sobota, 28 marca 2015

Rozdział 6. "Gra w spojrzenia."

Ogień. Żar. Bijące odeń ciepło. Strach. Słyszysz krzyk?
Otworzyłam oczy, czując, jak niedokładnie ostrugana zapałka drażni skórę dłoni. Zagrzechotałam pudełkiem, ukrytym pod drugą ręką i znowu zamknęłam oczy.
Płomienie. Zawodzenie kotów. Nie umarłabym tak czy siak.
Ten pokaz, a raczej demonstracja siły miała mnie przerazić, wzbudzić lęk. Udowodnić, jak wielkim zerem jestem. Potrząsnąć mną, wprowadzić do ledwo uporządkowanego świata chaos. Celem nie było poróżnienie mnie z resztą, oczernienie w oczach przyjaciół, jakoby to ja podłożyła ogień, by... Chyba coś udowodnić. O nie.
To, co mi drogie, sama zaczęłam burzyć swoim wyobcowaniem.
Krąg ognia otoczył mnie prawie tydzień temu, od tego momentu nie opuszczam pokoju nawet na minutę. Nie jadłam, piłam tylko wodę z kranu i milczałam. Zachowaniem dawałam jasny komunikat "Zostawcie mnie w spokoju".
Nie usprawiedliwiałam tego w żaden sposób. Nie miałam powodu, by czuć się bardzo źle, ogień mnie nie skrzywdził. Żadnych ran, nawet włosów nie miałam okopconych.
Zatem dlaczego czułam się zraniona?
Po raz kolejny okrążałam pokój, czując, jak zżera mnie złość. Złość, której nie miałam nawet jak przelać, bo ktoś, kto mi to zrobił, miał rację.
Jestem zbyt wielkim tchórzem, by stawić agresji czoła.
Jestem zbyt głupia, by się do tego przyznać, dlatego otoczyłam się murem milczenia, mającym zatrzymać jakąkolwiek pomoc.
Shuu usiłował to jakoś przełamać, codziennie zagadywał mnie z rana, po powrocie z zajęć zdawał głośną relację dnia, wieczorem coś kombinował.
Krótko mówiąc, starał się jak mógł.
W duchu doceniałam jego wysiłki, spełzały jednak one na niczym. Nie odpowiadałam, przynajmniej werbalnie, co jakiś czas posyłałam tylko nieuważny uśmiech, wykonywałam głową jakiś ruch i wracałam do gapienia się w pustkę. Nic w niej nie widziałam i o to chodziło.
Nie myśleć. Rozmyślanie boli.
Kousuke włączał się do działań "oswobadzających", jak najlepiej umiał. Napomykał, że koty zaczęły wracać, że nie ma już śmietników... Kiedy na głos zastanawiał się nad losami ciężarnego rudzielca, zbladłam i czym prędzej uciekłam na swoje łóżko, nakryta kołdrą, nie wyściubiłam spod niej nosa do nocy.
Częściowo czułam ulgę, Shuuya dopilnował utrzymania Seto w nieświadomości.
Ciekawe, kiedy zwróci uwagę na maleńki grób, wykopany późnym wieczorem przez niezdarną, zapłakaną dziewczynkę.
Nie chodziłam też na zajęcia lekcyjne. Czas, gdy pokój pustoszał, a dźwięki umierały, spędzałam na okiennym parapecie, zapatrzona na widok rozciągający się za szybą. Po kilku dniach mogłam już niemal z pamięci wyrecytować wszystkie jego elementy. Trwanie w bezruchu do chwili powrotu współlokatorów utrzymywało mnie w umysłowej próżni.
Ale nie dziś.
Padało, całkiem obficie. Krople wielkości szklanych kulek rozpryskiwały się o ramy okna, o szkło, parapet po drugiej stronie i oczywiście o ziemię. Nieustający szum przeszkadzał mi w spokojnym niemyśleniu, zmuszał do ciągłego mrugania i przełykania śliny.
Po raz pierwszy od dłuższego czasu czułam głód.
Kano pożegnał mnie zmierzwieniem włosów i jakimś cieplejszym słówkiem, Seto pomachał do mnie. Kido obdarzyła mnie enigmatycznym spojrzeniem, opuściła pokój jako ostatnia. Odgłos zamykania drzwi zabrzmiał nienaturalnie.
Zajęłam swoje miejsce przy oknie i oparłam o szybę czoło. Niewyraźne odbicie sylwetki rozcinały spływające krzywo krople, twarz wykrzywiła się groteskowo i wcale nie przypominała mnie.
Dzień był jeszcze ciepły, lato nie umiera nagle.
Przez myśl przemknęło mi, że jednak cieszę się z chłoszczącego rzeczywistość deszczu.
W brzuchu zaburczało nieprzyjemnie. No tak, kilka dób nie miałam jedzenia w ustach. Głodówka wydała się nagle być kompletnie nielogiczna.
Co mi odbiło? Zastukałam obgryzionym paznokciem w przezroczystą taflę. Zachowuję się, jakbym przeżyła jakąś okropną traumę, dobrowolnie skazałam się na wygnanie i do tego nie jem? Coś tu chyba nie gra.
Głupota całego mojego spektaklu nagle zwaliła mi się na głowę, otworzyłam szerzej oczy i wydobyłam z siebie dziki jęk.
Dobry Boże ponoć wszechmogący, co ja najlepszego narobiłam. Tych, którzy wyciągnęli do mnie pomocne dłonie, zbyłam wymuszoną obojętnością, udawałam, że przechodzę kryzys czy inne coś... No, może z tym tak nie udawałam, naprawdę dobił mnie ten atak.
Ale... Powinnam walczyć dwa razy zajadlej.
Jednak jedyną rzeczą, której zapragnęłam, było zakopanie się pod łóżko i nie opuszczanie kryjówki do mojej naturalnej lub wynikłej z katastrofy śmierci.
Lub przynajmniej zamarcie w wegetacji na najbliższy rok.
"Spróbuj tylko!" - Ru zatrzęsła mi wnętrznościami. - "Dopiero co zmądrzałaś i już masz zamiar to zaprzepaścić?!"
Czuję się jak kretynka - zaskomlałam w myślach. - Żeby to zmazać, muszę udawać martwą...
"Ani mi się waż, w przeciwnym razie przejmę kontrolę nad tym słabym, ludzkim ciałkiem i wyznam miłość temu kłamcy..."
Ha-a? Że komu?
"Temu... Jak on ma... Blondyn z oczami jak kot."
Sh-shuu?! Naprawdę się przeraziłam.
"No być może jemu... Hehe, chyba cię nastraszyłam wystarczająco, abyś nie..."
Pac! Pac!
Wewnętrzny dialog przerwało pacanie w szybę, serce zastukotało szybciej, zirytowane nagłym bodźcem.
"Nigdy nie dają mi dokończyć... " - burknął Głos, po czym zamilkł.
Zamrugałam, przetarłam oczy. Odgłos powtórzył się.
Pac! Pac!
Rozejrzałam się dookoła. Dźwięk przywodził mi na myśl coś miękkiego, ale deszcz chyba w jednej chwili nie zrobił się puszysty i kosmaty, prawda?
Wzrok zahaczył o niewielkiego intruza, siedzącego w najlepsze na parapecie po zewnętrznej stronie okna. Małe, czarne ciałko uderzało delikatnie łapką o przeszkodę, widocznie niezadowolone z jej istnienia. Na puszystym futerku perlił się deszcz, trójkątne uszy zastrzygły, kiedy srebrny wodny bicz musnął różowy nosek.
Czknęłam, a kot, bo owe urokliwe zjawisko było kotem, uniosło główkę, przerywając forsowanie szkła. Piwnozielone oczka zabłysły jasno, jakby ich właściciel mówił mi "Wpuść mnie, tu jest zimno". Dla wzmocnienia komunikatu kot miauknął.
Spadłam z parapetu, obijając nieco ostatni odcinek kręgosłupa, by zaraz znów się zerwać i otworzyć okno. Do środka wpadł rześki wiatr, wzburzył włosy, splątane i nieczesane dłuższy czas. Czarny kociak wskoczył za podmuchem powietrza i zgrabnie wylądował obok moich stóp, o które skwapliwie się otarł. Kurczę, deszcz na nim dalej był zimny.
Zatrzasnęłam okno, kot nie przestawał łasić się do nóg. Dopiero teraz zaczęłam się zastanawiać, czy aby mój gość nie ma pcheł.
Zwierzak wyglądał dość znajomo. Ale z drugiej strony miałam pewność, że nie widziałam go wcześniej kręcącego w "stołówce".
Zatem... gdzie go już spotkałam...?
Wzięłam kulkę sierści ostrożnie na ręce i przytuliłam do piersi. Kotu spodobała się taka forma ogrzewania, bowiem zamruczał i wygodniej ułożył. Moje ubranie natychmiast przesiąkło resztkami wody ostałymi na futerku, do których przylepiły się pojedyncze czarne włosy.
Oh, nareszcie sobie przypomniałam. Zajęłam chwilowo łóżko Tsubomi, bałam się ryzykować wspinaczki na górną pryczę z kotem przyciśniętym do mostka.
Sierściuch zwinął się w kłębek, kiedy zaczęłam drapać go za uchem.
- Shuu, dziękuję, że tak bardzo chcesz mi pomóc, ale nie powinieneś poświęcać się dla tej głupiej mnie aż tak bardzo... - szepnęłam, zapatrzona w przybrudzony spód mojego materaca. - Wiesz, ja nie umiem doceniać takich gestów...
Poczułam wzbierające we mnie łzy. Nie walcząc nawet ze szlochem, wtuliłam nos w mięciutkie futerko.
- Przepraszam, zachowuję się tak idiotycznie... Jakbym nie była sobą, co nie? Wiem, że moją należnością jest wypaść stąd, wściekła jak sam diabeł, pokazać, że to całe zdarzenie nic a nic mi nie zrobiło, by zagrać tym na nosie tej zarazy, Hiroshiego... Ale... Jestem tak potwornie słaba...! Mówiąc, że nigdy nie wezmę odwetu, miał rację...!
- Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek zobaczę naczelną wojowniczkę uśmiechu zaryczaną - głos Kido, tak niespodziewany, postawił mnie natychmiast na nogi, co okupiłam obiciem sobie czoła o ramę wyższej pryczy. Puchatego gościa na szczęście nie wypuściłam. Zachłysnęłam się powietrzem, nim w końcu udało mi się wydusić składne zdanie.
- K-kido! S-skąd się tu wzięłaś? Lekcje już się skończyły...?
Zielonowłosa przekrzywiła głowę z zaciekawieniem, patrząc na trzymane przeze mnie w ramionach stworzenie, zwykła zaciętość opuściła jej czoło. Byłam świadkiem, jak ta nieco straszna siedmiolatka topi się pod urokiem czarnego kotka.
Właśnie to wykorzystał pewnego razu Shuuya, aby zapobiec poważniejszej kłótni w pokoju.
- J-jaki śliczny... - kichnęła, podchodząc bliżej; dopiero teraz zauważyłam zaróżowione policzki i błyszczące gorączką oczy.
- Tsubomi, byłaś u pielęgniarki? - wypuściłam kota na podłogę, by mógł "poznać się" z dziewczyną. Łzy obeschły, niemalże zapomniałam, iż w ogóle płakałam.
- Mhm... Byłam, ale gdzieś wyszła, to źle, że nie chciałam czekać pod drzwiami jak kretynka? - ukucnęła, pozwalając zwierzakowi zamachnąć łapką na jej włosy, uśmiechnęła się do niego niepewnie. - Jesteś u-uroczy... Mały, uroczy kot...
- Ah! Jasne, że to nic złego, nawet lepiej, że przyszłaś tutaj... możesz od razu zakopać się pod kołdrę... Kiepsko wyglądasz, chcesz napić się gorącej herbaty?
Spojrzała na mnie tak jakby z niedowierzaniem, że proponuję ciepły napój, którego zdobycie, co do mnie dotarło, wiązało się z opuszczeniem sypialni.
Pal to licho. Siedzę już wystarczająco długo.
Nie czekając na reakcję koleżanki, wypadłam z pokoju. Bieg zajął minutę, może półtorej, ale kompletnie wyzuł mnie z sił. Dysząc, pchnęłam drzwi stołówki i podeszłam do stanowiska wydawania posiłków.
- Czy mogę poprosić kubek herbaty?
Kucharka, zajęta przeglądaniem czasopisma, popatrzyła na mnie jak na bardzo nieproszonego intruza, jednak ku mojej radości z westchnieniem podała mi szklankę z parującą cieczą. Dygnęłam grzecznie, zabrałam napój i już nieco wolniej wróciłam do Kido. Nim weszłam do środka, spod numeru umieszczonego na drzwiach zdarłam kolejną kartkę, czując narastającą irytację.
Przeklęta dzieciarnia. Jeszcze tego pożałują.
- Tsumi... - wślizgnęłam się do środka pomieszczenia, balansując z trzymanym w ręce kubkiem. Zobaczyłam, że siedzi na podłodze, bawiąc kota kawałkiem czerwonej wstążki, za którą gonił, miaucząc wesoło. Usłyszawszy zdrobnienie padające z moich ust, wykręciła ku mnie głowę.
- Tsumi? A co to za diabelstwo?
- Z-zdrobnienie od twojego imienia... - zarumieniłam się, zmuszona do tłumaczenia. - Sądziłam, że to fajnie brzmi...
Znowu spojrzała na kota, połaskotała mu nos kawałkiem materiału.
- Brzmi uroczo, słodko i do mnie nie pasuje... - wymamrotała.
Herbatę odstawiłam na stolik, oparta o niego przyglądałam się zabawie z futrzakiem. Ponieważ poczułam coś w rodzaju zastrzyku odwagi, postanowiłam kontynuować temat.
- Czemu niby miałoby nie pasować? Masz na tyle ciekawe imię, że skracanie go nie brzmi idiotycznie... - odchrząknęłam. Inaczej niż w moim przypadku.
- Ka-ru... - aż się wzdrygnęłam, kiedy Kido postanowiła pomanipulować moim imieniem.
- Błagam na wszystkie świętości, nie. To nie jest dobre. To jest okropne. I nie ma prawa istnieć w mojej rzeczywistości - zadrżałam, obejmując się ramionami. - Brzmi jak proszek do prania. Albo karma. Albo guma.
- No faktycznie straszne - zbyła mnie wzruszeniem ramion i całą uwagę poświęciła kotu, ganiającego wokół niej po podłodze.
- Kido, może połóż się, a kota weźmiesz...? - policzki miała jeszcze bardziej zaczerwienione, a pociąganie nosem dało się słyszeć znacznie częściej. - Naprawdę nie wyglądasz najlepiej...
- Nie rządź się. Co, po kilku dobach snucia się jak półżywa, postanowiłaś wrócić do przywódczej roli? - chociaż ton nie był choćby w najmniejszym stopniu zaczepny, odniosłam wrażenie, że to prowokacja. Ale z drugiej strony wydawała się być na to za spokojna. - Wiesz, jesteś dość dziwna. Z jednej strony gadasz jak dorosła, wyciągasz pomocne dłonie na prawo i lewo... A ostatnio pokazałaś się z takiej dziwacznej strony, nieobecnej i niezdolnej do poradzenia sobie z niczym.
Odwróciłam głowę, by nie widziała mojej miny. Trafna charakterystyka, nie ma co.
- Ja... Mam na to jakoś odpowiedzieć?
- Jak chcesz. Tak tylko twierdzę, że dziwna jesteś. Masz huśtawkę nastrojów jak nastolatka. Aż tak przestraszył cię tamten ogień?
- Nie sam ogień... Tsubomi... Podziałała tak na mnie świadomość, do czego można się posunąć, by zranić człowieka. By go zastraszyć, zdominować. Sprawić, by nie próbował się bronić. Dziewczynka przeniosła baraszkujące zwierzątko na swoje łóżko i popatrzyła na mnie dość poważnie. Dosłownie czułam na sobie ciężar jej wzroku.
- Gdybyś była nieco inna, zaproponowałabym ci udawanie niewidzialnej.
- C-co? - spojrzałam zbaraniała, serce zakołatało. Co ta za rada?
- Nie-wi-dzial-nej - silnie zaakcentowała każdą sylabę słowa. - Niewidocznej. Schodzącej zagrożeniu z drogi, z oczu. Do niewidzialnych niczego się nie mówi, nie wytyka się ich palcami, nie robi głupich numerów. Bycie przezroczystym daje bezpieczeństwo.
- Mówisz to z własnego doświadczenia? - i w tym miejscu chciałabym podziękować mojemu mózgowi za kreowanie idiotycznych zdań, aparatowi mowy za udostępnianie ich bez przefiltrowania treści i nałożeniu cenzury... Przerażona zasłoniłam głowę, widząc, jak Tsubomi wstaje i powoli kieruje się w moją stronę. Nic mnie nie uratuje...
- Medium? Czy pożyczyłaś moc od Seto? - szepnęła mi cicho nad uchem. Przełknęłam głośno ślinę.
- Nie chciałam... Mózg tego nie przemyślał... - zaskomlałam, po całym ciele rozszedł się dreszcz przerażenia. Wtedy usłyszałam jej płacz. Odważyłam się rozchylić powieki. Twarz dziewczyny poczerwieniała jeszcze bardziej, policzki musiały szczypać, bowiem potok łez był całkiem słuszny. Nie wiedząc, co począć, bez namysłu ją objęłam.
- Tsu...
- Tego chciałam... Kiedyś. Móc zniknąć sprzed oczu ludziom, którzy moje istnienie uznali za kłopot... - ciepły deszcz wsiąkał w materiał na plecach. Drżałyśmy teraz obie, każda z osobna. - Wiesz, jak to jest? Za każdym razem, z każdym krokiem słyszałam wyzwiska, oczywiście nie rzucone mi prosto w twarz, byli na to zbyt... Dumni? Nie umiem tego na-nazwać... Kot zauważył, że stało się coś złego, porzucił tarzanie się w pościeli i kilkoma susami znalazł się obok nas. Ostrożnie usiadłyśmy na podłodze, ciemna kulka futra wgramoliła się Kido niezgrabnie na kolana. - I teraz to dostałam, upragnioną przezroczystość na zawołanie. I co mi po niej? Szykan jest więcej niż przedtem, z bękarta awansowałam na potwora...! Ostatnie słowa wykrzyczała, wbijając mi palce w kręgosłup. Nawet nie pisnęłam. - Pozwalasz sobie na luksus pokazywania bólu. To okropne. Cierpieć należy w samotności, by sprawić jak najmniej problemu...! Jeśli czujesz, że w środku rozpadasz się, ukryj to! Tak naprawdę nikogo nie obchodzi, ile bólu zadają wypowiedziane przez niego słowa. Liczy się efekt, czyli pokaz rozpaczy! Widząc miotającą się z cierpienia ofiarę, osiągamy satysfakcję! A ty nie powinnaś nikomu jej dawać, głupia, radosna dziewczyno!
Czy to, co wzbierało w moich oczach, było łzami, czy może drobnymi okruchami szkła? Podobnie bolało.
- Oni ci ufają. Że zawsze znajdziesz wyjście. Dobrą radę. Pomysł. Twoje cierpienie przelewa się na nich. Powinnaś chociaż udawać silną. Dla nas. Taka jest cena za otrzymanie zaufania.
Po policzkach potoczyło się nieco płynnego światła. Cienkie jak włosy igły przebijały powoli serce i płuca, grożąc śmiercią.
Prawda zawsze zadaje najwięcej bólu.
- Dobrze. Dobrze, rozumiem.
Pamięć o tym nieco deszczowym dniu już do końca miała zadręczać zmęczone, smutne serce, które umieszczono mi w piersi. To wspomnienie było czymś, co pozwalało mi na późniejsze podążanie naprzód, jednocześnie powoli rozrywało mnie na maleńkie kawałeczki.
Kiedy Shuu i Kou wrócili z lekcji, ich zdziwienie na widok mojego szerokiego uśmiechu nie miało granic. O dziwo, kiedy zapłakane zasnęłyśmy, kot jakoś opuścił pokój, co wzbudziło moje podejrzenia co do jego tożsamości, zwłaszcza że Seto wspomniał coś o chwilowym zniknięciu blondyna na pół godziny przed powrotem.
Wracając jeszcze na chwilę do słów Kido... Wciąż nie umiem pojąć, jak wiele zmieniły. Nie raz jeszcze zastanawiałam się, czy nie poznawszy ich, stałabym się tak podobna do niej. To tylko gdybanie, ale jeśliby kilkuminutowy dialog przeplatający się z płaczem nie zaistniał, to historia zapewne potoczyłaby się inaczej.
Ale tak tylko myślę.

4 komentarze:

  1. Cześć czytam twojego bloga od jakiegoś czasu i bardzo przypadł mi do gustu, czekam na następny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki serdeczne ^^
    Rozdział powinien wyjść najdalej za dwa tygodnie

    OdpowiedzUsuń
  3. To był Kanuś, jestem tego pewna w... 0,000001%... A tak serio to najpewniej on~! XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy następny??? Czekam z niecierpliwością i pozdrawiam :)
    Mira

    OdpowiedzUsuń