środa, 11 czerwca 2014

10.

Rozstała się z Seto pod bramą cmentarną i szybko ruszyła do domu, tym razem uważnie patrząc na zmieniające się barwy świateł na przejściach dla pieszych. Nie miała ochoty zostać rozpłaszczona przez pierwszy lepszy walec, przecinający jezdnię. Całą drogę łamała sobie głowę nad tym, co spowodowało, że ciotka kazała jej wracać.
Sygnalizator rozbłysnął rubinem, zmuszając Karune do zatrzymania się. Westchnęła ciężko.
- Nee, spokojnie! Nie bój się! Chyba nie masz nawet czego, co? - Ene próbowała pocieszyć przyjaciółkę. Odpowiedziało jej parsknięcie.
- Jasne. Wcale. Wszystko gra. Ciocia wzywa mnie do domu, bo chce się pochwalić, że sprzedała jakiś obraz i że się wyprowadzamy. Albo że gratuluje mi wyników w nauce. Jasne. Jasne. Oczywiście! - głos nastolatki brzmiał lekko histerycznie. Cyber dziewczyna przewróciła oczami.
- Mówił ci ktoś, że masz osobowość neurotyczną?
- Psycholog numer jeden i numer dwa... trzeci wprost nazwał mnie psychopatką - gdy zieleń wyparła czerwień, dziewczyna wkroczyła na pasy. - Skończyło się, że jego dokumenty na biurku jakimś dziwnym zrządzeniem losu nagle zajęły się ogniem.
- Oczywiście to był przypadek - niebieskowłosa zachichotała. Kodoku zawtórowała jej.
- Oczywiście.
- Właściwie po co chodziłaś do psychologów?
Karune pokręciła obok głowy palcem w znaczącym geście.
- Naprawdę mam problemy psychiczne. Ale po tym spontanicznym ognisku ciocia uznała, że pomoc specjalistów nie jest mi już potrzebna. No i od dwóch lat borykam się z tym sama.
- Chwila... czyli nawoływania Mistrza o twoim wariactwie...
- Cii, nie kończ. Owszem, są w jakiejś mierze prawdziwe, ale nie lubię, gdy ktoś mówi o tym głośno. Zazwyczaj udaje mi się grać w miarę normalną osobę.
- Zazwyczaj...? Mam się bać? - Ene wycofała się w róg wyświetlacza.
- N-nie...! Nikomu dotąd nie zrobiłam krzywdy...
"Uso. Panią profesor poszczułaś nożyczkami."
"Jeden raz, wtedy byłam rozchwiana koszmarem."
- Tak czy siak, jestem groźna co najwyżej dla siebie! - dokończyła podniesionym głosem, jakby chcąc zagłuszyć myśli. Kilku przechodniów spojrzało na nią zdziwionych i minęło nastolatkę szerokim łukiem.
"Tyle z twojej iluzji normalności."
- Ah, więc Kano-kun miał rację.
- Ta-ak... - nadal niechętnie wspominała słowa chłopaka dotyczące jej talentu do krzywdzenia siebie.
Tymczasem już mijała sąsiadujące z domem Yusuki budynki. Na schodkach przed drzwiami, gdzie mieszkał Hiroshi, dostrzegła Yano, dwunastolatkę, drugie z trojga adoptowanych przez sąsiadów dzieci. Na przyjazne powitanie ze strony Kodoku, mała kiwnęła tylko sztywno głową i zmierzyła ją enigmatycznym spojrzeniem.
"Ciekawe, czemu tak mnie nie lubi..."
Yano i jej starszy brat, Igachi, darzyli ją chłodnymi uczuciami, ilekroć widziała się z nimi, czuła, jakby próbowali zamrozić ją wzrokiem.
"Cóż, nie można być ulubieńcem tłumów."
Przekroczyła próg domu.
- Karune, to ty? - z kuchni dobiegł ją głos cioci. - Zdejmij buty i chodź do kuchni.
- Wietrzę kłopoty - wymamrotała pod nosem.
- Wietrzę manię prześladowczą - odparła jej Ene.
Kodoku zsunęła ze stóp buty i niepewnie ruszyła korytarzem. Zatrzymała się przed kuchnią i stanęła przy wejściu.
Yusuki siedziała spokojnie przy stole, jasnokasztanowe włosy spięła wysoko, pasemka upstrzone były różnokolorowymi plamkami, zmieniając głowę cioci w papuzi czób. Również jaskrawa żółto-pomarańczowa bluzka i czarne szorty pokrywały barwne kleksy. Kobieta mieszała łyżeczką w kubku z kawą, jej bystre ciemnoniebieskie wpatrywały się w podopieczną.
- Siadaj - wskazała głową krzesło naprzeciw jej własnego miejsca. Z chabrowego kubka wyjęła łyżeczkę i postukała nią w ceramiczną krawędź. - Nie patrz z takim przerażeniem, chcę tylko porozmawiać.
Kodoku niechętnie zajęła wskazane miejsce. Czuła, że w żołądku ma istną rewolucję. Pewnie ze stresu. A może po prostu była głodna.
- Dzwonili do mnie ze szkoły. Zresztą, nawet gdyby nie, i tak cię widziałam... Powiedz mi, dlaczego nie poszłaś dziś na lekcje?
Nastolatka poczuła, że policzki czerwienieją jej z zaskoczenia. Jakim cudem...
"Och... przecież mijałam jej pracownię... Kamisama, co za kretynka ze mnie!"
- Ja... em...
- I dlaczego uciekłaś z wczorajszych zajęć oraz dlaczego pozbawiłaś nauczyciela świadomości?
Oczywiście Hesomi wiedziała, że utrata przytomności profesora uczącego jej podopieczną nie był dziełem przypadku. Doskonale znała moc dziewczyny.
- Czy coś się wydarzyło? - zapytała ostrożnie, by Kodoku nie pomyślała, że ma do niej jakiekolwiek pretensje.
- E-e-e... być może... taak... coś miało miejsce... um... - nastolatka zaczęła niecierpliwie kręcić się na krześle. Czyżby szykowała się awantura? Nie umiała sobie przypomnieć, by ciocia kiedykolwiek podniosła głos. Ale może właśnie przyszedł czas...?
- Nie kręć.
- Właśnie - poparła kobietę Ene. Na szczęście odezwała się na tyle cicho, by Hesomi jej nie usłyszała.
- Uff...mogę powiedzieć szybko?
- Proszę bardzo.
- Nauczycielzobaczyłżemamczerwoneoczyimusiałamgopozbawićotymświadomości. Ech - westchnęła głęboko, wyrzuciwszy z siebie te słowa. Yusuki odchyliła się na krześle.
- Użyłaś na lekcji mocy?
- Niespecjalnie! Miałam atak, dobrze? - Karune stuliła głowę w ramiona. Kobieta spojrzała na dziewczynę z troską.
- Ah, spokojnie, rozumiem - Yusuki wyciągnęła dłoń, by pogładzić podopieczną po włosach, ta jednak uchyliła się. - Osłaniałaś się? I mimo to cię zobaczył?
W Karune narastała pomału złość. Jasne, że ukrywała wzrok, ale nie było jej winą, że Meikuna to świr lubiący ją gnębić. To dla niego nauczka na przyszłość.
Hesomi spostrzegła, że nastolatkę powoli irytowały pytania. Jednak brnęła dalej.
- Gdzie dziś wyszłaś?
- Na cmentarz - odwarknęła Kodoku. - Czy to przesłuchanie?
- Ależ skąd. Po prostu martwię się. Widziałam przez okno, że faktycznie kierowałaś się na cmentarz. A dokąd wyszłaś wczoraj w nocy?
Karune poczuła chłód w okolicach kręgosłupa. Jaka z niej kretynka, obudziła ciotkę. Pewnie tymi kluczami, które wyślizgnęły się z jej spoconych dłoni... Czuła się przyparta do ściany, oba-san była coś zbyt ciekawska, by nie rzec - wścibska.
"Najlepszą obroną jest atak."
W zasadzie nie wiedziała, skąd w jej głowie pojawiło się to buntownicze zarzewie. Zazwyczaj spokojnie rozmawiała z Yusuki, nawet pytania tak jej nie drażniły. Jednak te przemyślenia przyszły w chwilę po tym, jak jej usta opuściły pewne słowa.
- To nieważne, nic mi się nie stało. W sumie, po co tak się przejmujesz, nie jesteś moją mamą.
Wypowiadając ostatnie zdanie, już go żałowała. Przycisnęła dłonie do warg, jakby właśnie spomiędzy zębów wyfrunął jej kanarek.
- Łał, brawa dla tej pani za niebywałe wręcz wyczucie - Ene, od początku śledząca wymianę zdań, zaczęła cicho klaskać. Z drugiej strony była skołowana - Karune zdawała się traktować Yusuki jak matkę, więc skąd takie słowa? A może najzwyczajniej w świecie miała wahania hormonów, jak każda nastolatka...
Hesomi tymczasem zmierzyła nastolatkę rozmigotanym spojrzeniem, z którego nic nie dało się wyczytać. Kodoku zerwała się na równie nogi i, wciąż trzymając dłonie na ustach, pobiegła na górę, do swojego pokoju. Policzki szczypały ze wstydu, jakby zbyt długo stała na mrozie. Wpadła do pokoju i rzuciła się na łóżko. Głowę zasłoniła poduszką.
- Jestem głupia, głupia, potwornie niewdzięczna, nie umiem panować nad językiem..
- Raczej nad słowotokiem, Karu-chan - wyświetlacz telefonu był przykryty materiałem bluzy, więc Ene widziała głównie szarość. - Ale trzeba przyznać, że popisałaś się po całości.
- Dzięki za te słowa otuchy - wymamrotała w poduszkę dziewczyna. Zmuszona jednak była zgodzić się z przyjaciółką. Co ją opętało, by w ogóle pomyśleć o obrażeniu Yusuki? Demon czy udar słoneczny?
- Ależ nie ma za co.
Kodoku przekręciła się kilka razy z lewa na prawo i odwrotnie. Powinna zejść na dół i przeprosić kobietę. Ale wstyd uniemożliwiał jej wychynięcie z pokoju. Jeszcze przez chwilę tu zostanie, przemyśli, co powie cioci w ramach przeprosin... jeszcze kilka minut... czy jej się zdawało, czy powieki naprawdę przypominały odlane z ołowiu... to chyba wina tego duszącego, południowego słońca... ziewnęła. Zaraz zejdzie...

- Jakim cudem?!
Po pokoju rozszedł się głuchy łoskot, zaplątana w kocu Karune spadła z łóżka. Telefon szczęśliwie uniknął losu właścicielki, gdyż dziewczyna puściła go na moment przed upadkiem.
- Nie mam pojęcia. Najwidoczniej najlepiej myślisz, śpiąc - Ene spojrzała na zwinięty kłębek materiału i ciała, którym była jej przyjaciółka. Zachichotała pod nosem. - Wyglądasz zabawnie.
- Cieszę się, że dostarczyłam ci uciechy.
Po kilku długich chwilach nastolatce udało się wyplątać nogi. Większy problem stanowiły ręce. Miotała się jak ryba w sieci. Cyber dziewczyna niemal popłakała się ze śmiechu.
- Spró-spróbuj przełożyć rękę... nie, w tę drugą szczelinkę. Tak, już prawie... Brawo! - klasnęła w dłonie, widząc uwolnioną dziewczynę. Karune stanęła na kocu i w geście tryumfu uniosła w górę zaciśnięte pięści.
- W końcu. Zaczęłam się pomału dusić.
Narzuciła na plecy bluzę i spojrzała na zegar wiszący nad łóżkiem. Wskazówki pokazywały dziesięć minut po pierwszej.
"Ha. Sądziłam, że jest później."
Do ręki wzięła telefon. Ene spojrzała z ukosa na dziewczynę.
- Masz już pomysł, jak przeprosić ciocię?
- Uhm...nie - odparła szczerze Karune. - Jak śpię, głównie uciekam przed psychopatami, ale może znajdę odpowiednie słowa na chwilę przed...
Urwała, gdyż jej wzrok padł na przyczepioną do drzwi jadowicie pomarańczową karteczkę. Rozpoznała niestaranne pismo Yusuki. Przytknęła nos do chropowatej powierzchni, by odcyfrować komunikat pozostawiony przez ciocię, kilka naprędce zapisanych słów.
"Poszłam do pracowni. Rzecz jasna, czekam.
PS. Słabo ci idzie bycie złośliwą dziewuchą."
Z rozczytaniem ostatniego zdania miała pewne problemy. Dopiero po mocnym zmrużeniu i rozpłaszczeniu nosa o drzwi odczytała komunikat. Uśmiechnęła się lekko i poczuła, że wie już, co ma zrobić.
- Ruszamy do warsztatu Hesomi Yusuki! - zawołała, wypadając z pokoju jak strzała. Popędziła po schodach, przeskakując po dwa stopnie, tym razem udało jej się utrzymać równowagę i nie potknąć o nic. Jakby rozpierająca ją radość przy okazji chroniła dziewczynę przed złośliwością losu. Roześmiała się.
- Masz huśtawkę nastrojów jak kobieta w ciąży - zauważyła niebieskowłosa, przyglądając się chichoczącej Kodoku. - Serio, w jednej chwili warczysz, w drugiej siedzisz przybita, w następnej zaś zachowujesz się jak po spożyciu czegoś odurzającego.
-Czy to źle? Jestem jeszcze w takim wieku, kiedy uchodzi to za normalne.
Wyszła na zewnątrz, gdy zerwał się ciepły, letni wiatr. Poruszył on kwitnące spokojnie na trawniku mlecze oraz dmuchawce, nielicznie wyrastające pośród traw. Kilka nasion oderwało się i pofrunęło. Karune kichnęła cicho.
- Na szczęście - uśmiechnęła się Ene. Kodoku nie odpowiedziała, znała ten dowcip. Nie przeszła więcej jak dziewięć kroków, kiedy to rozległ się dziwny dźwięk.
- Co to, burza idzie? - zdziwiła się niebieskooka. Karune pokręciła głową i uśmiechnęła się, zawstydzona.
- N-nie, to mój żołądek dopomina się o swoje.
Nie chciała już zawracać. Na szczęście w kieszeni pobrzękiwały niewydane wcześniej na cmentarzu yeny, mogła pozwolić sobie na miejski obiad, choć i tak miała zamiar kupić tylko kanapkę i butelkę wody.
- Głodna?
- Prawie cały czas. Taki mój urok.
Na rogu ulicy znajdował się mały sklepik spożywczy. Kodoku pchnęła drzwi, zadźwięczał mały dzwonek, przyczepiony do framugi. Duchotę powietrza na zewnątrz zastąpił przyjemny chłód klimatyzacji. Gdyby nie było to zbyt dziwne, prawdopodobnie zaczęłaby ziajać jak pies.
- Witam panienkę, czym mogę służyć? - odezwał się sprzedawca, mężczyzna w podeszłym wieku. Uśmiechnął się przyjaźnie do młodej klientki.
- Poproszę wodę i kanapkę z serem.
Mężczyzna kiwnął głową i podał przez ladę zakupy.
- To będzie 250 yenów, panienko.
Kodoku wygrzebała z kieszeni pieniądze i podała je sprzedawcy, po czym szybko zgarnęła foliówkę i butelkę. Dygnęła sztywno i szybko opuściła sklep.
- Rety, diabeł cię goni? Wypadłaś ze sklepu jak oparzona - cyber dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę; ta równym tempem przemierzała parne ulice. Mijający je ludzie również starali się dość szybko przemieszczać, by nie wystawiać się na mocne słońce.
- I-iie, ale...nie lubię długo przebywać z dorosłymi... ich obecność mnie peszy - Karune nie wiedziała, czy jej policzki różowieją od ukropu, czy od odsłaniania przed Ene kolejnych tajemnic. Czemu wszystko jej tłumaczyła? Ufała jej? Najpewniej tak, skoro nie zamykała się przed nią. Kiedy zrobiła się taka ufna? Zazwyczaj ukrywała siebie przed innymi.
- Nee, słuchasz mnie? Daleko jeszcze?
- U-um... hai. Nie wiem czemu, ale ciocia uparła się na pracownię niemal w samym centrum. Pewnie chodzi jej o okolicę, pełną życia i gwaru...
Mijały właśnie park, którego sercem był okazały plac zabaw. Mimo tego, że od barierek, huśtawek i zjeżdżalni Kodoku dzieło paręnaście metrów, hałas tworzony przez dzieciaki był doskonale słyszalny. Karune zajęła najbardziej zacienione miejsce na murku okalającym park, po czym odpakowała kanapkę i zatopiła w niej zęby. Żołądek momentalnie przestał drżeć jak osika.
- Mniam...
Położyła telefon na betonowym murze. Ene rozejrzała się dookoła.
- Nieduży ten parczek...
- Wiesz, to blisko centrum. Chodziło tylko o to, żeby była strefa zieleni i jakieś miejsce dla młodzieży szkolnej.
Odkręciła korek butelki. Jednym łapczywym łykiem wypiła ósmą część wody.
- Ale upał - jęknęła. Rzadko temperatura na zewnątrz jej pasowała. W ogóle niezbyt dawała sobie radę z przystosowywaniem się do warunków.
"Mniejsza!" - pokręciła w złości głową. - "Faktycznie, moim największym zmartwieniem jest to, że wiecznie mi zimno lub zbyt gorąco."
Odstawiła butelkę, kilka kropel wystrzeliło w górę. Spojrzała na przebiegające obok dwie dziewczynki; pewnie były uczennicami, które dopiero co skończyły zajęcia, o tym świadczyły ich mundurki. Prawdopodobnie uczęszczały jeszcze do podstawówki, wyglądały tak niewinnie i uroczo. Jedna z piskiem goniła drugą. Koński ogon blond włosów gonionej furkotał za nią jak chorągiewka, natomiast fioletowe kosmyki jej koleżanki podskakiwały niczym sprężynki. Chyba dobrze się bawiły.
- Mam cię! - zawołała fiołkowowłosa, łapiąc przyjaciółkę za rękaw. Tamta udała, że panicznie krzyczy.
- Ach, ratunku, pomocy, groźna Hema-chan mnie dorwała i zje mi duszę!
Upadły na trawę, wciąż piszcząc i chichocząc. Karune nie mogła powstrzymać śmiechu. Przymknęła oczy, by nie popłynęły z nich łzy...
Rozchyliwszy powieki, zdała sobie sprawę, że znowu ma atak. Dwie dziewczynki nie bawiły się już w trawie, jedna trzymała drugą za bladą i zakrwawioną rękę, zanosząc się łzami. Zielone źdźbła zabarwiły się szkarłatem, puste oczy blondyneczki tępo wpatrywały się w zachmurzone niebo. Znowu mrugnęła - obraz wrócił do normalności, irysowłosa tuliła mocno przyjaciółkę, szepcząc "Strasznie cię lubię!". Kolejne mrugnięcie - dziewczynka przytulała trupa, łzy mieszały się z krwią. Z rozszarpanej klatki piersiowej sterczały odłamki żeber. Mrug - dzieci ganiały się. Co chwila rzeczywistość przeplatała się z koszmarem. Dziewczynę zaczęła boleć głowa. Który obraz był prawdziwy?!
Zachwiała się i spadła z murku, uderzając potylicą w beton. Pisnęła z bólu.
- Karune? - Ene spojrzała na nastolatkę z lękiem. Zdążyła już zauważyć, że coś było nie tak, bo pomimo żaru dziewczyna zbladła.
- Hai...? W-wszystko w porządku - wysapała pod nosem, poddźwigając się z ziemi. Świat wirował, jakby rozkręciła się karuzela. Poczuła falę mdłości. - T-to chyba z przegrzania.
Nogi drżały, ręce również, gdy łapała telefon. Butelkę i niedojedzoną kanapkę zostawiła.
- Przegrzania? To może poczekaj jeszcze chwilę w cieniu...
- Nie bój się o mnie, wiem, co robię.
"Chyba."
Miała jeszcze trochę do przejścia. Powinna się pospieszyć.

Yusuki wetknęła pędzel w swój kok, oddalając się na parę kroków od sztalugi i płótna, by przyjrzeć się swojemu dziełu krytycznie. Uśmiechnęła się; nieskromnie mogła przyznać, że obraz był, no cóż, genialny. Ale czegoś brakowało łunie nad zrujnowanymi budynkami...albo szukała dziury w całym. To najbardziej wiarygodna hipoteza.
Wyjrzała za okno, a potem spojrzała na zegarek. Prawdopodobnie jej podopieczna była już w drodze. Gdy wychodziła, Karune spała. Przypominała wylegującego się na słońcu małego kotka.
Hesomi zachichotała, wspominając słowa Kodoku. Wiedziała, że dziewczyna powiedziała je bezwiednie, nie miały one na celu urazić ją. Pewnie szybciej odezwała się, niż pomyślała. Ale takie były prawa młodości. Do dziś rumieniec wstydu wywoływało zdanie, które wywarczała do ukochanej babci. Wtedy nauczyła się, że dorośli są w większości wyrozumiali dla młodych, inaczej dawno by już wszyscy pomordowali wszystkich.
Jeszcze raz rzuciła okiem na płótno. Korowód stworzeń zbudowanych z różnych niepasujących do siebie elementów odcinał się jasnymi barwami od ciężkiego pomarańczu i czerni zrujnowanej scenerii miejskiej. "Festiwal Frankensteina". Mimo tego, że istoty otaczały zgliszcza, a one same były "potworami", biła od nich radość i harmonia. Bo przebywali ze sobą.
"Nas też ludzie nazywają "potworami", bo różnimy się od reszty..."
Wyjęła z włosów pędzel i zaczęła obracać go w dłoniach. Jak i Karune, Yusuki również posiadała moc. Jak dziś pamiętała tamten dzień... czemu dała się namówić Nishiemu do zwiedzania tamtego domu? Widzieli przecież, że walił się od środka. A ona sama ciągle była przez babcię przestrzegana. Mimo to...
Wzdrygnęła się. Minęły prawie dwadzieścia dwa lata. Pogodziła się ze śmiercią Nishiego i wróciła do normalnego życia. Babka pomogła jej opanować moc, którą to sama również posiadała. Dziwnym zrządzeniem losu Hesomi sama musiała zostać nauczycielką kogoś, kto również posiadł zdolność oczu. Jak to życie się układa...
Ktoś zapukał do drzwi. Czyżby przyszła Karune? Yusuki zawołała głośno:
- Otwarte!
Do mieszkanka wszedł gość, którego zupełnie się nie spodziewała. Nagłe pojawienie się tej osoby lekko zdziwiło Hesomi, ale zaraz uśmiechnęła się promiennie.
- Cześć. Co cię sprowadza?
- Przyszedłem... bo chciałem prosić oba-san o pomoc... - odezwał się chłopak, rozglądając się niepewnie po pracowni.
- Ależ jasne! Tylko... poczekaj momencik, muszę obmyć pędzel i słoik po wodzie.
Yusuki zgarnęła przedmioty i wrzuciła je do umywalki, po czym odkręciła wodę. Strumień zimnej wody przypominał kaskadę małych igiełek, bezlitośnie wbijających się w skórę. Nagle przyszło oświecenie. Ziemia! Podłoże na obrazie było za czyste, zbyt zielone. Pchnięta instynktem, złapała myty pędzel i biegiem ruszyła do sztalugi. Zanurzyła włosie w czerwonej farbie, którą rozprowadziła plamami po trawie. Tak! To było to, czego brakowało.
- Um... oba-san? - gość przyjrzał się kobiecie ze zdumieniem. A tej co?
- A-ah, gomen, gomen. Po prostu... wizja. Wizja artystyczna - uśmiechnęła się z zakłopotaniem kobieta.
"Jakież one są podobne..." - przemknęło chłopakowi przez myśl.
- To obraz dla Karune?
- Jeśli będzie go chciała... to owszem.
Yusuki znowu podeszła do zlewu, spłukała rubinowy barwnik z pędzla i zaczęła cicho nucić. Wtedy...rozdarł ją ból. Potworny nacisk i poczucie rozpryskiwania się na kawałki miażdżyły ją i przytłaczały, to nie było normalne cierpienie, miała tego pewność. Z jej ust wydobył się wrzask.

-  Sto trzydzieści siedem... sto trzydzieści osiem... koniec! - wysapała Karune, gdy dotarła na szczyt schodów. Uwielbiała widok roztaczający się z okien pracowni malarskiej cioci, ale, na Boga, komu chce się pokonywać tyle tych przeklętych stopni?!
- Zmęczona? - Ene ze złośliwą przyjemnością oglądała zmagania Kodoku z drewnianą przeszkodą.
- Jak rzadko. I jeszcze ten upał... shimatta, mogłam zabrać tamtą wodę...
Nastolatka ruszyła wąskim korytarzykiem do białych drzwi z numerem "94" i cichutko zapukała. Odpowiedzią było tylko echo stukotu.
- Hmm, co jest...? - wymamrotała, mocując się z klamką. Dziwne, była jeszcze ciepła. Pewnie przez panującą temperaturę...
- Halo...? Ciocia? Cio-o-cia! - drzwi ustąpiły, pozwalając nastolatce wejść do środka.
- Nie krzycz, a jak jest zajęta? - cyber dziewczyna usiłowała przemówić przyjaciółce do poczucia przyzwoitości.
- N-nawet wtedy odpowiada...
Poczuła w gardle bicie swojego serca, na języku rozpuścił się smak paniki.
- Ciocia...?
Wtedy zarówna ona jak i Ene spostrzegły, czemu kobieta na nie odpowiada. Karune przed oczami zatańczyły czarne plamki, żołądek zaprotestował, nogi odmówiły posłuszeństwa. Jedynie gardło pozostało sprawne i wydobył się z niego upiorny wrzask, jakby zaczął wołać demon. Jednym skokiem nastolatka dopadła kobietę i przytuliła ją, po policzkach zaczęły spływać gęsto łzy.
- Kamisama... - szepnęła ze zgrozą Ene.
Yusuki Hesomi nie żyła.

1 komentarz:

  1. Jej, jak zwykle świetnie, na brak akcji narzekać nie można :D
    Ale tak po za tym to pisze się ,,Kami-sama", ponieważ ,,Kami" znaczy ,,Bóg", a ,,-sama" to 'przyrostek'. Można używać samego ,,Kami", bez ,,-sama", bo te pierwsze samo w sobie znaczy ,,Bóg", a te drugie dodawane jest jako znak ogromnego szacunku ;)

    OdpowiedzUsuń