Ostatni dzwonek powitała z niebywałą ulgą. Spakowała swoje rzeczy najszybciej ze wszystkich i jako pierwsza opuściła salę lekcyjną. Nie mogła się doczekać, aż dojdzie do sklepu optycznego i odbierze swoje szkła. Miała szczerze dość tej półślepoty.
- Uda ci się trafić do domu? - zapytała z niepokojem któraś z dziewczyn z jej klasy.
- Tak, tak - odparła burkliwie Kodoku, jednak po chwili łagodniejszym tonem dodała:
- Dziękuję za troskę.
Dziewczyna kiwnęła szybko głową i oddaliła się do swoich przyjaciółek. Karune nagle poczuła ukłucie żalu.
"Czy jest mi szkoda, że czuję się samotna...?" - zapatrzyła się na rozmyte niebo; rzadko kiedy zastanawiała się nad swoim wyobcowaniem. Było jej tak bliskie, iż w końcu pozwoliła mu żyć obok siebie i przestała z nim walczyć, ba! Przestała je w ogóle zauważać.
"Tak, to chyba było najlepsze, co mogłam zrobić" - uśmiechnęła się do swoich myśli. Nagle się zatrzymała.
- Cholera, gdzie ja jestem? - wymamrotała, rozglądając się dookoła. Rozmazane kształty budynków wydawały się jej obce, nie poznawała układu sklepów i szyldów. Kilkakrotnie podchodziła do różnych obiektów i przyglądała im się, coraz mocniej utwierdzając się w przekonaniu, że po prostu się zgubiła.
- Jest...jest źle, jest źle, jest nawet bardzo źle - czując narastającą panikę, oparła się plecami o jedną z betonowych ścian. Bezwiednie zaczęła obgryzać paznokcie, dopiero po chwili uświadamiając to sobie. Odjęła dłoń od ust.
"Uspokój się, durnoto...!" - zbeształa siebie samą; zaczerpnęła głośno powietrza. Potrzebowała, by ktoś ją zaprowadził do okolicy, którą zna i skąd trafi do optyka, będącego jej celem. To było póki co najważniejsze.
"Ale ja przecież do nikogo nie podejdę!" - zacisnęła powieki i przegryzła wargę. - "Nie ma nawet takiej opcji! Trudno, sama postaram się dojść."
Odepchnęła się od ściany i ruszyła przed siebie ulicą. Uważnie się rozglądała, chociaż nie dawało jej to zbyt wiele. Co jakiś czas przystawała i starała się ustalić mniej więcej, do której części miasta udało jej się dostać. Niestety, wciąż lądowała w miejscach, z którymi nigdy, przez szesnaście lat życia, nie miała styczności ani razu.
"Nienawidzę tej ułomności" - zdenerwowana i zmęczona dziewczyna oparła się o pobliską latarnię, hamując z trudem łzy. Chciała już wrócić do domu, ale nie miała pojęcia, dokąd ma iść. Nagle zachciało jej się śmiać.
"Kisagari miałby ze mnie teraz niesamowitą wręcz pożywkę dla humoru" - zachichotała na myśl o tym.
"Koniec z żartami. Muszę się stąd wydostać. Muszę....prosić kogoś o pomoc...."
- Um...hej...? - ktoś dotknął jej ramienia. Uniosła zaskoczona głowę.
Przed nią stał dość wysoki, ciemnowłosy chłopak, ubrany w zielony kombinezon. Przypatrywał jej się z lekkim uśmiechem (a tak przynajmniej myślała, cała jego twarz wyglądała jak obraz skomponowany gwałtowmymi ruchami pędzla).
- Zgubiłaś się? - zapytał, zabierając rękę. Karune powoli skinęła głową. - Tak myślałem. Patrzysz na wszystko z takim przerażeniem...
Kodoku spuściła wzrok.
- Może chcesz, żebym ci pomógł? - kontynuował nastolatek.
- Tak - odparła krótko, patrząc na swoje buty.
- Ok. Dokąd mam cię zaprowadzić?
- Do salonu optycznego - podała adres. Nieznajomy aż zagwizdał.
- No nieźle. Jesteś dobre półtora kilometra od celu. Jakim cudem udało ci się aż tak z nim minąć?
Dziewczyna prychnęła.
- Załóż sobie zaparowane gogle pływackie na oczy. Tak mniej więcej teraz widzę.
- Ach, wybacz! Nie chciałem cię rozdrażnić - chłopak wyciągnął przed siebie dłonie w obronnym geście. - Nie wiedziałem.
Machnęła ręką.
- Ja też przepraszam za atak. Czy propozycja doprowadzenia mnie do optyka wciąż jest aktualna?
- Jasne - nieznajomy złapał ją za nadgarstek i pociągnął za sobą. - Tędy.
Przez jakieś dwadzieścia minut szli ulicami, właściwie ze sobą nie rozmawiając. Co jakiś czas tylko chłopak ostrzegał ją przed ewentualnymi przeszkodami. W końcu dotarli na miejsce.
- To tutaj - nastolatek zatrzymał się i puścił jej rękę.
- Bardzo ci dziękuję - Karune westchnęła z ulgą. - Naprawdę, wielkie dzięki.
- Nie ma sprawy - chłopak uśmiechnął się. - Właśnie, jak masz na imię? Przeszliśmy razem połowę miasta, a nawet cię o to nie zapytałem...
- Karune - odpowiedziała szybko. - A....a ty?
- Na mnie wołają Seto. Cóż, ja się zmywam. Trzymaj się, Karune! - pomachał jej na pożegnanie i oddalił się szybko biegiem, natomiast dziewczyna weszła do sklepu.
- Ciooooooocia! Jestem! - zawołała w progu nastolatka. Rzuciła pod wieszak torbę z podręcznikami i zdjęła buty. Dookoła wciąż panowała cisza.
"No tak...pewnie wciąż siedzi i zajmuje się obrazem..."
To jej nawet nie zdziwiło. Yusuki często przesiadywała w swojej pracowni malarskiej do późna, ogarnięta twórczym szałem. Wtedy to zapominała całkowicie o Bożym świecie.
- Błagam, byleby było coś do jedzenia... - wymamrotała, patrząc z nadzieją na kuchenkę; niestety, zawiodła się. Zaczęła modlić się o obecność zupki instant, którą to udało jej się odnaleźć zakopaną pod paczkami herbaty i krakersami. Rzuciła się na opakowanie jak na skarb, rozdarła je palcami, a zawartość szybko wrzuciła do miski. Poszła wstawić wodę,a następnie usiadła na krzesełku, dostawionym wcześniej do szafki. Oparła się łokciem o blat i wsłuchała w szum gotującej się wody.
"Mogłabym całe dnie spędzać otoczona tym dźwiękiem" - pomyślała, kiwając lekko głową na boki. Po chwili zaczęła nucić melodyjkę, niemal roztopiła się w cichych dźwiękach...gdy nastała cisza. Długi moment Karune usiłowała rozeznać się w milczeniu.
"Och, no tak, woda!"
Zerwała się z krzesełka, złapała czajnik i nalała wrzątku do miski. Woda w kontakcie ze sproszkowaną esencją zupy z przezroczystej stała się purpurowa. Dziewczyna wciągnęła do płuc przyjemny zapach posiłku.
- Dobra, niezdrowe. Sama chemia. Od tego dostaje się raka, ale to jest takie smaczne.... - chwyciła pałeczki, jedną z nich zamieszała zawartość miski. Po ręce rozeszła się fala ciepła, która na krótki moment zlikwidowała zwyczajowy chłód jej dłoni. Chwyciła pałeczkami trochę makaronu i uniosła do ust. Podmuchała chwilę, po czym zjadła. Dosłownie w tej samej chwili zaczęła piszczeć.
- Za gorące, za gorące! - szybko przełknęła i skuliła się, gdy gorąco przesunęło się powoli w dół jej przełyku. Spojrzała z niechęcią na miskę.
"No teraz tego nie zjem. Chyba, chyba zajmę się czymś innym...."
Z etui przytroczonego do paska spodni wyjęła telefon i włączyła internet. Po chwili kompletnie zatonęła w cybernetycznym świecie. Nie umiała się od niego oderwać. Dopiero burczenie w brzuchu przypomniało jej o wystygłym posiłku. Z przykrością odłożyła komórkę i zaczęła jeść. Nawet nie spostrzegła, gdy zegar wybił szóstą.
"To już?" - uniosła ze zdziwieniem głowę i spojrzała na cyferblat. Właśnie wtedy rozległ się sygnał przychodzącego SMSa.
O, już pojawił się Seto ^^ A kiedy będzie Kaaanooo?! ;-;
OdpowiedzUsuń