- Karune, co ty tu robisz? – Seto
patrzył na kulącą się przy framudze nastolatkę z zaskoczeniem.
- Moment, znasz ją? – dziewczyna w
fioletowej bluzie również wstała i teraz spoglądała raz na przyjaciela, raz na
obcą, z miną wyrażającą konsternację. Chyba niezbyt rozumiała sytuację.
- Pomogłem jej kiedyś trafić do
optyka… Ale teraz to chyba mało ważne.
- Chwila, słyszę zielonego – Kodoku
zbladła jeszcze bardziej, jakby ktoś wylał na nią wiadro białej farby.
Oczywiście, Ene musiała się znowu odezwać! Może niech się jeszcze meteoryt
zwali. – Jesteś w kryjówce?! Jak tam wlazłaś?!
- Ja…eee…tu…przypadek…m-myślałam…dom…Pu-pu-pusty…
- I co, jak pusty, to można wejść?
– nastolatka spojrzała na nią krytycznie.
- Go-go-gomen, j-ja j-j-już idę… -
Karune zerwała się z miejsca i tyłem, cały czas mając na oku dwoje młodych
ludzi, zaczęła iść przez salon, ku drzwiom wyjściowym. Ciągle jąkała się i
przepraszała.
- No! Co się tam wyprawia? Nic nie
widzę! Wyjmij telefon z etui! Chcę zobaczyć, co się dzieje! – Ene już nie
krzyczała, ona darła się wniebogłosy. Kodoku zacisnęła powieki.
„W końcu ją usłyszą! Chociaż…wtedy
bym im ją oddała czy coś…”
Jeszcze raz przeprosiła za kłopot i
odwróciła się twarzą ku drzwiom. I właśnie wtedy te otworzone zostały z
impetem. Drewno uderzyło dziewczynę w prawą skroń, natomiast siła rozpędu
posłała ją na podłogę. Przed oczami zawirowały gwiazdki, a po chwili wszystko
okryła ciemność, przecinana wołaniem Ene.
Dryfowała spokojnie w ciemnościach,
nie przejmując się grawitacją i prawami fizyki. Otaczał ją aksamitny mrok, było
cicho i spokojnie. Cieszyła się tą chwilą, kiedy to dotarł do niej czyjś
śmiech, który rozerwał ciemność wpół i zwrócił jej świadomość.
- Ona chyba jest zagrożeniem dla
samej siebie.
Znowu była w swoim ciele. Czuła, że
znowu podlega prawu ciążenia, odrętwienie kończyn mijało, natomiast ból w
prawej skroni narastał. Automatycznie zaczęła dokonywać analizy głosu osoby,
która właśnie się odezwała.
„Chłopak, chyba mój rówieśnik, na
pewno nie Seto…”
- Kano, zamknij się i odsuń, zaraz
ją obudzisz – prychnęła Fioletowa, tak przynajmniej wnosiła, sądząc po tonie.
- A-ale jej nic nie będzie, prawda?
– obecność tego konkretnego głosu trochę zaskoczyła Kodoku, należał on bowiem
do idolki, Momo Kisagari.
„Co ona tu robi…?”
- Ma tylko rozcięte czoło, poza tym
chyba wszystko z nią w porządku – uspokoił ją Seto.
Czyjaś dłoń delikatnie poprawiła
okład na czole.
- O-ona ma strasznie zimne czoło,
t-to normalne? – lękliwy, dość cichy głos, należący do dziewczyny, rozległ się
blisko jej ucha.
- Może dla niej tak – odparła Ene.
– Ponoć jej jest zawsze zimno…
Karune zdała sobie sprawę, że
słyszy koleżankę z oddalenia, ponadto kabura przy pasku była pusta.
„Telefon położono na stole, pewnie
wypadł mi, gdy uderzyłam o podłogę… Odłączono mi słuchawki i zdjęto je… ”
- Może po to jej tyle bandaży? –
chłopak, który wcześniej zażartował z jej niezdarności, znowu się odezwał.
Musiała ugryźć się w wewnętrzną stronę policzka, by nie pisnąć choćby jednym
zjadliwym słówkiem pod adresem dowcipkującego nastolatka.
- K-kano, m-mówiłam ci już, i-idź
s-stąd – głos zabrała osoba, która wcześniej poprawiała jej bandaż.
- Ale przecież ja nic nie robię! –
chłopak zachichotał.
- S-skoro nic nie r-robisz, to tym
bardziej się odsuń…
- Zrób to, bo inaczej sama się tym
zajmę – zagroziła Fioletowa.
- Ależ Kido, nie denerwuj się już.
Proszę, sam się odsuwam, widzicie? – po tych słowach nastąpił jakiś głuchy
łoskot. Brzmiał jak przewracające się ciało.
- Brawo – parsknął Seto.
- Sądzicie, że ma moc? –
zainteresowała się Ene. – Mnie nic nie powiedziała.
„Moc…? O czym oni… Och. O-och.
Czyżby chodziło im o tą…?”
Przypomniała sobie karminową barwę
oczu Seto, gdy chłopak ją nakrył czającą się przy framudze. Miała już pewność,
o czym mówili.
- Dopóki się nie ocknie, raczej się
nie dowiemy… A nie zanosi się, żeby szybko odzyskała przytomność.
- Ale i tak musimy ją przyjąć.
Widziała, jak użyłem mocy – powiedział Seto.
- O-och! Czy-czyli m-mamy n-nowy
numer! – zawołała wesoło dziewczyna, która się nią zajmowała.
„Numer? Jaki numer?!”
Wyprostowała się nagle i otworzyła
oczy, o mało nie przyprawiając tym o zawał serca różowookiej dziewczyny,
kucającej obok kanapy, na której Kodoku była ułożona.
- O, już się obudziłaś! –
wykrzyknął radośnie chłopak, nazwany wcześniej Kano. Podszedł do sofy od strony
oparcia i uśmiechnął się promiennie. – Witaj! Jak masz na imię?
- K-Karune…
- Miło nam cię poznać, Karune – do
kanapy podeszła Fioletowa; Kodoku, przyglądając się jej zauważyła, że włosy
dziewczyny są zielone. – Ja jestem Kido, ten blond kretyn to Kano, osóbka,
którą przeraziłaś, ma na imię Mary – wskazała dłonią na białowłosą istotkę,
kryjącą się za plecami Seto. - Seto już znasz, a Momo chyba nie muszę
przedstawiać?
- N-nie, n-nie trzeba… - wybąkała
niepewnym głosem. Szczerze, nie spodziewała się, że zaczną z nią normalnie
rozmawiać, w końcu włamała im się do domu. Bardziej spodziewała się gróźb o
policji.
- Długo byłaś nieprzytomna. Dobrze
się czujesz? – Kido usiadła na wąskim pasku wolnego miejsca obok Karune.
- T-tak, fenomenalnie, t-tylko
skroń mnie pobolewa…
- Cóż, oberwałaś w nią drzwiami.
Więc to raczej nic dziwnego.
Nastolatka przełknęła ślinę.
Zaczęła okręcać wokół palca luźne brązowe pasemko.
- Prze-przepraszam jeszcze raz, że
wtargnęłam do waszego domu. A-ale naprawdę…
- Ene ci o nim powiedziała?
- NIE! Mówię, nie wiedziałam nawet,
że zna ten adres! – zawołała Ene z oburzeniem w głosie. Karune pokiwała głową.
- To prawda. Ene nie miała z tym
nic wspólnego – nastolatka wzięła telefon ze stołu. – W-weszłam do środka przez
głupi impuls. Zazwyczaj mijałam wasz dom, gdy szłam do szkoły, dziś odkryłam,
że ktoś tam jest, a myślałam, że stoi opuszczony…
Urwała i powiodła wzrokiem po
zebranych. Gdy jej spojrzenie zatrzymało się na Kano, poczuła, jak cała krew
odpłynęła z jej twarzy. Ponieważ wcześniej nie przyjrzała się chłopakowi
uważnie, nie zauważyła istotnego faktu.
- Ty… - zasyczała, wstając i
mierząc nastolatka lodowatym spojrzeniem. Kano chyba spostrzegł, że dziewczyna
była na niego wściekła.
- Um… Ja… O-o co chodzi…? – powoli
odsunął się od kanapy i okrążył ją tyłem. Reszta osób obecnych przyglądała się
scenie, nie ingerując w nią. Tymczasem Karune wstała z kanapy, zostawiając
wcześniej telefon na kanapie.
- Zagrożenie dla samej siebie…?
- E-ech, słyszałaś…? Ale teraz nie
rozumiem, czemu tak się wściekasz…
- Wpadłeś na mnie, dzięki twojej
„pomocy” nie mogłam pół dnia normalnie chodzić! – jej głos przybrał formę
pisku; nie namyślając się długo, strząsnęła z nogi brązowego buta i cisnęła
nim, celując w głowę blondyna. Trafiła.
- Auć! He-ej, wyładowałaś już swój
gniew? – uśmiech mimo wszystko nie schodził z twarzy chłopaka. Rozcierał
miejsce, gdzie trafił go but. Już
chciała ściągnąć drugiego, by w jakiś sposób zetrzeć tą głupią radość z jego
gęby, gdy to ktoś położył jej rękę na ramieniu.
- Spokojnie. Chętnie
obejrzałabym, jak ganiasz Kano z butem w dłoni, ale nie daj Boże nie trafisz i
co? – Kido obróciła nastolatkę tak, że zwrócone były do siebie twarzą w twarz.
Kodoku nagle straciła całą chęć zemsty. Poczuła się głupio.
- P-przepraszam. N-nie wiem, co mnie
opętało…
Jak zawsze, zareagowała
impulsywnie, nie zastanowiwszy się nad konsekwencjami. Spuściła głowę. Znalazła
się pomiędzy nowymi ludźmi i musiała pokazać, że jest niezrównoważona
psychicznie.
„Brawo, Kodoku. Brawo” – pomyślała
z przekąsem.
- Ach, to poniekąd moja wina. Jak
widać, mogłem cię ominąć – obok Kido stanął Kano, posyłając jej kolejny
uśmiech. – Dostałem nauczkę na
przyszłość.
Podał jej but.
- Trzymaj, Cinderello.
"Boże, wiem, że rzadko się
modlę, co ja plotę, nie modlę się w zasadzie nigdy, ale ten jeden jedyny raz
błagam cię o wysłuchanie mych modłów i zesłaniu mi dziury w ziemi, żebym mogła
się w nią zapaść” – potok słów zalał jej myśli, gdy kierowała się ku kanapie, z
butem w jednej dłoni i spuszczoną głową. Czuła, jak jej policzki zajmowały się
żywym ogniem. – „Albo chociaż zawał serca poproszę.”
Usiadła na sofie i wciąż unikając
wzroku innych, zaczęła wiązać but.
-U-um… z-zawiąż sobie bandaż – Mary
podała jej rolkę zwiniętego ciasno elastycznego materiału. – R-rana znowu
k-krwawi.
- H-huh… Och – faktycznie, czuła
spływającą powoli ciepłą strużkę. Wzięła bandaż. – Dziękuję.
Podniosła z obicia okład, który
wcześniej ześlizgnął się z rannej skroni, przycisnęła go do rozcięcia i zaczęła
owijać wokół głowy bandaż. Gdy skończyła, wzięła telefon do ręki.
- T-tak swoją drogą… Kim jesteście?
– zapytała, chrząkając. – Znaczy… no…
- Mekakushi Dan, czyli grupka
dzieciaków ze zdolnościami oczu! – zawołała radosnym tonem Ene. – A teraz ty
też zostałaś jej członkiem!
- C-co, czemu?
- Cóż… - Obok niej usadowił się
Kano. – Seto twierdzi, że widziałaś, jak używał mocy. Poznałaś nasz sekret, a
to… hmm… Jak to ująć… Automatycznie wciela takiego delikwenta do naszej grupy.
Przełknęła ślinę i otworzyła usta,
by coś powiedzieć, kiedy to drzwi wejściowe otworzyły się i do środka weszło
trzech chłopaków, z których to jeden był Karune doskonale znany.
- Boże, kolejna baba? – westchnął
ciężko najmłodszy z nowo przybyłych, na oko uczeń podstawówki.
- Nowa…? – zapytał sennym głosem białowłosy
nastolatek o czerwonych oczach, przywodzący jej na myśl królika albinosa.
- Co. Ona. Tu. Robi? – wycedził
przez zęby Shintaro, wymawiając te słowa takim tonem, jakby pytał, skąd na
środku salonu wzięła się kupa.
- Ale kto? – zainteresował się Seto.
Shintaro wskazał dłonią na Karune.
- O, witaj, Mistrzu! – zawołała Ene
z komórki Kodoku; właścicielka aparatu uniosła go wysoko w górę tak, by
niebieska postać była dobrze widoczna dla Kisagariego.
- I jeszcze Ene?! To jakiś żart?!
- Znasz mojego brata? – Momo
wydawała się autentycznie zdziwiona.
- Ten idiota to twój brat? – Kodoku
również była zaskoczona. Sądziła, że zbieżność nazwisk to dzieło przypadku.
- Niestety.
- Ej!
Karune zamrugała kilkakrotnie.
- Jej nie powinno tu być – dodał po
chwili, obrzucając Kodoku zimnym spojrzeniem.
- Ale jestem – burknęła,
poprawiając bandaż na czole. – Jeśli to taki kłopot, to chyba nikt nie trzyma
cię tu na siłę.
- Nie rządź się.
- Ja tylko stwierdzam fakt.
- To raczej nie jest twoja mocna
strona.
- Podobnie jak u ciebie strojenie
sobie żartów.
- Chwila, Shintaro to potrafi? –
zachichotał Kano, obserwując wszystko z zainteresowaniem. Dwóch chłopaków,
którzy przyszli razem z Kisagarim, ominęli wykłócającą się parę, młodszy
chłopak usiadł gdzieś z tyłu, wyraźnie starając się wyminąć Momo, albinos
ruszył za nim.
- Kim jest ta nowa dziewczyna? –
zapytał białowłosy, wbijając w Karune wzrok.
- Kodoku Karune, najsłynniejsza psycholka
w szkole – wymamrotał Shintaro, uśmiechając się drwiąco. Wiedział, że nazwanie
tak nastolatki bardzo ją denerwuje, chciał sprowokować dziewczynę. Udało mu
się.
- Nie jestem psycholką, kretynie!
Masz tak nie mówić! – w oczach Kodoku rozbłysła żądza mordu. Doskoczyła do
chłopaka, wymierzając mu siarczysty policzek, a po chwili okładała go
pięściami.
- Auć! Au! M-mówiłem! D-dobra!
Zostaw! Zostaw, wariatko! Odwal się! – usiłował odepchnąć miotającą się
dziewczynę, która właśnie zostawiła mu na drugim policzku ślady paznokci.
Obydwoje się przewrócili, wciąż walcząc.
-Cham!
-Wariatka!
-Dołóż mu! Dołóż! –zawołał głośno
Kano, klaszcząc raz po raz w dłonie.
- Mistrzu, dajesz się obić młodszej
dziewczynie! Wstyd! – dołączyła się Ene, chichocząc.
- Stop! Koniec! – na głowę Karune i
Shintaro spadły mocne ciosy, które przerwały bitwę. Kodoku uniosła wzrok i
napotkała wejrzenie zirytowanej Kido, ściskającej w dłoni złożony wachlarz.
„Skąd miała wachlarz?”
- Macie się uspokoić, do diabła. Teraz
jesteście w jednej grupie, a nie mam zamiaru wytrzymywać ciągłych bijatyk.
Jasne?!
To z tą kupą było niezłe xD
OdpowiedzUsuńI wreszcie przybył KANO!!! <3 Mój kochany ulubieniec ^^