcesz zrobić - cyber dziewczyna niepewnie przycupnęła w rogu ekranu. Nerwowo bawiła się jedną z kitek. Chciała pomóc - ale jak? Powiedzieć "tak mi przykro"? Włączyć marsz pogrzebowy? W tym przypadku brak ciała szczególnie jej doskwierał. Pozbawiał ją możliwości manewru.
Karune znowu odkaszlnęła i założyła okulary z powrotem. Rzeczywistość nieco się wyostrzyła, ale przez to zwłoki jej cioci wyglądały jeszcze gorzej.
Ktoś rozpruł ciało. Prawdopodobnie użyto do tego ostrza. Ktoś (nie dopuszczała do siebie myśli, by było to samobójstwo) wbił broń w brzuch kobiety i szarpnął nim do góry, rozpoławiając ją. Linia cięcia kończyła się między obojczykami. Dookoła było mnóstwo krwi, spora jej część zdążyła zakrzepnąć. Pozostałą wymazana była Karune.
Nieprzytomnym wzrokiem omiotła pracownię. Na sztaludze wciąż znajdował się obraz, dopiero co skończony. Yusuki leżała obok zlewu w części "kuchennej" mieszkanka. Dwa kroki dalej leżał długi, metalowy przedmiot. Co dziwne, nie ubroczyła go krew. Kodoku na czworakach zbliżyła się do dziwnej rzeczy. Po kilku chwilach zrozumiała, że patrzy na sai.
Yusuki nie posiadała żadnej broni. To nie mogło być jej ostrze. Morderca zostawił narzędzie zbrodni przy "swoim" trupie, żeby... co? Nie, chwila, akurat to sai nie zabiło Hesomi. Ostrze, lekko pokryte patyną, było czyste. Więc co? Makabryczny prezent od zabójcy? Poczuła mdłości. Złapała się jedną ręką za brzuch i upadła, kilka centymetrów od broni. W następnych sekundach walczyła z bólem i torsjami, w końcu skończyło się.
- Karune...?
- Jeszcze żyję - warknęła w przestrzeń. Wyciągnęła spod brzucha dłoń i schwyciła nią rękojeść. Chłodna. Jedyne, co ją mogło ogrzać, to parne powietrze pracowni. Zacisnęła na niej palce. Blade pajęcze nóżki duszące stalowego smoka. To porównanie wzbudziło w dziewczynie histeryczny śmiech. Jednym ruchem stanęła na prostych nogach. Wciąż ściskając sai w dłoni, odwróciła się plecami do okna i wybuchła potwornym śmiechem. Ogarnęła ją pustka, nieobejmująca jedynie umysłu. A tam niczym płomień lśniła jedna myśl. Znajdzie mordercę i zemści się.
Nogi same szarpnęły nią do przodu. Wolną ręką złapała telefon i wybiegła z pracowni, trzaskając drzwiami. Jej kroki dudniły, gdy zeskakiwała ze starych, wysłużonych stopni. Dziw, że nikt nie wyszedł na zewnątrz mieszkania, by sprawdzić, kto tak hałasuje.
"Tak samo, jak pewnie nie interesowało tych ludzi, kto na poddaszu krzyczy, umierając w męczarniach."
Złość paliła jej oczy. Mogłaby podpalić cały dom! Ci cholerni ignoranci! Pewnie gdyby widzieli mord na własnych oczach, odwróciliby się tyłem i zaczęli rozmawiać o pogodzie!
Serce pompowało nie tylko krew, ale i siarczany kwas, który rozpuszczał jej żyły. Pokonała już 138 drewnianych stopni. Gdy jej stopy dotknęły kamiennej podłogi parteru domu, złość wyparł smutek i ból. Znowu zachciało jej się wymiotować. Wepchnęła sai do kieszeni bluzy i spojrzała na wyświetlacz telefonu. Ene nie rozpoznawała przyjaciółki. Na jej twarzy malował się zarówno demon, jak i skrzywdzone dziecko, które chce kogoś objąć i wypłakać cały żal. Twarz dziewczyny wykrzywiła się w dziwnym grymasie.
Musi wyładować frustrację. Inaczej eksploduje. Widziała lekko przestraszony wzrok Ene. Czyli zobaczyła jej "demona"... tą część, której nie kontrolowała. Skrzywiony fragment psychiki, prawdziwą wariatkę, zazwyczaj zagłuszaną odpowiednimi myślami. Choroba psychiczna była prawdziwa.
"Najbardziej niebezpieczna jestem dla samej siebie."
To nie było kłamstwo. Jak dotąd nigdy nie zrobiła nikomu krzywdy. Nawet to, że częto kaleczyła się o coś i obijała, nigdy nie było specjalnie, świadczyło to tylko o byciu niezdarą, fajtłapą. To pewnie zmieni się, gdy znajdzie zabójcę, ale teraz...
Schowała się w uliczce, gdzie stały kontenery na śmieci. Komórkę odłożyła na jakiś stos kartonów, żeby go nie wypuścić. Sama oparła się czołem o chropowatą ścianę budynku. Serce przestało dziko łomotać, jego rytm zwolnił, uspokoił się... niemal zamarł. Albo tak tylko jej się zdawało. Zrozpaczone dziecko, uwięzione w środku, wyparło potwora w jego kąt. Pole widzenia znowu zostało zniekształcone przez łzy. Karune zacisnęła dłonie w pięści i, nie zastanawiając się, uderzyła z całej siły w szorstki beton. Nie rozległ się żaden trzask, kości zostały całe, tylko skóra na kostkach pękła. Zapach krwi stał się intensywniejszy, woń żelaza drażniła nos dziewczyny. Krzyknęła i ponownie zaatakowała ścianę. I jeszcze raz. I następny.
- Karune! Przestań! Karune! - głos Ene nie docierał do zdrowego rozsądku nastolatki. Musiała wyładować tą frustrację. Ten żal. Ból. Wściekłość. Pragnienie zemsty. Rozpacz. Poczucie winy. To było szczególnie nieprzyjemne. Przed oczami migały jej wspomnienia tamtego dnia, wrzasnęła.
Tymczasem Ene wybrała numer liderki. Mijał sygnał za sygnałem, a Danchou-san...! Po kilku pełnych napięcia sekundach Kido odebrała.
- O co chodzi, Karune? I kto tak wrzeszczy, kogo mordujesz? Mogę podrzucić tam Kano?
- Umm, mówi Ene, a wrzeszczy Karune... proszę cię, przyjdź szybko! - w głos cyber dziewczyny wkradła się nutka paniki. Scena rozgrywająca się na jej oczach przestraszyła ją.
- Gdzie jesteście? - odezwała się po chwili Tsubomi. Już wychodziła z domu, odprowadzana zdumionym wzrokiem Mary, która nie rozumiała, czemu pani lider w pośpiechu opuszczała kryjówkę.
- Centrum, jedna ze starszych kamienic... - podała dla pewności adres. - Czekamy.
Ene zakończyła połączenie i spojrzała na przyjaciółkę.
Dziewczyna już nie krzyczała, przypominała teraz wyłączoną mechaniczną lalkę. Siedziała oparta o ścianę, skóra na jej dłoniach była porozrywana i zdarta, palce pokryła nowa warstewka krwi. Opadła z sił, pusty wzrok utkwił w komórce. Oddech był powolny, słaby, ale najważniejsze, że w ogóle był.
- J-ja chcę do domu. Proszę, niech mnie ktoś zaprowadzi do domu - jęknęła cicho. Jej głos przypominał głosik małej dziewczynki, drżał od smutku i strachu. Podciągnęła kolana pod brodę i rozszlochała się.
Upływały kolejne minuty, Karune płakała, Ene niespokojnie kręciła się po wyświetlaczu. Gdzie była liderka? Jej pomoc mogła okazać się nieodzowna... wtedy u wylotu uliczki rozległy się kroki. Do zaułka skręciła Tsubomi, widząc zakrwawione ubrania Kodoku i jej łzy, przystanęła. Co tu się stało? Podeszła do skulonej nastolatki, sama ukucnęła.
- Nee, Kodoku-chan, Kodoku-chan, słyszysz mnie? Spójrz na mnie.
Karune rozchyliła nieznacznie powieki. Pociągnęła nosem i szepnęła:
- Danchou-san, zabierz mnie do domu.
Coś musiało się wydarzyć. Ale co? Kodoku dźwignęła się i podeszła do stosu kartonów, by zabrać telefon. Drżała. Co zrobiła z dłońmi? Wyglądały strasznie. Kido przełknęła ślinę.
- G-gdzie mieszkasz? - na szczęście głos nie zdradził, jak bardzo była poruszona. - Znaczy... może wolisz iść do kryjówki?
- Nie - odparła Karune. - Muszę wrócić do domu. Ale dziękuję za troskę.
Odzyskała normalny głos. Chociaż oczy wciąż zdradzały, że potwornie ją boli, starała się nie dać tego po sobie poznać. Wywrzeszczała się. Zdarła gardło i dłonie. Czas zepchnąć cierpienie do kąta, przynajmniej na trochę. Wydukała nieskładnie adres, wolała nie pokonywać tej drogi sama.
- Czekaj - Kido złapała dziewczynę za rękę, gdy ta chciała opuścić zaułek. - Pójdziemy, ale ukryte. Nie obraź się, ale wyglądasz strasznie.
Liderka użyła mocy, by zasłonić przed ludzkimi spojrzeniami siebie i Kodoku. Dopiero wtedy mogły wkroczyć na ulice.
W milczeniu pokonywały kolejne przecznice, ukryte przed oczami przechodniów. Kido czujnie obserwowała Karune, która szła ze wzrokiem utkwionym w chodnik, ściskając mocno telefon, jakby stamtąd brała siłę do dalszej drogi. Nie płakała. Zachowywała się jak marionetka na sznurkach. Jej kroki były sztywne, automatyczne, a oddech płytki. Tsubomi chciała odezwać się do dziewczyny, ale wątpiła, że doczeka się od niej jakiejkolwiek odpowiedzi. Choć może warto spróbować? Liderka odchrząknęła i... nie wiedziała, o co zapytać. Bo o powód łez nie mogła.
Nagle Kodoku zatrzymała się przed jakimś domem, gdzie pod drzwiami siedział ciemnowłosy chłopak z przepaską na oku.
- To tutaj - głos nastolatki przypominał papier ścierny. Kido w odpowiedzi skinęła głową i przerwała działanie mocy. Na szczęście wzrok chłopaka okupującego schodki przed wejściem zwrócony był w kierunku sąsiadującego domu i nie zauważył nagłej materializacji dwóch dziewczyn.
- Jeszcze raz dziękuję, że mnie odprowadziłaś - Kodoku, nie czekając nana reakcję liderki, ruszyła w stronę budynku. Nastolatek usłyszał kroki i odwrócił głowę, na widok Karune zerwał się z miejsca i podbiegł do niej.
- Karu-chan...?
Również Kido przeszła kilka niepewnych kroków za przyjaciółką. Hiroshi obrzucił zielonowłosą zaskoczonym spojrzeniem. Czy to... nie. Niemożliwe...
- Jesteś przyjacielem Karune? - zapytała Tsubomi, mierząc jednookiego wzrokiem. Nie dała mu nawet czasu na odpowiedź, po zaraz kontynuowała: - Przytrafiło jej się coś złego. Zajmij się nią.
- J-jasne - "Matko, ale ta dziewczyna się rządzi...". - Jasne. Cóż, możesz już iść.
- Karune, mam zostać? - liderka ponownie skupiła uwagę na kiwającej sie teraz dziewczynie. Ta pokręciła głową.
- M-m-możesz wracać do domu... po-poradzę sobie.
Tsubomi z ociąganiem pokiwała głową.
- Jeszcze dzisiaj zadzwonię.
Zawróciła i zaczęła iść. Obejrzała się jeszcze raz na wchodzących do domu nastolatków. Karune, skulona, dała się prowadzić chłopakowi. Uczepiona jego ramienia wyglądała, jakby za moment miała utonąć.
Zamknął cicho drzwi, w obawie, że hałas wywoła u Kodoku histeryczną reakcję. Wciąż trzymając ją za rękę, poprowadził dziewczynę do salonu i usadził ją na kanapie. Sam ukucnął przed nią, nie wypuścił jej dłoni.
- Karu-chan... - zaczął miękko. Zielone oko czujnie wpatrywało się w zesztywniałą od krwi twarz przyjaciółki. Poczuł skurcz palców na swojej skórze. Po policzkach Karune potoczyły się nowe łzy. Czknęła i jęknęła:
- Ciocia... ciocia... nie żyje, ona nie żyje! Z-z-zamordowano ją...!
Hiroshi spojrzał na nią z przerażeniem. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Tymczasem Karune kontynuowała:
- R-rozcięto ją, j-jakby była paczką... t-t-tam było t-tyle krwi-i-i! A-ale po co? P-po co?!
Głowa opadła jej na kolana, szlochała, oddychała bardzo ciężko. Tatsuki pogłaskał ją po szorstkich włosach, powtarzając cicho:
- Już, już, spokojnie, imouto. Pozwól wypłynąć łzom...
Trwali tak kilka minut. Stopniowo płacz Kodoku słabł, oczu schły, aż w końcu co jakiś czas tylko czkała. Westchnęła głośno i powoli uniosła głowę. Oczy błyszczały jak w chorobie, krew jeszcze bardziej rozmazała się po jej skórze.
- Zostaniesz? - zapytała cichutko, w zasadzie tylko szepnęła, ale chłopak i tak ją usłyszał.
- Tak. Zostanę.
Wstał i uścisnął dłoń przyjaciółki.
- Naszykuję ci kąpiel, powinnaś zmyć z siebie tą krew... - mówił do niej spokojnie, trochę jak do małego dziecka, którym teraz zapragnęła się stać. - Karu?
- T-tak, z-zgoda... - skuliła nogi na kanapie i roztarła pozostałości po łzach. - Dziękuję.
Nastolatek ruszył na górę do łazienki. Karune ostrożnie wyjęła telefon. W rogu ekranu znajdowało się kilka plamek krwi. Pośliniła palec i starła kropelki, po czym zastukała w ekran.
- Ene, jesteś tam...?
- Jestem, jestem - na wyświetlaczu pojawiła się niebieska postać, nie uśmiechała się, tylko poważnie patrzyła na przyjaciółkę. - N-nie pocieszę cię, gomen, nie potrafię.
Kodoku przytuliła policzek do komórki.
- P-po prostu bądź. Nie opuszczaj mnie.
Cyber dziewczyna pokiwała energicznie głową.
- Obiecuję!
- Karune, chodź - rozległ się z góry głos Hiroshiego. Kodoku zerwała się z kanapy i szybko pokonała schody. Tatsuki stał na korytarzu i wskazywał dłonią drzwi.
- Jakby co, naszykowałem ci ubrania zamienne. Te później zanurz w zimnej wodzie, żeby...
Bez słowa zarzuciła mu ręce na szyję, co było trochę trudne, bo górował nad nią dobre dwanaście centymetrów. W ogóle ludzie zazwyczaj byli od niej wyżsi. Ale jej to nie przeszkadzało. Objęła mocno przyjaciela.
Zawsze mogła na nim polegać. Gdy przeżywała ostatnie załamanie, obok ciotki Tatsuki był dla niej niewyobrażalnym wsparciem. Nigdy nie zaistniała sytuacja, by nie miał dla niej czasu. Wysłuchiwał jej zwierzeń i pocieszał w smutkach. Towarzyszył jej przy robieniu głupot.
Chciała, by na zawsze pozostali zgodnymi przyjaciółmi. Bała się, że gdyby zakochała sie w nim, utraciłaby cenną więź. Hiroshi był dla niej jak brat. Najbliższa osoba.
- Nee, nee, udusisz mnie tymi kośćmi, choć nie wiem, czy to możliwe - Tatsuki odwzajemnił uścisk. Mała imouto. Wypuścił Kodoku i pomógł jej utrzymać równowagę. - Będzie na ciebie czekać czarna herbata.
Karune pokiwała głową, weszła do łazienki, po czym zamknęła jej drzwi. Spojrzała na wannę, znad której unosiły się obłoczki pary. Patrząc na to, zdała sobie sprawę, że zmarzła. Kiedy? Kucnęła przy porcelanowym zbiorniku, zanurzyła dłoń w wodzie. Bardzo ciepła, pachniała wanilią i lawendą. Z przyjemnością wciągnęła do płuc woń inną niż śmierci i krwi. Komórkę ułożyła na stosie złożonym ze zdjętych ubrań i wsunęła się błyskawicznie do wody, rozchlapując jej trochę na posadzkę. Ciepło przeniknęło ją do kości, zanurzyła się aż po szyję. Zarówno woda jak i piana zabarwiły się rdzawo. W końcu mogła normalnie zacisnąć ręce, choć te szczypały i piekły, gdy woda omywała rany i zadrapania. Przejechała mokrą dłonią po sztywnych włosach, potem zamknęła oczy i ukryła twarz pod warstewką czerwonej piany. Pasma unosiły się dookoła jej głowy jak u topielca. Łzy i krew rozpuszczały się, nasycając barwę cieczy. Po chwili wynurzyła twarz i oparła się o białą ściankę wanny. Chude ramiona wystawały ponad taflę i karmazynoworóżowy puch. Ciszę mącił jedynie jednostajny plusk wody obijającej się o ceramikę. Ciszę przerwało pytanie Ene:
- Nad czym teraz myślisz?
Karune chwilę zwlekała z odpowiedzią. W końcu lekko drżącym przez chłód głosem odparła:
- Nad niczym. Jeśli zacznę rozmyślać, wpadnę w rozpacz i stracę resztki zdrowego rozsądku. Dlatego utrzymuję swój umysł w próżni. Hmm, według niektórych w głowie mam czarną dziurę.
Spojrzała w górę. Dokładnie nad nią, na trzech sznurkach, rozwieszone były ręczniki. Nawet gdyby wyciągnęła dłoń, gdyby wstała, nie dosięgnęłaby ich. Była niska, to fakt. Urządzenie opuszczające liny znajdowało się na przeciwległej ścianie.
Głowę oparła o brzeg wanny i zamknęła oczy. Chciała pogrążyć siebie w pustce i nie roztrząsać dzisiejszych zdarzeń. Jednak im mocniej odcinała się od bodźców zewnętrznych, tym więcej myśli cisnęło się do głowy. Nagle zdawało jej się, że słyszy cykady. Zaczerpnęła oddech, by za moment zanurzyć się całkiem w wodzie, nie chciała tego słyszeć. Wypuściła przez usta trochę powietrza, bo nawet tu dopadł ją płacz owadów.
"Jesteś jak cykada."
Pod powierzchnią wody dźwięk plasnięcia niósł się jeszcze lepiej niż w przestrzeni. Policzek zapiekł, Kodoku wykrzywiła usta w grymasie złości.
"Naprawdę?!"
Płuca zaczęły domagać się porcji świeżego tlenu, zmuszając ją do wynurzenia. Woda już niemal całkiem wystygła. Ręką wymacała zatyczkę wanny, którą szarpnęła. Rozległo się cmoknięcie, a wody powoli ubywało. Siedziała aż do zupełnego opróżnienia wanny. Znowu marzła. Na ceramicznej ścianie powstał brunatnordzawy osad.
Z cichym sykiem podniosła się, uważając na zdradziecką powierzchnię i złapała za czystą bluzkę, naszykowaną wcześniej przez Hiroshiego. Naciągnęła ją na siebie, podobnie jak dresowe spodnie. Dopiero wtedy opuściła wannę. Mokre włosy uwiązała frotką, znalezioną przy lustrze. Jadowita pomarańcz sugerowała, że była to gumka cioci. Na to szczęśliwie nie zwróciła uwagi. Zakorkowała odpływ i odkręciła kurek z zimną wodą, do wanny włożyła zakrwawione ubrania i odczekała chwilę, aż ciuchy schowają się pod taflą. Przezroczysta ciecz w kontakcie z krwią zmieniała barwę na karmazyn. Przerwała ciek strumienia, zabrała telefon i opuściła łazienkę. Starała się iść jak najciszej, po co? Może bała się hałasu? Zeszła na dół, ale nie poszła do kuchni, tylko została w salonie. Zwinęła się na kanapie w kłębek i po chwili usnęła, modląc się o brak snów. Nie wytrzymałaby koszmaru.
- Ukryj się dobrze, choć i tak cię znajdę. Słyszę twoje kroki, słyszę twoje serce...
Znała tę melodię i te słowa. Często śpiewali to, ona i Hiroshi, podczas gry w chowanego. Jak nie lubiła bawić się w to, tak za samą piosenką przepadała. Potrafiła zacząć ją nucić bez jakiegokolwiek powodu.
Z melodią mieszały się odgłosy smażenia i gotującej się wody. W powietrzu roznosił się aromat sadzonego jajka, parzącej się herbaty, masła, cebuli... ślinka cieknie! Karune zerwała się z kanapy. Jeśli coś mogło ją skutecznie wywabić z łóżka, to było to jedzeniem. Koc, którym była okryta, opadł bezszelestnie na dywan. Poszła szybko do kuchni, gdzie opasany fartuszkiem Hiroshi właśnie przekładał na talerz usmażone jajka. Szybki rytm serca naraz został pohamowany. Dotarła do niej bolesna prawda.
Tatsuki chyba dostrzegł smutek w jej oczach, bo odstawił patelnię na kuchenkę i podszedł objąć przyjaciółkę.
- Nie mogę powiedzieć, że mi przykro, bo to niczego nie zmieni, a ciebie zrani. Dlatego będę cicho.
Poprowadził ją, jak poprzedniego dnia, do stołu. Postawił przed nią talerz z parującym śniadaniem.
- K-która godzina? - zawsze musiała kogoś o to zapytać.
- Dochodzi siódma. Za... osiem minut.
Podał Kodoku widelec i zajął miejsce naprzeciw. Nastolatka dziobnęła ząbkami białko, wyraźnie nie mając apetytu. Hirosi obserwował bez słowa zmagania dziewczyny z posiłkiem.
- Co planujesz?
Karune uniosła wzrok znad talerza.
- Co? - zastanowiła się. Pustka w okolicy serca nieznośnie zasysała wszelkie emocje. Jeśli zatrzyma się i będzie pielęgnować ból, do czego ją to doprowadzi? Musi iść naprzód. Musi walczyć. Musi zachować pozory, bo, tak myślała, ktokolwiek zaatakował jej ciotkę, tak naprawdę chciał zranić ją. Skąd to wiedziała? Intuicja. Szeptała tak pod nosem. - Pójdę do szkoły.
Czemu tak mało jest wszystkich z KP? ;_; A po za tym to mogłabyś bardziej opisywać pomieszczenia, które będą często 'używane' ;P
OdpowiedzUsuńPo za tym mam nadzieję, że się jakoś ona pozbiera.
A wracając do mojej obsesji na temat Kano- ciekawe jak zareaguje jak się o tym dowie. Domyślam się, że będzie się nadal uśmiechać, bo... przecież nie może 'zrzucić' tej swojej 'maski'... Jak słuchałaś wszystkich piosenek KP (a pewnie tak jest) to powinnaś wiedzieć o co mi chodzi, nie? :) (jak coś to nawiązuje do piosenki ,,Yobanashi Deceive"). A jak tak się będzie szczerzyć to pewnie dostanie po łbie... Już nie mogę się doczekać <3 :D
PS. Wyłącz tą weryfikację komentarzy, bo zaraz mnie szlak trafi ;_;
Rety... ^^'
UsuńDzięki za dzielne komentowanie bloga.
Weryfikacji nie ma, widać twoje komentarze ^^
Dziękuję również za zwrócenie uwagi na opisy, moja główna beta wciąż mnie za to gani.
Poleciłam twój blog dwóm koleżankom :D
UsuńAle jak się wpisuje komentarz to trzeba jeszcze jakieś cyferki/literki wpisać :c
Niestety, nie wiem, jak to zmienić... obsługa HTML to dla mnie czarna magia, szablony, i pozostałe takie...
UsuńMogę spytać koleżankę, która się na tym zna i postaram się tego pozbyć.
Ustawienia> Posty i komentarze> Włącz weryfikacje obrazkową> Nie
UsuńI powinno być okej ^^ To nie jest w cale skomplikowane ;)