Okazało się, że z Shuuyą będę spędzać więcej czasu niż myślałam, prowadząc go do dyrekcji (w końcu musiał dostać zakwaterowanie, a mnie wyciągnięto za uszy za uciekanie przed wychowawcami z nowym mieszkańcem).
Otóż dokwaterowano go do pokoju 107. Wiedziałam, że to przez jego umiejętność.
Ru moje entuzjastyczne wywody na temat spotkania nowego "użytkownika oczu", jak "fachowo" to nazwałam, przyjęła lekceważącym "Przecież wiem".
Było nas już czworo.
Kido traktowała naszą dwójkę ozięble, chociaż Kano obrywał od niej nieco częściej, Seto natomiast wydawał się zadowolony towarzystwem chłopaka. W końcu proporcje płci zostały wyrównane. A to, że zaczął przyjaźnić się z Kano, poprawiło relacje również między nami. Widząc, że przebywającemu w moim towarzystwie chłopakowi nie wydarzyła się dotąd krzywda, powoli przestawał się mnie bać.
Tak oto miałam już dwóch przyjaciół i czułam, jak moje sześcioletnie życie staje się pełne.
Już dawno skończyły się ferie zimowe, minęły święta. Prócz "przedszkolnych" zajęć na świetlicy nam, mieszkańcom pokoju na końcu korytarza, zafundowano nowe zajęcia. Nie powiem, żebym za nimi przepadała.
Żadne nie było potworem, a tematyka wałkowana przez terapeutów wdzierających się do przestrzeni mieszkalnej pytała nas tylko o jedno.
Jak oczyścić zbrukane swoją mocą imię? Jak pokazać, że nie jesteście groźni?
Te "lekcje" niewiarygodnie mnie denerwowały. I zadawały rany, głębokie, jątrzące się jeszcze kilka lat. Na nowo rozdrapywane, rozgrzebywane tępą żyletką.
Widziałam już, że ostracyzm to najlepsze, co mogła nam zaoferować grupa. Współtowarzysze niedoli, psiamać!
Nikomu nie stało się z winy mojej albo na przykład Kousuke nieszczęście. Właśnie pilnowaliśmy się, aby nic takiego nie miało miejsca.
I co z tego?
Zwinięta w kłębek, ostentacyjnie zwrócona plecami do świata zewnętrznego, dumałam. Gdyby moc to potrafiła, zmieniłabym postrzeganie nas, nie takie, jakie oszukiwał Shuuya, tylko odbiór nas. Pomogłabym zrozumieć ich rozumom, że jesteśmy nie bardziej groźni od motyla przycupniętego na chodniku, a nawet jeszcze sympatyczniejsi od tych owadów.
Z drugiej strony wymuszenie polubienia kogoś wydawało mi się czymś obrzydliwym. Zresztą zdolność nie wpływała na ludzkie sądy; ba! nie mogłam wymuszać zdarzeń związanych z naginaniem podjętych decyzji. Czyli jeśli chciałabym kogoś zeswatać, mogłabym co najwyżej postawić parę w jakiejś sytuacji - reszta zależałaby już od nich.
Może tak było lepiej, pomyślałam, przewracając się na plecy. Przez sufit biegły pęknięcia, obrośnięte kurzem. Istniałoby ryzyko, że zostanę panią marionetek, małą tyranką, która nie potrafi nic oprócz wykorzystywania umiejętności swoich oczu.
Szturchnięcie w spód materaca uświadomiło mi, że któreś z pytań zostało skierowane pod mój adres. Leniwie podniosłam tułów.
- Moim wkładem w poprawienie naszego postrzegania byłoby użycie mocy w celu uratowania ludzi od jakiegoś niebezpieczeństwa. Ale doceniano by to przez czas zagrożenia, potem znowu narażę się zbyt głośnym oddychaniem - wyrzuciłam z siebie beznamiętnie, obdarzając terapeutkę spojrzeniem pełnym wyższości. Używałam specjalnie trudnych konstrukcji, by pokazać, że wiem o czym mówię. Kobieta odchrząknęła, wyraźnie speszona, przerzuciła kartki w swoim notatniku. Ja tymczasem myślami wróciłam do pierwszych samotnych świąt.
Nawet Kido przemówiła po ludzku i cały dzień zachowywała się miło. Trzymaliśmy się razem, by w "rodzinnym okresie" nie dostać załamania, związanego z wspomnieniami utraconych wydarzeń, z nasilającą się samotnością. Pośpiewaliśmy trochę kolęd, złożyliśmy życzenia, po czym wymieniliśmy się wrażeniami minionych świąt.
W sumie mi wypadło najlżej. Kousuke od początku Boże Narodzenie spędzał w ośrodku, Tsubomi rodzina uparcie ignorowała, Shuuya przeżywał niepewność związaną z nastrojem mamy.
Ja jedynie przesiadywałam sama.
Niebywale cieszył mnie fakt, że udało mi się zachęcić współlokatorów do zwierzeń - brałam to za oznakę rosnącego zaufania.
Już dwa dni później Kido fizycznie uświadomiła Shuuyi, że ją zirytował jakimś głupiutkim żartem.
Zastanawiałam się, czy to pojedyncze zbliżenie się do siebie było zapowiedzią ocieplenia stosunków. Doszłam do wniosku, iż szanse na to były spore, a przynajmniej w moim wypadku. Kano i Kido mieli problemy z dogadaniem się i chciałam na to jakoś zaradzić. Jednak do tej pory nie wpadłam na nic mądrego.
Od przyjazdu Kano zawiesiłam ćwiczenia. Moc kontrolowałam w sumie nie najgorzej, ta uzależniona była od syntezy wyobraźni i chęci, a to umiałam pohamować.
Tak uważałam, bo długi czas nikt mnie nie atakował. Potem nieco to zweryfikowałam, ale do tego wrócę innym razem.
Nie wolno mi powiedzieć, że gardziłam prowadzącą zajęcia kobietą. W końcu te spotkania miały pomóc nam. Żeby nikt więcej nie doklejał do drzwi obraźliwych znaków.
Ale jaki jest sens wałkować w kółko pytania, na które naprawdę nie ma dobrej odpowiedzi?
Przewróciłam się na bok. Cokolwiek byśmy przedsięwzięli, i tak nie mogliśmy liczyć na akceptację. Potrafiliśmy coś, czego reszta świata nie mogłaby przyjąć do wiadomości, a dziwne zdarzenia wydarzające się akurat nam przerażały ludzi.
Z niewiedzy rodzi się strach. Strach szepcze nienawistne słowa, którymi się karmi.
Nienawidzimy tego, czego się boimy.
Ta ponura refleksja trzymała się mnie aż do zaśnięcia.
Mijały kolejne tygodnie, które pieczołowicie odznaczałam w znalezionym gdzieś kalendarzu. Styczeń, luty, marzec... W tym roku zaczynaliśmy podstawówkę.
Nie zmieniło to w zasadzie niczego, bowiem zajęcia dalej mieliśmy w niewielkim budynku obok ośrodka.
Sesje z terapeutką zawieszono, od kiedy namówiłam współlokatorów do bojkotu. Tsubomi pierwszy raz udało się wtedy kontrolować swoją zdolność, co uczciliśmy jak święto.
Nieskromnie przyznam, że miałam w tym swój udział, ale zwrócę honor Shuu - też pomógł.
Kiedy zbliżała się "Godzina Te", ześlizgnęłam się niezgrabnie po drabince piętrowego łóżka, po czym w hardej pozie stanęłam na środku pokoju.
- Te zajęcia to strata czasu - rzuciłam, patrząc po twarzach przyjaciół. Kido, zajęta przeglądaniem książki, prychnęła.
- Gratuluję pani orientacji sytuacyjnej. Niestety, talony na ciastka już mi wyszły, wystarczy uścisk prezesa?
- Nie kpij, Tsubomi-san - drażniłam się z nią, dodając do imienia nieznośny dla niej przyrostek. - Mówię poważnie, nie chcę marnować kolejnej godziny mojego światłego życiorysu na omawianie nieistotnych kwestii. Wiecie co? Chodźmy na dwór!
- Nie jest na to nieco za zimno? - spytał Seto, opierając się o krawędź górnej "pryczy". Złe spojrzenie zielonowłosej przypomniało mu o " błędzie keigo", toteż kwiknął i zasłonił się poduszką, spod której dobiegło urywane "Przepraszam!".
Rzeczywiście, temperatura nie zachęcała do zabawy na zewnątrz, w nocy dodatkowo spadł śnieg. Z drugiej strony do tej pory nie mieliśmy okazji pobawić się jak normalne dzieci, zajęci unikaniem złych słów i schodzeniem każdemu z drogi.
- Chciałam zarządzić bitwę na śnieżki, zrobienie igloo lub bałwana, ubralibyśmy się jak polarnicy tropiący renifery, wtedy mróz by nam nie dokuczył! - w głosie umieściłam więcej entuzjazmu niż naprawdę go miałam. Po prostu chciałam, żebyśmy mieli przyjemnie spędzony zimowy dzień.
- I jak to sobie wyobrażasz? - Kido odłożyła książkę na bok. - Za chwilę przychodzi ta cała terapeutka, jak niby mielibyśmy opuścić dormitoria niezauważeni?
Wymieniłam spojrzenia z milczącym dotąd Kano. Otóż nasz (tak, prosiłam go o współpracę przy tym) plan miał na to odpowiedź. Jednak na drodze do jej spełnienia stały dwie przeszkody. Pierwsza to niechęć Tsubomi do kooperacji. Druga - czy podołałaby zadaniu.
- Do tego... Pojawił się pomysł, abyś... Użyła zdolności - wykrztusiłam, poprawiając spódniczkę.
Zapadła cisza przyprawiająca o dreszcze, ból brzucha i jeszcze coś tam. Zaczęłam się bać, że zaatakuje mnie jak jastrząb nieświadomą mysz, młócąc pięściami i nazywając mnie kretynką z nierównościami pod sufitem.
- A jak to sobie wyobrażasz? - zapytała cicho, wyrównując ręką zagięcia kołdry. Wzrokiem uciekała gdzieś w bok. - Przecież... Wiesz, że nad tym nie panuję... Nie jestem jak ty czy ten idiota...
Skokiem znalazłam się przy niej, chwyciłam jej dłoń.
- Potraktuj to jako ćwiczenie - uśmiechnęłam się do niej jasno, usiłując dodać tym otuchy skurczonej jakby dziewczynie. - Słuchaj, przecież ci pomożemy. Jakby nie patrzeć, pięćdziesiąt procent obecnych tak jakby panuje nad zdolnością, młodsi koledzy mają obowiązek pomagać starszym, no nie?
W końcu popatrzyła na mnie. Gdzieś w głębi ciemnych oczu malowała się nieufność, niedowierzenie. Ale chciała wierzyć, że da się z tym coś zrobić.
Miała zamiar przerwać bycie nazywaną duchem.
- Co... Co mam zrobić?
- Przede wszystkim skup się. Twoja zdolność ukrywa, prawda? Zatem pomyśl, że największym pragnieniem jest zniknięcie w tym momencie.
Nigdy nie umiałam uczyć ludzi, ale moje słowa chyba jakoś do niej dotarły. Odetchnęła, mrucząc coś w stylu "No to jedziemy..." i zamknęła oczy. Po zmarszczkach na czole poznałam stan największej koncentracji. Nie puszczałam jej, równie zdeterminowana, by udało jej się.
Postać dziewczyny była tak samo realna jak minutę temu.
- Chyba coś nie wypaliło - mruknęła, strząsając moje palce. Nie udało jej się, ale to pierwszy raz - zazwyczaj są nieudane.
- Jeszcze raz, Tsubomi.
- Nie rozkazuj mi - znowu usiłowała zabrać rękę, którą delikatnie potrząsnęłam.
- Tsubomi, jeśli porzucisz próby po jednym niepowodzeniu, to nie będziesz miała prawa mówić, że przypadkowe użycie mocy zawsze jest twoim udziałem - nie bawiłam się w ceregiele ani w miły, terapeutyczny niemal ton głosu. - Skoncentruj się jeszcze raz!
- Nie umiem!
- A myślisz, że jakiekolwiek moce da się opanować za pstryknięciem palcami? Nie ma tak dobrze. No weź, nawet bohaterowie, otrzymawszy swoje zdolności, musieli ćwiczyć!
Żadne z nas nie wiedziało, że wtedy poniekąd przepowiedziałam przyszłość. Myślami do tego miałam wracać w trakcie bezsennych nocy, spędzonych na uczepianiu się swojej osobowości. Akurat to wspomnienie nie będzie przynosić mi ulgi.
- Naprawdę wierzysz w te słowa...? - powątpiewanie w jej głosie tylko wzmogło moją determinację. Pociągnęłam Kido za sobą, czując na sobie pełen oczekiwania wzrok chłopaków.
- Koncentracja. Pomyśl o uczuciach, które odbezpieczają twoje oczy. Zaczerpnij z nich to, co niezbędne. Nie chodzi mi o to, żebyś była rozgniewana, pomyśl raczej, że moc to reakcja obronna na gniew, a potem wykorzystaj tę teorię!
Razem z Kido wzięłam głęboki oddech, żeby móc jej maksymalnie towarzyszyć w próbie sił.
Zamknięcie oczu, długi świst wypuszczanych centymetrów sześciennych powietrza. Mimowolny kurcz dłoni Tsubomi.
Ja też zacisnęłam powieki, ale chwilę później do otworzenia zmusił mnie stłumiony pisk Kousuke.
Nikogo przed sobą nie widziałam, ale czułam dotyk przyjaciółki.
Wzrok nie zarejestrował również mojego ciała.
Niemal wypuściłam rękę Kido, zdumiona efektami.
- To jest... Jest...! - widok, a raczej jego brak, przeszedł również oczekiwania Shuu. Zeskoczył z łóżka i zbliżył się niepewnie, dłonią wymachiwał w celu ustalenia, gdzie stałyśmy.
- Auć! - palce chłopaka zaczepiły o mój nos, jednocześnie znosząc naszą niewidzialność. - Shuuya, ostrożniej!
- Wybaczcie... Ale to jest obłędne! - wykrzyknął, zgarniając nas w niedźwiedzi uścisk. Zielonowłosa, nieprzyzwyczajona do takiego przejawu uprzejmości, zaatakowała pięścią ramię Kano, chłopak odskoczył z sykiem. - Dobra, nie przytulać. Rozumiem.
- Jak to... Jakim cudem zniknęłyście obie? - Seto dołączył do nas na podłodze. Jego oczy, tak często ukryte za łzami, błyszczały teraz jasno.
Kontrolowane użycie mocy było dla nich przełomem. Świadectwem, że mogą nad tym naprawdę panować.
- Najwidoczniej zdolność Kido obejmuje ludzi w jej pobliżu lub tych, którzy mają z nią fizyczny kontakt... - zupełnym przypadkiem przestawiłam się na słownictwo pseudonaukowe. Chyba chciałam nieco zaimponować znajomością trudnych słów. - Znaczy, tak tylko myślę...
- U-ła! Kido, świat i jego sekrety trzymane za drzwiami stoją przed tobą otworem! - blondyn wyrzucił wysoko ręce, szczerząc się. - Dalej, możemy ruszać na dwór, niepowstrzymani zakazami dorosłych!
Pełni entuzjazmu naszykowaliśmy się, opatuliliśmy szalikami, wcisnęliśmy czapki niemal na nosy, szczelnie zapięliśmy kurtki. Potem, przy akompaniamencie słów otuchy i zapewnieniach, że to na pewno się uda, pomogliśmy Tsubomi użyć mocy świadomie. Jak się okazało, nie trzeba było nawet dotykać jej, by moc działała również na nas. O zasięgu jej zdolności pomyślałam wówczas jako o bańce, czym później się podzieliłam.
Seto, by w żaden sposób nie zirytować naszej "oswobodzicielki", milczał, stojąc najbliżej wyjścia uchylił lekko drzwi i wysunął głowę na korytarz. Uniesionym kciukiem dał znać, że droga wolna.
Cichutko opuściliśmy pokój, w końcu nie było nas widać, ale co ze słyszeniem? Przemykaliśmy korytarzami, gdzieś w połowie drogi minęliśmy terapeutkę, która zmierzała na spotkanie z nami. Ciekawiła mnie jej reakcja na zastanie pustej sypialni.
Tamten dzień był niewiarygodnie przyjemny. Ulepiliśmy bałwana o twarzy jednej z nieprzyjemniejszych wychowawczyń, podzieleni w pary, urządziliśmy bitwę na śnieżki (wygrałyśmy z Tsubomi). Współmieszkańcy, którzy odważyli się wyjść na zewnątrz, spoglądali na baraszkujących nas z czymś na kształt odrazy - w końcu jak takie potworki mogą mieć czelność bawić się tuż obok?
Nie przejmowaliśmy się tym zanadto, bardziej interesowało nas zrobienie najfajniejszego orła w śniegu. Leżąc w białym puchu, opowiedziałam jakąś krótką historyjkę o śniegowych dzieciach, kompletnie zaimprowizowaną. To była moja pierwsza wymyślona bajka, jak się okazało, przypadła całej trójce do gustu.
Chwilę przed całkowitym zapadnięciem zmroku, przemoczeni i zmarznięci wróciliśmy do pokoju na końcu korytarza. Kido, szczęśliwa okiełznaniem mocy, nie zwracała uwagi na keigo Kousuke. Z oczami błyszczącymi podnieceniem obiecała sama sobie, czyniąc z nas świadków, że teraz częściej będzie ćwiczyć zdolność.
Euforia trwała przez niecały miesiąc. Pewnego dnia znalazłam zapłakaną przyjaciółkę. Łapczywymi spazmami łapała oddech, łzy ściekały obficie spod powiek.
- Tsubomi...?
Mój drżący niepewnością głos zmusił ją do podniesienia głowy. Rozmazała słone krople po intensywnie karminowych policzkach.
- Cz-czego...? Nic mi nie...nie jest... Wyjdź...
- Tsubomi... - wyciągniętą dłoń trafiła pięść dziewczyny, krzyknęłam, bo miałam wrażenie, że kości pękną mi na wpół.
- Nigdy już... Nigdy... Nie wtrącaj się... Te twoje... Idee... Zejdź mi z oczu! - czułam, jak zasypuje mnie grad drobnych, niezwykle ostrych igiełek, nafaszerowanych jadem żmii, manty i tarantuli. Przełknęłam łzy, byleby bardziej jej nie rozdrażnić.
Patrzyła na mnie jeszcze przez chwilę tym załzawionym wzrokiem, i szepnęła coś cicho.
Zniknęła natychmiast.
Wycofałam się chwiejnie na zewnątrz, zamykając za sobą bezszelestnie drzwi. Drżałam, czując wzbierający słono-gorzki potok.
Dlaczego? Co ja jej zrobiłam? Czemu tak nagle mnie znienawidziła?
Płakałam tak długo, aż usnęłam wyczerpana pod ścianą, gdzie znaleźli mnie Seto i Kano.
Później poznaliśmy "ideę", której nie wolno było poruszać przy Tsubomi. Otóż kiedy Kousuke nieśmiało bąknął, że też chciałby pouczyć się panowania nad oczami, w dziewczynę wstąpił demon. Rzuciła się w stronę czarnowłosego z zamiarem ewidentnie morderczym, przed czym powstrzymał ją Shuuya. Siniak na oku nie chciał zniknąć przez osiem dni.
Sprawa przycichła przez ostatni czas, ale i tak już do końca pobytu w domu dziecka ani razu nie zaproponowałam kontrolowanego użycia mocy.
A Kido zaprzepaściła osiągnięte wyniki i ponownie moc zaczęła ujawniać się w chwilach złości.
- Karune, czy odpowiesz?
Drgnęłam, kiedy nauczyciel zapytał mnie o... jaką miałam lekcję? Cyfry wskazywały na matematykę, chociaż nie miałam co do tego pewności. Tablica była dość daleko i zapis na niej nieco się rozmazywał, zatem niespecjalnie szło mi odróżnienie dwójki od "se".
- U-um... B-bardzo przepraszam, chyba nie słuchałam... - strzeliłam palcami, gapiąc się tępo na blat ławki.
- Pytałem o wynik działania, Karune...
- O-oh! Tak... Wynik to... - spojrzałam w zapiski, głupia ja zapomniała, że wcześniej przepisała przykład z tablicy. - To... czterdzieści dziewięć.
- Dobrze... ale prosiłbym o skupienie na moich zajęciach - sensei westchnął, po czym na tablicy zapisał kolejne zadanie. Odetchnęłam cicho, napawając się ulgą.
Papierowa kulka pacnęła w moją głowę i upadła przy długopisie. Zaskoczona złapałam ją, widząc, że na pomarszczonej powierzchni są ślady tuszu, odwinęłam ją.
"Na stos z wiedźmą!" - głosił nabazgrolony tekst, pod spodem widniał rysunek z postacią przywiązaną do słupa, wokół której szalały płomienie. Ciekawe, że postać miała moją twarz.
Odgięłam kark w stronę, z której wiadomość przybyła, mój biedny wzrok spoczął na idiocie, który chichotał teraz i wymieniał piątki z otaczającymi go kolegami. Brązowe włosy o długości dziewczyńskiej zaczesał do tyłu, zielone oczy ociekały wręcz wrednością.
"Bardzo pomysłowe, pogratuluj ekipie" - na odwrocie umieściłam swoją informację i machnęłam nią jak transparentem. - "Nie uwierzyłabym, że to twój autorski pomysł."
Paskudny uśmiech rozlał się po gębie, nazywanej eufemistycznie "cherubinkową", jak dla mnie wyglądał niczym niewykarmiona dostatecznie świnia. Pokazał mi pudełko zapałek.
Nie dałam po sobie poznać, że przestraszyłam się.
Co, jeśli nienawiść sięgnie do takiego stopnia, że ktoś spróbuje nas naprawdę zabić?
Na przerwie pobiegłam do sali, gdzie zajęcia miała grupa Shuu. Pokazałam mu karteczkę i kiwając się na boki, zrelacjonowałam zdarzenie, poszerzając sprawozdanie o przeżyte lęki.
- Hiroshi-kun? Coś o nim słyszałem... - mars przeciął czoło mojego przyjaciela. - Miki, taka siedząca przede mną ruda dziewczyna, wspominała koleżance z ławki obok, że nie chciałaby być jego celem...
Skuliłam się jeszcze bardziej. Czyli co, obrał mnie za "cel"? Na litość boską, poczułam się jak jeleń na polowaniu.
Niemal widziałam siebie z jelenim porożem, niezgrabnie uciekającą przed dzieciakiem ubranym w moro, który mierzy we mnie z dubeltówki.
- Karu, oczy zaraz ci poczerwienieją... - przyjaciel szturchnął mnie ostrzegająco. Umiał już zauważyć, kiedy odpływałam w wyobrażenia, a te bywały niebezpieczne. Sprowadzał mnie na ziemię, żeby moc nie poczyniła szkód. - Martwisz się? Może w takim razie zmień klasę...?
- Ah! Nie, nie, to nic nie da... Wiesz, zawsze znajdą się tacy, co spróbują zadręczyć najsłabszego - uśmiechnęłam się niepewnie. - Po prostu nic nie będę sobie z tego robiła, a jeśli sytuacja się pogorszy... Zresztą, teraz to tylko głupi żart. Zbadanie, jak zareaguję. Wątpię, że spróbuje mnie skrzywdzić. W razie czego... Nie, nie w razie. Nic się złego nie stanie, mam rację?
Przytaknął, a resztę pauzy przegadaliśmy na temat, jak idzie Tsubomi i Kousuke, których przydzielono do jednej klasy. Potem została tylko jedna lekcja, po czym wróciliśmy do ośrodka. I tak mijały kolejne doby, aż do przerwy letniej.
Tamte dni opływały jeszcze w nadziei, że wszystko jakoś się ułoży. Przynajmniej ja tak uważałam.
Później i tak zaczęło to niszczeć.
Kurna, jakimś cudem najpierw przeczytałam 5 rozdział, a dopiero potem 4... .-.
OdpowiedzUsuńI wg to wydaje mi się, że oni są jacyś za mądrzy na sześciolatków, ale co tam, przynajmniej jest ciekawie ;p
Na końcu dialog Kano i Karune zaczął się mieszać... Czyli ich wypowiedzi były w tej samej linijce.