niedziela, 6 kwietnia 2014

4.

"Wiadomość? Od kogo?" - nastolatka wzięła telefon do ręki. Odblokowała go i spojrzała na nadawcę. Numer nieznany.
"Cudnie, jakiś anonim się dobija" - westchnęła rozdrażniona. - "Pewnie chodzi o jakąś loterię lub horoskop..."
Mimo sceptyzmu otworzyła wiadomość. Treść była co najmniej lakoniczna, a już na pewno dziwna.
"Jesteście dla siebie stworzone."
"Co do cholery?"
Dopiero po chwili spostrzegła, że dostała również MMSa. Czując coraz większą irytację, sprawdziła, co znajduje się wiadomości.
"Plik: Enemy."
"Czy chcesz zainstalować?"
Karune odłożyła telefon z zaniepokojoną miną. Stała się adresatką jakiegoś pliku od nieznanego nadawcy. Nawet nie wiedziała, kto mógłby to zrobić. Nie podejrzewała nikogo konkretnie, raczej żadna ze znanych jej osób nie miała powodu do takiego "żartu".
"Może....powinnam to wykasować...."
Znowu wzięła telefon. Wybrała opcję "Usuń kilka", po czym zaznaczyła najnowsze wiadomości. Już miała kliknąć "Usuń"...
"Chociaż... jednak zobaczę, czym jest to całe "Enemy"...najwyżej potem skasuję."
*Anuluj*
Znowu otworzyła MMSa.
"Czy chcesz zainstalować?"
Po chwili spostrzegła, że zarówno pierwsza jak i druga opcja brzmiały "Tak". Parsknęła cicho śmiechem i wyraziła zgodę na instalację.
"Do końca zostało ileś czasu i ileś procent. Radzę poczekać."
Zachichotała ponownie. Dokończyła zupę, pustą miskę wstawiła do zlewu i zmyła. Wróciła na krzesełko i przelotnie spojrzała na wyświetlacz. Pojawił się pasek postępu, już niemal w połowie zapełniony.
- Świetnie - wymamrotała. Zaczęła się zastanawiać, czy aby dobrym pomysłem była instalacja pliku "Enemy". Ale nie mogła jej przerwać, nigdzie nie widziała przycisku zatrzymującego proces.
"Chyba się czegoś napiję..."
Ponownie wstawiła wodę w czajniku, naszykowała kubek i herbatę. Przez chwilę pokręciła się bezcelowo po kuchni, niezbyt pewna, jak zabić czas oczekiwania na koniec instalacji. Przejrzała szafki i zajrzała do lodówki, szukając czegoś słodkiego. W końcu udało jej się znaleźć nietkniętą tabliczkę czekolady. Zapiszczała radośnie, natychmiast porwała swoje znalezisko w ręce i, podskakując jak szczeniak, dopadła do stołu. Otworzyła opakowanie, a raczej niemalże je zdarła i ułamała tafelek czekolady. Wbiła w niego zęby i odgryzła kawałek. Słodycz zalała jej usta falą. Przełknęła rozpuszczony smakołyk i westchnęła.
- Boże, jakie to dobre....
Tymczasem telefon piknął. Karune wzięła aparat w rękę i przeczytała komunikat.
"Instalacja zakończona."
- W końcu...
Otworzyła folder z najnowszymi plikami i odszukała ten o nazwie "Enemy", po czym kliknęła go. Wyświetlacz zgasł.
- Cholera! - syknęła dziewczyna. Nacisnęła kilkakrotnie losowo przyciski, jednak telefon nie reagował. Nastolatka zaklęła jeszcze kilka razy, kiedy to ekran rozbłysnął, a komórka znowu zaczęła działać. Pojawiło się powitanie. Westchnęła z ulgą.
- Co za...
Nim zdążyła dokończyć, telefon włączył się całkowicie i rozległ się czyiś głos.
- Jakim w ogóle prawem mistrz śmiał wpakować mnie na siłę do skompresowanego folderu?! Jakim prawem wysłał mnie w cyberprzestrzeń?! A te antywirusy....! Jeszcze długo będą mi się śniły po nocach!
Karune zaszokowana wpatrywała się w telefon, bowiem to z niego wydobywał się głos.
Natomiast źródłem głosu z aparatu była zajmująca cały wyświetlacz postać dziewczyny. Osóbka miała błękitne oczy i podobnego odcieniu dziwne wzory na policzkach, niebieskie włosy, spięte w dwie kitki, takiej samej barwy bluzę, czarną spódniczkę i czarne buty z niebieskimi paskami, ze stopami rozproszonymi w piksele, na uszach zaś duże białe słuchawki.
Dziewczyna z wyświetlacza kontynuowała swój wywód, nawet nie zauważając, że ktoś na nią patrzy. Ciągle krążyła po pulpicie komórki.
- Nawet nie rozumiem, czemu mistrz się tak pieklił. Już wcześniej kasowałam mu pliki, owszem, groził mi wyrzuceniem z komputera, ale kto by się przejmował jego gadaniną...jednak tym razem...! Chyba ten folder był naprawdę ważny...
Cybernetyczna nastolatka westchnęła i machnęła ręką. Dopiero teraz zauważyła Karune.
- Tak w ogóle to gdzie ja jestem? - zapytała, podkurczając nogi. Wlepiła wzrok w Kodoku.
- Tak w ogóle to kim jesteś? - odpowiedziała jej pytaniem, siadając ciężko na krzesełku, aż to pod nią zatrzeszczało.
"Chyba faktycznie muszę ograniczyć spożycie zupek, bo mi na mózg się rzuca" - pomyślała, kręcąc głową.
- Ja-a...? Ja jestem wspaniałą, cudowną, genialną cyberdziewczyną zwaną Ene! - zawołała wesoło niebieska istotka, uśmiechając się szeroko. - Dobrze, odpowiedziałam na twoje pytanie, teraz proszę o rewanż.
Karune przełknęła kilka razy ślinę. Strzeliła kostkami palców i sapnęła, aż w końcu wydusiła z siebie:
- J-j-jesteś w moim telefonie.
- Och, za dużo mi to nie powiedziało. Na czyim telefonie? Jak masz na imię? I skąd mistrz ma twój numer? Raczej cię o niego nie prosił, w życiu nie zagada do dziewczyny, jeśli nie chodzi o wskazanie działu z elektroniką w sklepie.
- C-co? - tylko to była w stanie wykrztusić, zalana słowotokiem cybernetycznej nastolatki. Potrząsnęła głową, usiłując zebrać myśli.
- Imię. Jak się nazywasz?
- A! Imię! Tak! Karune! Mam na imię Karune!
- No, wreszcie do czegoś doszłyśmy - Ene klasnęła w dłonie. - Dalej. Skąd znasz mistrza?
- Mistrza...? Nie znam żadnego - wymamrotała. - Znaczy chyba. Nie pamiętam, bym jakiegoś spotkała, ale w moim przypadku to o niczym nie świadczy.
- Ach. Ale on cię musi znać! Stwierdził, że dogadamy się idealnie. Czyli musisz być kimś z jego środowiska, ale nie wiem, z jakiego...na pewno nie jesteś jednym z numerów, bo wtedy ja również bym cię kojarzyła...
Przytłoczona naporem informacji wypływających z ust tajemniczego pliku, Kodoku tylko cicho jęknęła. Już zaczynała mieć dosyć nieustającej paplaniny Ene.
- Słuchaj, nie znam żadnego "Mistrza". Przykro mi. Bardziej zastanawia mnie fakt, skąd, u diabła, miał mój numer i z jakiej przyczyny przysłał mi...eee...czym w zasadzie jesteś? - uniosła telefon tak, by wyświetlacz znalazł się na wysokości jej oczu. - Programem, ikonką, wirusem...?
- Wirusem! - prychnęła Ene. - Mistrz ciągle mnie nim nazywał. Twierdził, bezużyteczniejszego stworzenia nie widział. Ale to bzdura! Nie jestem wirusem, żaden program zaporowy nigdy na mnie nie piszczał. Rzecz jasna, możliwe, iż moje ciągłe dezaktywowanie wszystkich firewall mogło być tego przyczyną...
- Ok, dobra, zrozumiałam. Czyli program. Ale...
- Ci-ci-ci! Żadnych "ale". Zostańmy przy programie.
- Mhm, dobra. Niech ci będzie...ale powiesz mi, skąd "Mistrz" miał mój numer? Nie daje mi to spokoju...
Ene wzruszyła ramionami.
- Wspominał coś o głupocie ludzi wstawiających numer komórkowy na konta czy coś...
Dobrą chwilę zajęło Karune przypomnienie sobie, czy i gdzie podawała numer. W końcu syknęła.
- Ten przeklęty blog...
- Co?
- Nie, nic, mniejsza - machnęła ręką. - No cóż. Trafiłaś dziwnym zrządzeniem losu na mój telefon. I chyba będziemy musiały do siebie przywy...
Nie zdążyła dokończyć, gdy usłyszała chrobot zamka i śmiech Yusuki.
- Karune, jestem!
- Ciocia! - pisnęła; nagły powrót kobiety zaskoczył ją i spadła z krzesełka.
- Nic ci nie jest? - głos Ene i głos Yusuki zlały się w jeden. Dziewczyna przyłożyła dłoń do głowy, w miejsce, gdzie kość zderzyła się z posadzką.
- Nic - sapnęła. - Obiłam sobie tylko głowę, tyłek i dumę.
- Faktycznie, duma tu ucierpiała chyba najmocniej - w kuchni pojawiła się Yusuki; podeszła do podopiecznej i pomogła jej wstać. - Mój powrót jest dla ciebie taki straszny?
- Co? Nie! Skąd! - Karune przytuliła się do kobiety, z przyjemnością wdychając zapach terpentyny i farb, który spowijał ciocię niczym koc.
- Dziewczyno, udusisz mnie - Yusuki parsknęła śmiechem i odwzajemniła uścisk. - Jak ci minął dzień? Co z Kisagarim?
Wymawiając to nazwisko, Hesomi Yusuki zachichotała złośliwie. Od kiedy Kodoku opowiedziała jej o chłopaku, kobieta ciągle żartowała sobie z domniemanego uczucia dziewczyny do Shintaro, co niebywale denerwowało podopieczną.
- Ciocia! - syknęła Karune. - Ile razy mam powtarzać? Ja. Go. Nie lubię. On mnie zresztą też.
- Ależ oczywiście, oczywiście - kobieta skinęła głową i zmierzwiła nastolatce włosy. - I tak wiem swoje.
- Nie wątpię - wymamrotała dziewczyna. - A poza tym ktoś mi przysłał dziwny plik. Na telefon. Jakiś program czy coś.
- Doprawdy? Kto?
 - No właśnie nie wiem.
- A pokażesz mi go?
- Ch-chę... - zamilkła. Coś podpowiedziało jej, że to kiepski pomysł. - Znaczy....nie. Zmyśliłam to. Właśnie zdradziłam ci pomysł na nowe opowiadanie.
- Ach! Brawo, nabrałaś mnie. Przez chwilę nawet ci uwierzyłam. Jak napiszesz, dasz mi przeczytać?
- Jasne - wyszczerzyła się w odpowiedzi. - Wiesz, chyba nawet pójdę już na górę i zacznę nad nim pracować.
Schwyciła szybko telefon, pomachała cioci i popędziła na górę do swojego pokoju. Zamknęła ostrożnie drzwi.
- Naprawdę chciałaś jej o mnie powiedzieć? - zapytała Ene, marszcząc brwi.
- To jakiś kłopot?
- Owszem....
- Cóż, w takim razie przepraszam, ale tak. Jednak, jak zauważyłaś, powstrzymałam się.
- Hmm, no dobrze...chwila, czy tamta kobieta powiedziała "Kisagari"?
- "Tamta kobieta" to moja ciocia. I tak. A co?
- Mowiąc "Kisagari", jaką osobę miała na myśli?
- Shintaro Kisagariego.
- Znasz go?
- Chodzi ze mną do klasy. Też go znasz?
Ene zdawała się nie usłyszeć pytania. Zapatrzyła się w próżnię, mamrocząc pod nosem coś, co brzmiało mniej więcej "A to ci wykombinował...."
- Hmm, Ene...? - Karune stuknęla palcem w wyświetlacz.
- C-co? Ach! Znaczy, kiedyś znałam.
- A-ha...
Kodoku w milczeniu przypatrywała się cyberdziewczynie. W końcu westchnęła.
- Powinnam cię wykasować.
- Ż-że słucham?!
- Powinnam, ale tego nie zrobię. Obiecuję. Nie mam pojęcia, skąd cię przywiało, ale skoro już, możesz tu zostać.
- No dziękuję Waszej Łaskawości....
- Przepraszam, to źle zabrzmiało.
- Tak trochę...
- A ty chcesz tu zostać?
- Pff, skoro mistrz ma mnie dosyć, równie dobrze mogę tutaj już się zatrzymać... - Ene westchnęła z rezygnacją.

1 komentarz:

  1. No to nieźle wykombinował. Nie mogę się doczekać aż wciągną ją w tą całą 'organizację' xD

    OdpowiedzUsuń