niedziela, 1 czerwca 2014

9.

We śnie spadała. A może się unosiła…? Nie umiała tego stwierdzić, bo cały czas miała zamknięte oczy. Bała się, co ujrzy, gdy rozchyli powieki.
- Hej, spójrz na mnie.
Głos… Nie znała go. Ale brzmiał przyjemnie… Poczuła dziwną radość, że odezwał się do niej.
- Otwórz oczy…
- D-dobrze – wymamrotała. Wykonała polecenie głosu.
O dziwo, nie spadała. Ani nie unosiła się. Po prostu leżała na plecach. Źdźbła trawy łaskotały odsłonięte fragmenty skóry na ramionach.
- Huh…? Skąd się tu wzięłam? – usiadła. Miała na sobie mundurek, stopy były bose. – Ach. To sen.
Wstała chwiejnie. Rękę jak zwykle owinięto bandażem. Przejechała dłonią po policzku. Zapowiadał się spokojny sen, bez krwi i rozczłonkowanych ciał.
„Jaka miła odmiana.”
- Strasznie długo nie otwierałaś oczu. Czemu? – odezwał się ponownie tajemniczy głos. Kodoku wykonała obrót, by znaleźć jego właściciela.
- Chyba… chyba bałam się, że to kolejny koszmar…
- Ach, faktycznie, to jest bardzo dobry powód… - głos parsknął sarkastycznie. – Równie dobrze możesz od razu pozbawić się życia, w końcu nie wiadomo, kiedy przytrafi ci się jakiś koszmar w realnym świecie, czyż nie?
Obudziła się gwałtownie. Sapnęła dwa razy.
- No! W końcu jesteś przytomna! Dzwoniłam ci nad uchem trzy razy, ale leżałaś jak kłoda – Ene pomachała z wyświetlacza. – Ciocia cię raz odwiedziła, chyba dźwięki ją drażniły.
- I nie obudziła mnie?
- Weszła o wpół do szóstej.
- Po diabła aktywowałaś alarm tak wcześnie? – jęknęła Kodoku, ukrywając twarz w poduszce.
- Byłam ciekawa, czy żyjesz, zazwyczaj ludzie reagują na dzwoniący telefon, nawet gdy śpią.
Karune wymamrotała kilka brzydkich słów w materiał poszewki. Sapnęła.
- A która jest teraz…?
- Przykro mi, nie jestem zegarynką – zachichotała.
Znowu przeklęła. Wymacała dłonią telefon i podniosła go, przekręciła głowę w bok i odczytała godzinę.
7:04
- Powinnam zaraz wstać i zacząć się szykować do… NIE-E-E! – zawyła dziko, po czym naciągnęła kołdrę na czubek głowy.
- Nee, co jest? Czemu wyrażasz taki bunt przeciw szkole? – Ene przycisnęła twarz do wyświetlacza, spoglądając na zwijający się pod kołdrą kształt. Odpowiedziały jej niezrozumiałe pojękiwania.
- Mów po ludzku. Albo w jedynkowym, może coś zrozumiem – cyberdziewczyna przewróciła oczami.  Po chwili spod kołdry wysunęła się głowa nastolatki.
- Pozbawiłam nauczyciela przytomności. Patrząc się na niego.
- Huhu! – Ene roześmiała się. – To nasuwa jednoznaczne skojarzenia.
- Mówił ci już ktoś, jak bardzo jesteś wkurzająca? – prychnęła Kodoku. Ene udała, że się zastanawia.
- Mistrz. Tak z dwa razy dziennie, przez okrągły rok, jak u niego mieszkałam…
- I nigdy cię to nie zastanowiło…
- Nie, ponieważ to oszczerstwo. Jestem w końcu wspaniała i cudowna! – niebieskowłosa zatrzepotała rzęsami. Karune nie mogła powstrzymać wybuchu śmiechu.
- Faktycznie. Cudowna, męcząca Ene-chan.
- Phi! – Ene odwróciła się, niby obrażona. Po chwili jednak ponownie na nią spojrzała.
- Ale w zasadzie dlaczego stracił przytomność?
Karune westchnęła.
- Znasz moją moc. Mówiłam o niej wczoraj.
- Ta-ak, bo ja tego słuchałam… Dobrze, moc wizualizacji, i co z tego?
- Przypadkiem… Emm… Wczoraj…W szkole…
- Taaaak?
„No i jak to wytłumaczyć…?”
- Hmm… Zobaczył… Moje oczy.
- No, brązowe masz. I co, to taka tragedia? Nie lubisz, jak ludzie patrzą ci w oczy?
- Nie o to chodzi… Neh… Akurat, jak Meikuna na mnie patrzył, oczy miałam czerwone, zgoda? A tym się chwalić nie lubię –spod kołdry wysunął się już cały korpus Kodoku.
- Po co używałaś wizualizacji?
- Niespecjalnie, no-o! Czasami ona sama się uaktywnia… Tak jakby.
- Tak jakby. M-hm. Tak, mówisz bardzo zrozumiale.
Dziewczyna wzięła telefon do ręki.Ene kiwała się na boki, podpierając biodra rękoma.
- A jak mam mówić?
- Już wiesz, po japońsku albo w jedynkowym – odparła radosnym tonem przyjaciółka. Karune przewróciła oczami.
- Mniejsza…
Wyplątała się z kołdry i zaczęła przeszukiwać biurko. Nim znalazła okulary, zrzuciła z blatu dwie książki, zeszyt od matematyki i etui do telefonu. W końcu wcisnęła szkła na nos i spojrzała na kalendarz.
- Hmm… Kurczę – mruknęła pod nosem. Jej ostatnia wizyta miała miejsce dobry miesiąc temu. A skoro i tak nie miała zamiaru iść dziś do szkoły…
Zmieniła piżamę na dżinsy, prostą koszulę i bluzę, z półki zabrała słuchawki i portfel.
- Ejże, zostawiasz mnie? –widząc wychodzącą z pokoju dziewczynę, Ene zaprotestowała głośno. Karune zamarła.
- Matko, zapomniałabym! – wykonała obrót na pięcie i próbowała złapać telefon, balansując na jednej stopie. Skończyło się w sposób wiadomy, nastolatka upadła ciężko.
- Auć! – syknęła, czując wbijające się w brzuch sprężyny. Ene pokręciła głową.
- Pewnego dnia stanie ci się coś naprawdę przykrego.
- O, czyżbyś znalazła moją aplikację z wróżbami? – wymamrotała, schodząc z łóżka. Poprawiła okulary. – Zresztą mniejsza.
Zeszła na dół, do przedpokoju, zabrała torbę, chwyciła leżące w misie klucze i wyszła na zewnątrz. Wciągnęła do płuc ciepłe powietrze, spoglądając na niebo. Ani jednej chmury. Podłączyła słuchawki do telefonu, po czym założyła je na uszy.
„Może to i lepiej…”
Przeszła kilka kroków po wydeptanej przed domem ścieżce, zbliżając się do bramy. Otworzyła metalową furtkę, ta odskoczyła z cichym skrzypnięciem.
- Ohayo, Karu-chan!
Z jej ust dobiegł nieartykułowany ni to wrzask, ni to krzyk; zachwiała się i prawdopodobnie upadłaby na chodnik, gdyby ktoś nie złapał ją w odpowiedniej chwili za koszulę.
- A ty gdzie lecisz? - rozległ się śmiech.
- Nee, co jest? Kto tam? – Ene zainteresowała się sytuacją na zewnątrz. W końcu - usłyszała głos chłopaka, zwracający się po przyjacielsku do Karune. Mimo, że spędziła z nią zaledwie kilka dni, to zdążyła już zauważyć, że Kodoku nie jest duszą towarzystwa i prawdopodobnie nie ma przyjaciół. A tu proszę.
-  Hiroshi, baka, przestraszyłeś mnie! – nastolatka fuknęła na "napastnika", ale również się uśmiechnęła. Zdjęła z uszu słuchawki i spojrzała na kolegę. - Coś ty sobie myślał?
- Po prostu bawi mnie twoja reakcja. Za każdym razem jest identyczna - lewe, niezasłonięte zielone oko chłopaka lśniło łobuzersko. Prawe zasłaniała biała przepaska.
- Następnym razem po prostu cię kopnę - wymamrotała nieprzyjaźnie dziewczyna. Pokręciła głową.
- Oj, nie naburmuszaj się, Karu-chan. Gomenasai - teatralnie ukłonił się przed przyjaciółką, brązowe włosy zatrzepotały. - Wybaczysz mi?
- Skoro już się zniżasz, to być może... - Teraz nie była już w stanie pohamować śmiechu. - Znaj łaskę pańską, masz moje przebaczenie.
- Uff, całe szczęście. Plecy zaczęły już mnie boleć.
Chwilę śmiali się wspólnie, w końcu chłopak nazwany Hiroshim odezwał się, już spokojnie:
- Tak w ogóle gdzie się wybierasz? Nie licząc spotkania z brukiem.
- Haha, no bardzo śmieszne, normalnie dowcip tysiąclecia - Karune poprawiła okulary. - Cóż, wybieram się na cmentarz.
- Na cmentarz? - w słuchawkach rozległo się pytanie Ene. Na szczęście Hiroshi chyba jej nie usłyszał.
- Ach, tak, jak co miesiąc? Hmm, w zasadzie też powinienem się wybrać... - chłopak spojrzał w górę. - Chcesz, żebyśmy poszli razem?
Zastanawiała się chwilę nad propozycją chłopaka, ale pokręciła głową.
- Pójdę dziś sama.
- Ach. No dobra - Hiroshi zmierzwił dłonią włosy Kodoku. - Tylko nie wpadnij na nic ani pod coś w czasie drogi, dobra? Żeby to nie ciebie odwiedzać na cmentarzu.
Wyminął przyjaciółkę i ruszył prosto przed siebie. Karune cicho westchnęła i odłączyła słuchawki. Lepiej nie dać komuś kolejnej okazji do nastraszenia. Ene milczała przez kilka przecznic, Kodoku sądziła, że jest czymś zajęta. Dopiero niedaleko przystanku autobusowego, gdzie zazwyczaj czekała na transport do szkoły, cyber dziewczyna rozdarła się radośnie:
- Karune ma chłopaka! Karune ma chłopaka!
Nastolatka momentalnie spurpurowiała i ukryła telefon w fałdach bluzy, choć i tak kilku przechodniów spojrzało na nią z zainteresowaniem. Pewnie sądzili, że to ona tak głośno wołała.
- Odbiło ci? Hiroshi to nie mój chłopak - wymamrotała, pocierając policzki, które zabarwiły się szkarłatem.
- A ja jestem buldożerem - zachichotała niebieska. Kodoku przewróciła oczami.
- Ty to powiedziałaś.
- No to niby kim jest? To senpai? Nie, nie pasuje, za miły... - Ene zaczęła zastanawiać się na głos. - Kurczę, prócz senpai i chłopaka nic mi nie przychodzi do głowy.
- A określenie "przyjaciel"? Też figuruje w słowniku - odparła zjadliwie Karune.
- Bo uwierzę.
- Nie masz wyboru - dziewczyna westchnęła. - Hiroshi i ja po prostu się przyjaźnimy.
- Tak to się teraz nazywa - Ene pokiwała głową, nie kryjąc złośliwego uśmiechu.
- Wiesz co? Równie dobrze możemy po prostu przestać wałkować ten temat.
- Nee! Jestem ciekawa! Więc nie.
Nastolatka uśmiechnęła się pod nosem. Droczyła się z cyber dziewczyną, sprawiało jej to frajdę.
- Ale przestaniesz twierdzić, że Hiroshi to mój chłopak.
- Tylko oficjalnie.
- Dobre chociaż i to... - Karune namyślała się nad czymś chwilę - Znam go od trzech lat...wtedy się wprowadził do sąsiedniego domu. Zaprzyjaźniliśmy się.
- I tyle? Bu, z tego nie da się zrobić nawet porządnej niżowej powieści. Rozczarowałaś mnie.
- Ehh, no wiesz? Moje życie nie ma być materiałem na scenariusz telenoweli brazylijskiej, dobrze, że jest takie...
- Monotonne? Nudne? Spokojnie, przy naszej grupie to się szybko zmieni.
"Jakbym tego nie wiedziała..."
Ene tymczasem odrzuciła trzymany wcześniej notesik i ziewnęła. - A opowiesz chociaż, jak się zaznajomiliście? Może to mnie zainteresuje...
Karune wróciła wspomnieniami do tamtego dnia sprzed trzech lat. Zaczęła się wiosna, było mnóstwo różowych płatków na ulicy, co chwila musiała wyskubywać je z włosów. Zaczęła opowiadać:
- Wracałam do domu, ciocia obiecała mi, że gdy skończę lekcje, wybierzemy się gdzieś...A że była to wizja ekscytująca, przez całą drogę biegłam...
Słyszała wyraźny stukot butów o chodnik i głośne bicie serca. Czuła napięcie i radość, że spędzi czas z ciocią. Musiała tylko wbiec w swoją ulicę i dopaść do czwartego domu, pomalowanego wówczas na słonecznikowy żółty...
- Ale spostrzegłam, że na krawężniku siedzi chłopiec, jedną ręką zakrywał prawe oko. Wyglądał na smutnego i złego.
Podeszła do niego. Zauważyła, że mundurek szkolny miał rozerwany na ramieniu. Potrząsnęła nim lekko.
- Nee, czy coś się stało?
Chłopiec powoli się obrócił, wciąż ukrywając dłonią prawe oko. Przełknął ślinę i wykrztusił ze złością:
- Po co przylazłaś? Oni ci kazali?
Zerwał się z miejsca i złapał wolną ręką ramię Kodoku. Dziewczynka zaczęła szybko kręcić głową.
- Nie wierzę ci. Przysłali cię. Wiem to. Masz mi coś przekazać? Kuksańca? Kopniak? No mów!
Zielone oko chłopca wpatrywało się w nią, gdzieś z tyłu tęczówki połyskiwały złość i smutek. Kodoku dotknęła dłoni chłopca.
- Proszę, puść mnie. Nie chcę zrobić ci krzywdy. Naprawdę.
Chłopiec niechętnie zabrał z jej ramienia rękę, po czym znowu usiadł na krawężniku, ciągle nie odsłaniając prawego oka. Po chwili odezwał się, tym razem jego głos był cichszy, bardziej przytłumiony.
- Widziałaś może białą przepaskę na oko? Zgubiłem ją.
Karune pokręciła głową.
- A jest ci bardzo potrzebna?
W odpowiedzi chłopiec kiwnął głową.
- Przykro mi, ale nie... - dziewczynka zakołysała się na piętach i chwilę dumała, jak pomóc nieznajomemu. W końcu podskoczyła.
- Czy to mogłoby zastąpić twoją opaskę? - pytając, ściągnęła z włosów błękitną, elastyczną przepaskę i podała ją chłopcu. Na materiale tkwiło kilka różowych płatków, które szybko strzepnęła.
- I tak to mniej więcej wyglądało... Ene, ty śpisz?!
Nastolatka spojrzała na wyświetlacz, gdzie kołysała się Ene.
- Nie! - cyber dziewczyna wyglądała na urażoną. - Ja cię po prostu uważnie słucham. To nie znaczy, że śpię...
- Ach, to dobrze. Myślałam, że cię zanudziłam.
Dopiero po kilku chwilach zauważyła, że doszła do wschodniej bramy cmentarza, gdzie tuż obok znajdował się mały sklepik.
"Najpierw kwiaty...i kadzidło." - ruszyła w kierunku przeszklonych drzwi.
- Ale po co w zasadzie była mu ta opaska na oko? - Ene przejechała dłonią po wyświetlaczu. - W sensie Hiroshiemu. Udawał wtedy pirata?
- Umh....nie. Widzisz... - Karune okręciła pasemko włosów dookoła palca. - Hiroshi ma wykłute jedno oko. Nosi opaskę, by nie było tego widać.
Mimowolnie się wzdrygnęła. Tatsuki opowiedział jej kiedyś, że w drugim roku pobytu w domu dziecka zdażył się wypadek, przez co stracił widzenie w prawym oku. Nigdy nie pytała o szczegóły, a chłopak nie dzielił się nimi.
- Faktycznie mało przyjemne - niebieskowłosa skrzywiła się. - Biedny chłopak.
Tymczasem Kodoku przekroczyła próg sklepu, zaanansował ją dzwonek wiszący przy framudze. Siedząca za kontuarem młoda kobieta uniosła wzrok znad gazety; poznała młodą klientkę.
- Ach, witam - uśmiechnęła się. Nie czekając nawet na to, by dziewczyna się odezwała, wstała z miejsca i od razu ściągnęła kadzidło oraz mały bukiet kwiatów.
- Tyle, co zawsze - powiedziała, podając nastolatce przedmioty. Ta kiwnęła głową, wyjęła pieniądze, po czym podała je ekspedientce.
- Powodzenia - zawołała za wychodzącą klientką.
- Ona cię zna? - zainteresowała się Ene. Karune mruknęła w odpowiedzi.
- Nie tylko ona. Kojarzy mnie również tutejszy stróż.
- Jak często więc przychodzisz?
- Przynajmniej raz na miesiąc...szukam grobu mojego taty - powiedziała szybko, uprzedzając pytanie przyjaciółki.
- Szukasz? Jak to, nie wiesz, gdzie pochowano twojego ojca?
- Uh, nie, Yusuki nie mogła się dowiedzieć...miała tylko pewność, że to gdzieś na tutejszym cmentarzu...
Spojrzała na kwiaty. Małe, delikatne, o żółto-pomarańczowych płatkach, przywodziły na myśl kule ognia.
- Czekaj, czyli że...
-  Yusuki nie jest moją krewną w żadnym stopniu. To przypadkowa osoba, która uratowała mnie przed sierocińcem.
- Ale jak...? Opowiedz.
Przez dłuższy moment nie odzywała się. Ponieważ już zagłębiała się w alejki szczelnie zapełnione kamiennymi płytami, przyglądała się im, szukając znajomego nazwiska i imienia. Cyber dziewczyna straciła nadzieję, że cokolwiek usłyszy, kiedy to Kodoku podjęła opowieść:
- Wiesz, nie pamiętam nawet, gdzie się wybieraliśmy... jechaliśmy samochodem, było bardzo ciepło, jak to w czasie lata... bo domyślasz się, jaki był to dzień?
Ene bez słowa skinęła głową. To układało się w logiczny ciąg.
- Tak...Tata chciał mi wynagrodzić brak czasu w pierwszej części roku oraz przebłagać mnie, bym nie miała mu za złe niepoświęcania uwagi w następnej... cóż, tak to wyglądało. Nie powiem, tata mnie kochał. I tego nie neguję... - potrząsnęła głową. - Zbaczam z tematu. Było mi trochę duszno, dlatego opuściłam szybę przy siedzeniu. Zajmowałam miejsce obok kierowcy, tata mi na to pozwalał...podziwiałam widoki za oknem i trajkotałam, jak nakręcona. Chyba mu to nie przeszkadzało.
Przed oczami migały obrazy tamtego dnia. Światło słońca, zapach miętowego odświeżacza powietrza, od którego kręciło się w nosie. Śmiech ojca, rozbawionego jakimś stwierdzeniem córki. Czy jeszcze go pamiętała? Ciemne włosy, węglowo czarne oczy...głos zdążyła już zapomnieć.
- Autokar...tata zauważył go zbyt późno. Jechał prosto na nas. Ojciec chciał jakoś go wyminąć, gwałtownie nami szarpnęło i wypadliśmy z jezdni.
Zgrzyt metalu pojawił się znikąd, na jego wspomnienie nastolatka skrzywiła się, jakby ugryzła cytrynę.
- Wbiliśmy się w drzewo...a następnym, co pamiętam, jest to, że pas uciskał mi płuca. Obudziłam się, szyba była kompletnie skruszona. Zawołałam tatę, ale mi nie odpowiedział.
Kilka słonych kropli spłynęło po policzkach. Kamisama, znowu beczała? Niecierpliwie otarła łzy. To wciąż ją bolało. Bardzo. Ale co z tego? Musiała walczyć z płaczem. Była za stara na mazanie się.
- I co dalej? Skąd w tej historii wzięła się Yusuki? Bo pojawi się tutaj, mam rację?
- O-owszem, masz. Ale jeszcze chwilę musisz poczekać - przetarła oczy. Minusem posiadania okularów było większe skupianie światła w gałce. Co za idiotyczne prawo fizyki. - Huk zwabił przechodniów, ktoś wezwał odpowiednie służby...chyba krzyczałam. Najprawdopodobniej ze stresu użyłam mocy. Chciałam, aby ktoś mi pomógł.
Na żadnym z mijanych grobów nie odnalazła nazwiska ojca. Nie czuła się tym specjalnie zdziwiona.
- Moje odbicie w lusterku zauważyła przypadkowa kobieta, Yusuki, która, jak się później miało okazać, również posiadała moc. Postanowiła mi pomóc. Sprawiła, że gapie rozeszli się, zapominając o wypadku, odczekała na przyjazd straży i udawała, że jest moją krewną. Potem mnie adoptowała, odpowiednio wyprowadzając w pole urzędników.
- Yu-yusuki też...?
- Oszołomienie Oczu. Manipuluje ludźmi. To mnie uratowało.
W gardle czuła piasek. Rozgadała się, jak z rzadka kiedy. W zasadzie rozmawiała tyle tylko z ciocią i Hiroshim...czyli z tymi, którym ufała.
"W sumie...to dobrze."
- To cała historia?
- W zasadzie tak.
Dziewczyna wkroczyła do kolejnej alejki.
- Teraz ja zadam ci pytanie - spojrzała na wyświetlacz komórki. Ene zmarszczyła jedną brew. - Po co wam były te dane?
Ene zmarszczyła jedną brew i roześmiała się.
- A myślałam, że zaczniesz drążyć w mojej przeszłości. Hmm... Danchou-san nie powiedziała, kto był zleceniodawcą.
- Zleceniodawcą?
- No, co myślałaś? Że na co dzień gonimy po siedzibach komputerowych? Kano uważa, że trafnym zbiegiem okoliczności przyciągnęłaś swoim pojawieniem się to zadanie.
- Ach. Naprawdę? Cudownie, ewoluowałam w magnes.
Wybuchły śmiechem. Nie były w stanie opanować się przez dobre kilka minut. Dopiero gdy mijająca je starsza babcia zgromiła Karune wzrokiem, dziewczyna uspokoiła się. Skręciła w kolejną alejkę, ale już wiedziała, że to bezcelowe.
- Na dziś to chyba koniec - wymamrotała, kopiąc jakiś kamień. Bryłka potoczyła się pod stopy kucającej przy szarym nagrobku postaci, uderzając ją w but. Osoba podniosła głowę i spojrzała na Kodoku. Nastolatka skuliła się, strumień słów wywołanych zawstydzeniem wypływał z jej ust:
- Gomenasai, gomenasai, gomen! To przypadek! Przepraszam! N-nie chciałam ci przeszko...
- Cześć, Seto - przerwała jej Ene, widząc wstającego chłopaka. - Przyszedłeś odwiedzić onee-chan?
- Owszem - odparł chłopak, uśmiechając się smutno. - A wy?
- Karune szuka taty.
- P- powiedziałabym sama... - dziewczyna  potarła dłońmi policzki, żeby je ochłodzić. Zdziwiło ją napomknięcie o siostrze Seto. - Onee-chan?
- Tak - nastolatek wskazał na nagrobek. - A zarazem założycielka Mekakushi Dan.
Karune podeszła niepewnie do płyty i odczytała nazwisko.
- O-och....n-nie wiedziałam...że...
- Ayano to nasza siostra? Przyszywana - wytłumaczył Kousuke. - Jej rodzice adoptowali naszą trójkę.
Karune pokiwała głową na znak, że rozumie. Zapadła cisza, której nikt nie przerywał, Kodoku przyswajała sobie dopiero co poznane fakty.
- Bez waszej onee-chan nie byłoby grupy - powiedziała cicho. Jej wzrok zatrzymał się na trzymanych w dłoniach kwiatach i kadzidle. Skoro właśnie poznała założycielkę, może warto byłoby uhonorować jej pamięć? - Czy mogę zapalić dla niej kadzidełko? I dać kwiaty?
- Pewnie - Seto wskazał dłonią nagrobek. - Potrzebujesz zapałek?
- Sankyuu, mam swoje.
Podeszła do grobu, ułożyła obok niego bukiecik płonących kwiatów i ustawiła kadzidełko. Z kieszeni bluzy wyjęła prostokątne pudełeczko, wysunęła jedną zapałkę i przejechała jej główką po zadrasce. Zapałka zajęła się płomyczkiem, który Karune przystawiła do końcówki kadzidła. Wciągnęła do płuc jego lekki aromat.
- W-witaj, założycielko... - szepnęła, patrząc na płytę. - Wspaniale jest cię poznać...
Chwiejnie wstała. Seto pomógł jej zachować równowagę.
- Na pewno onee-chan cieszy się, że mamy nowego członka - uśmiechnął się jasno.
Wtedy odezwał się sygnał SMSa.
- Ciocia pisze - poinformowała Ene, otwierając wiadomość. - Czeka w domu, każe ci się stawiać tam w trybie natychmiastowym.
- N-natychmiast? Ale...po co?

1 komentarz:

  1. Ooo, fajnie! Teraz wiadomo o niej co nieco ^^ Ale trochę kiepsko idzie ci pisanie gdzie przeszłość i teraźniejszość się mieszają (bez urazy). Nie mogłam się połapać co ona robi teraz, a co robiła kiedyś :< Spróbuj np. używać innej czcionki kiedy opisujesz przeszłość. Ja wykorzystuję kursywę (chyba tak to się nazywa, nie? Chodziło mi o te krzywe literki jak coś xD).

    OdpowiedzUsuń