środa, 2 lipca 2014

13.


- Nie. Nie zabiorę telefonu na plażę - jęknęła Karune, przetrząsając szufladę. Podłoga zasłana była losowymi przedmiotami, bluzkami, butelkami po wodzie, opakowaniami plastrów i luźnymi niciami włóczki. Gdyby ktoś wszedł do pokoju, mógłby uznać, że miała tu miejsce jakaś katastrofa, huragan lub tornado.
Lada moment mogła spodziewać się, że jej okno zostanie obrzucone kulami piasku, garścią żwiru albo małymi kamyczkami, w ostateczności przewidywała nawet dwulitrową butelkę z wodą. Hiroshi miewał głupsze pomysły niż ona, co było niemalże niemożliwe.
- Oj, no weź, obiecuję nie zepsuć ci randki - Ene przybrała naburmuszony wyraz twarzy i splotła ręce. Chciała, żeby Karune zabrała ją ze sobą na plażę, dziewczyna jednak sprzeciwiała się temu. Nawet złośliwe komentarze, że Tatsuki awansował z roli przyjaciela na "więcej-niż-zwykły-przyjaciel", nie pomogły. Ciekawe, czemu tak oponowała. Kodoku twierdziła, że nie chce zasypać komórki piaskiem. Cyber dziewczyna nie wierzyła jej. - Boisz się, że puszczę mu twój śpiew? Wiesz, ten nagrany wczoraj...
- Obiecałaś to skasować! - odkrzyknęła schowana do połowy korpusu w szafie. Głos został lekko wytłumiony przez ścianki szafy. - I to nie jest randka, na wszystko, co mi drogie! Jak ci mam udowodnić, że nie jestem zakochana w Hiroshim, co?
- Umów się z Mistrzem - mruknęła w odpowiedzi, czego nastolatka nie dosłyszała. - Pro-o-o-oszę! Jak zostanę w domu, to zacznę się potwornie nudzić. A wiesz, że wtedy żadna elektronika nie jest bezpieczna.
Karune nie odpowiedziała, wysunęła się już z szafy, ściskając rolkę elastycznego materiału. Teraz zostało odnaleźć w tym rozgardiaszu torbę, którą przed chwilą miała przecież obok prawej stopy...!
- Przy tobie jakakolwiek elektronika nie jest bezpieczna - rzuciła się na jaskrawożółty przedmiot przysypany długopisami. Torba!
- A oto na nagraniu widzimy polującą przedstawicielkę gatunku homo nastolatkus, która dojrzała swą zdobycz... - drażniła się z Kodoku. Przyjemnie było patrzeć, jak się denerwuje.
- Jeśli nagrywasz to, jak poszukuję przedmiotów, pożałujesz.
- O-oh, nie znasz się na żartach.
- To prawda.
Stuk! Kamyczek wielkości ozdobnej szklanej kuleczki uderzył w okno i odbił się. Karune spojrzała na szybę.
- Cudnie. Kiedyś je zbije.
- Zabierzesz mnie, czy nie? - Ene niespecjalnie martwiła wybita szyba. Bardziej interesowało ją wyjście na zewnątrz, na plażę.
- Nie.
- No-o, ale dlaczego? Przysięgam na foldery Mistrza, że będę grzeczna! - nad jej głową pojawiła się aureolka z pikseli, a sama przybrała pozę uosobienia czystej niewinności.
Nastolatka, zanim odpowiedziała, spojrzała na obraz, zawieszony obok biurka. Poprzedniego dnia wróciła do pracowni Yusuki, choć czuła na myśl o tym mdłości. Kiedy dotarła na miejsce, okazało się, że ktoś podłożył w kawalerce ogień i urządził Hesomi prowizoryczną kremację; wcześniej wyniesiono wszystkie prace cioci i ustawiono je, jakby osoba, która się tego podjęła, wiedziała, że Karune przyjdzie. Czuła wdzięczność wobec tego kogoś, nie sądziła, by dała radę jeszcze raz patrzeć na zmasakrowane ciało. Zabrała obrazy do domu, dzięki temu zatrzymywała przy sobie pamięć o Yusuki.
- W zasadzie czemu tak bardzo zależy ci, by iść ze mną? Przecież i tak nic tam nie będziesz robić, prócz siedzenia na ręczniku.
- A czemu sądzisz, że nic nie zrobię? - niebieskowłosa przestała udawać aniołka, splotła ręce i obrzuciła chłodnym spojrzeniem Kodoku.
- Jesteś uwięziona w moim telefonie, nie masz ciała - nie wiedziała, że poruszanie tego tematu niebywale drażni Ene. Nie powiedziała tego w złej wierze. Jednak stało się.
- I-i co z tego? Co? Ponieważ nie mam realnej postaci, nie mogę chcieć spędzić miłego dnia na piasku, w słońcu?
- T-to nie tak... - bąknęła, zaskoczona reakcją przyjaciółki. Natomiast niebieska zniknęła już z wyświetlacza. - Ojć.
Siedziała jak ogłupiała. Nawet nie zastanawiała się, gdy to mówiła. Ciekawe, czemu tak bardzo zdenerwowało to Ene. Zaczęła myśleć nad tym, kim w zasadzie była przyjaciółka. Podsumowała wszystkie znane jej fakty. Numer szósty. Wcześniej zadręczała Kisaragiego. I tyle? To program komputerowy. Albo wirus. Kto ją stworzył? Złości ją brak ciała. Miała je wcześniej? To niemożliwe... Prawda? Zazwyczaj denerwuje nas utrata czegoś. Nie, chyba przekombinowała.
- Ene, dobra, zabieram cię. Gomenasai... Nie bądź zła. Nie chciałam cię urazić.
Telefon milczał.
Stuk, stuk, stuk! Lawina kamyków przetoczyła się po blaszanym parapecie. No tak, Hiroshi. Westchnęła głęboko, schowała do torby telefon, bandaż i butelkę wody. Otworzyła okno na oścież.
- Jeszcze jeden kamyk i stracisz wszystkie palce.
Tatsuki, wyglądający jakby przymierzał się do ponownego ciśnięcia grudką, schował dłoń za siebie.
- Usnęłaś? Schodź szybko! Zaraz zapuszczę korzenie i zakwitnę na różowo.
"Baka..."
Nie zamknęła okna, nie musiała, nikt nie miał powodu, by wdrapywać się na pierwsze piętro do jej pokoju. Przerzuciła torbę przez ramię i po krótkim momencie dołączyła do Hiroshiego.
- Już się bałem, że faktycznie przyrosnę do podłoża - Tatsuki pokazał przyjaciółce język; bez wysiłku uchylił się przed ciosem z jej strony, śmiejąc się do rozpuku. - Oba-san, nie umiesz trafić.
- Jak się kiwasz na prawo i lewo, to faktycznie trudno mi wcelować.
Przekomarzając się, pokonywali ulice. W miarę zbliżania się do plaży, odgłosy szczęścia i radości narastały. Słońce grzało mocniej, aromat soli stawał się intensywniejszy. Kichnęła cicho.
- Zajmij dobry kawałek piasku, ja coś muszę załatwić - odezwał się chłopak, oddzielając się od przyjaciółki. - Liczę na ciebie!
Zostawił Kodoku i odbiegł.
"No ładnie..."
Jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz. Nic, tylko tapeta, zegar i pasek ikon. Ene rozzłościła się nie na żarty.
"Mam nadzieję, że wkrótce wróci..."
Przeciskała się między ludźmi, którzy korzystali z uroku ciepłego dnia i odpoczywali nad wodą. Szczęśliwie jej chudość ułatwiała to. W końcu upadła na jakiś wolny kawałek piachu, żółte okruchy wplątały się w pasma. To miejsce wydawało się jej idealne. Ułożyła torbę jak poduszkę i zamknęła oczy. Wygrzewała twarz w słońcu. Niemal zapomniała, jakie to przyjemne. Może odpłynąć...
- Aż chciałbym ci spłatać psikusa, ale obawiam się, że zmusiłabyś mnie do wypicia pół litra słonej wody, racja? - znikąd pojawił się Hiroshi, w obu dłoniach trzymał rożki z lodowymi gałkami.
- Albo postraszyłabym cię latającym pianinem, Hiro-kun - odparła wesoło, podnosząc się i otrzepując koszulkę z piasku. Tatsuki usiadł obok przyjaciółki i podał jej czekoladową gałkę.
- Latające pianina nie robią już na mnie wrażenia. Przerzuć się na fruwające noże albo chociaż pinezki z miliardowej , wtedy zacznę się znowu przejmować.
Roześmiali się.
- A fortepian?
- Czemu tak kurczowo trzymasz się klasyki? Powinnaś być bardziej kreatywna.
- Odezwał się znawca.
Posłała mu sójkę w bok, odpowiedział tym samym. Przez minutę siłowali się w ten sposób, aż w końcu chłopak sapnął:
- No-o, dość tego, młoda panno! Trzeba cię nieco ostudzić i od nowa nauczyć szacunku dla starszych.
Bez wysiłku uniósł dziewczynę i ruszył w kierunku linii morza. Karune otworzyła szeroko oczy.
- Nie! Nie, nie, nie! Odstaw mnie, odstaw! Puszczaj! Hiro-kun! Po-pożałujesz!
Hiroshi brodził już do połowy łydek w słonej wodzie. Uśmiechnął się niewinnie do Kodoku.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Owszem. Puść mnie!
- Jesteś pewna?
- Tak! - spojrzała w dół. - Nie, czekaj...!
Chłopak jednak już spełnił żądanie Karune, która z głośnym pluskiem wpadła do wody. Wrzasnęła jak kot, któremu nadepnięto na ogon.
- Hiro-kun!
Ruszyła za roześmianym Tatsukim, wykrzykując, co mu zrobi, gdy tylko go dopadnie. Plażowicze, obserwujący przedstawienie, wybuchali chichotem lub kręcili głowami z dezaprobatą. Wyglądali na licealistów, a zachowywali się niczym uczniowie podstawówki.
- Spiesz się, spiesz, babciu, żółwie cię wyprzedzają! - zawołał radośnie przez ramię, a w tej samej chwili upadł jak długi, gdy Karune skoczyła na niego. Zakotłowali się w piachu, Kodoku złapała pełną garść żółtych ziaren i z szatańskim uśmiechem machnęła nim przed nosem przyjaciela.
- Nee, nee, straszna kobieto, co ty niby planujesz? - starał się odciągnąć głowę z dala od strefy możliwego obsypu. Nastolatka skubnęła wolną dłonią ciemne pasemko swoich włosów.
- A wiesz, nawet nie wiem.

Suszyła ręcznikiem zmoczone części stroju, spoglądając kątem oka na wyświetlacz komórki. Wciąż ciemny. Miała nadzieję, że Ene w końcu przestanie boczyć się na nią. Hiroshi dostrzegł czujne obserwowanie telefonu.
- Czekasz na tajną wiadomość od wywiadu czy słodkie wyznanie miłosne?
- Na wywiad jestem zbyt roztrzepana, na posiadanie chłopaka zbyt psychotyczna.
- Ja z tobą wytrzymuję.
- Bo poznałeś mnie jako słodkie, niewinne dziewczę i taki obraz utkwił ci w pamięci.
Hiroshi zmierzwił jej włosy i uśmiechnął się.
- Słodka? Niewinna? To chyba tamtą przepaskę dała mi twoja bliźniaczka.
Popchnęła go na piach, a raczej próbowała. Chłopak był cięższy niż ona i stawiał wyraźny opór przed ponownym wylądowaniem na piasku. Po paru chwilach zrezygnowała.
- Jedz więcej, patykoludku.
Prychnęła cicho i zakryła się ręcznikiem.
- No weź, obraziłem cię?
- Nie, ale odcinam się od twoich głupot. Bo zgłupieję jeszcze bardziej.
- A da się?
Zszarpnęła ręcznik, by za moment trzepnąć nim Tatsukiego w głowę.
- A, ratunku, brutalna nastolatka mnie atakuje! A nie, chwila, dam radę - mówiąc to, chwycił materiał i pociągnął go, co sprawiło, że Kodoku przewróciła się u jego stóp. Zanim zdążyła wrócić do pozycji siedzącej, złapał ją i mocno przytulił. - Cieszę się, że mam cię, moja mała wariatko.
Użycie tego określenia przez Hiroshiego nie denerwowało jej, wręcz przeciwnie. Uśmiechnęła się bardzo szeroko.
- Wiesz, co mi się przypomniało?
- Nie.
- Nasza faza na anioły. Pamiętasz, przed domem zbieraliśmy wszystkie pióra, jakie tylko znaleźliśmy, ty czarne, a ja białe i szare.
Roześmiała się.
- Tak, chcieliśmy zbudować skrzydła. Które zaraziło?
- Chyba ty, bo skończyłaś czytać jakąś serię...
Cofnęła się myślami. Faktycznie, to ona, czerwona z przejęcia, wtargnęła do domu przyszywanej rodziny Hiroshiego, wymachując grubym tomiszczem. Igachi obrzucił ją chłodnym spojrzeniem i wyprowadził Yano z salonu. Nie zwróciła na to uwagi i zaaferowana trajkotała o historii zawartej w kilku książkach. Niemal przemocą wcisnęła przyjacielowi powieść do rąk i wymusiła zapoznanie się z nią i z częściami następnymi. Potem przez następne kilka tygodni nazywali siebie specjalnie wymyślonymi imionami i przeszukiwali trawniki w poszukiwaniu piór, które ponoć wypadły z ich własnych skrzydeł.
Okręciła kosmyk dookoła palca, aż opuszek zrobił się karmazynowy.
- Co się stało z twoimi? - zapytała, patrząc na chmury. Obłoki sunęły leniwie nad ich głowami. Dawniej zastanawiała się, jakby to było móc latać w przestworzach.
- Babcia je wyrzuciła, a pakując pierze do kolejnych reklamówek, krzyczała, czy ja wiem, co takie gołębie czy inne ptaszyska robią całymi dniami i w ogóle gdzie one się szlajają. A jak było u ciebie?
- Oh... Ciocia... użyła ich do obrazu.
Tego, który wisiał nad jej łóżkiem. Yusuki namalowała anioła rozpościerającego skrzydła, jakby miał odlecieć. Skrzydła wykonano z zebranych piór, natomiast do oczu Hesomi użyła czerwonych cekinów. Jedna z uwielbianych przez Kodoku prac.
"Twój anioł stróż."
- Ah, nawet wiem, którego.
- Hej, Karu-chan!
Na dźwięk głosu Momo Karune podskoczyła. Obok miejsca, które zajmowała z Hiroshim, stała młodsza Kisaragi, trzymając za nadgarstek naburmuszonego Hibiyę. Momo uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, po chwili spojrzała na jej towarzysza. Nawet jeśli widok białej przepaski nią wstrząsnął, nie dała tego po sobie poznać.
- O, cześć, Momo-chan - pomachała do blondynki. - Też korzystacie z uroku dnia?
- Mhm. Znaczy ja korzystam, a Hibiya stawia opór.
- Oba-san mnie zmusiła do wyjścia - wymamrotał z niezadowoleniem dwunastolatek, usiłując uwolnić się z uścisku idolki. Tymczasem szepty dookoła nich zaczęły narastać. Idolka lekko zbladła i przełknęła ślinę.
- Ah, my już nie przeszkadzamy, zresztą trzeba znaleźć jakiś pusty fragment plaży, bo obawiam się, że zaraz zlecą się ludzie. Cóż, w każdym razie do zobaczenia! - Momo rozejrzała się nerwowo, natomiast chwilę później ciągnęła Amamiyę gdzieś za sobą. Hiroshi enigmatycznie obserwował oddalających się ludzi.
- Kto to? Znaczy, blondynka to ta idolka, Kisaragi... a shota?
- Hibiya, ofiara Momo - zachichotała w odpowiedzi.
- A tamta z zielonymi włosami, o przerażającym wyrazie oczu, która... odprowadziła cię... tamtego dnia?
- To Kido.
- Kim oni są? - zmarszczył jedną brew.
- To moi przyjaciele. A co, czyżbyś był zazdrosny?
- Nie, zaskoczyłaś mnie. Dobry Boże z skądś wysoka, ty masz przyjaciół innych niż ja. Przecież nie ma drugiej tak aspołecznej dziewczyny jak ty. O ile pamiętam, wciąż nie znasz imion osób, z którymi uczęszczasz do klasy - wyszczerzył do niej zęby.
- No wiesz? Jesteś okrutny, że mi to wypominasz.
Ziewnęła. Tatsuki poprawił pasmo opadające na czoło nastolatki.
- Znowu masz wory pod oczami. Koszmary cię nie opuszczają?
- Przecież wiesz - westchnęła. - Jeśli odpuszczają, to na kilka dni.
Rozmowa kierowała się powoli na stare tory. Wałkowali ten temat co jakiś czas, już od niemal dwóch lat. Zapoczątkował to pierwszy "atak" Kodoku, kiedy to po odchyleniu psychicznym zamknęła się w magazynie w sali biologicznej, a nauczycielkę, która usiłowała ją stamtąd wywabić, nieomal zraniła nożyczkami. Potem przez tydzień siedziała zapłakana w domu, męczona kolejnymi wizjami. Tatsuki pomagał Yusuki w opiece nad rozchwianą dziewczyną.
- Nasiliło ci się?
- Chyba... nie. Ale wyraźniej je zapamiętuję - wzdrygnęła się. - A krystaliczne obrazy wypływających jelit nigdy nie są apetyczne - znowu ziewnęła.
- Faktycznie, ohyda - chłopak pogładził ją po głowie. - Zdrzemnij się.
- Co?
- Prześpij się - złapał ręcznik, którym wcześniej się okładali, rozłożył go jak koc i okrył nim przyjaciółkę. - Będę cię pilnował.

Obudziła się prawie dwie godziny później, odsłonięte części skóry miała oblepione ziarenkami piasku, również włosy pokrywał złoty pył. Zamrugała kilkakrotnie powiekami i rozejrzała się dookoła. Była sama, Hiroshi zniknął. W ogóle plaża pomału się wyludniała, coraz więcej ludzi zwijało swoje parasole, ręczniki i parawany, i szykowało się do powrotu do domu. Zrzuciła z siebie ręcznik, przejechała dłonią po włosach.
Wtedy to telefon zapiszczał przeciągle, oznajmiając jej, że ma nieodebrane wiadomości. Złapała komórkę, odblokowała ją. Wciąż na wyświetlaczu znajdowały się tylko ikony.
SMS-y były trzy. Otworzyła pierwszą wiadomość.
'Kim jest ten pirat z plaży?"
Momo. Parsknęła krótko śmiechem. Pirat. Biedny Tatsuki.
"Gomen, imouto, dzwonił dziadek i prosił mnie, żebym wracał. Nie miałem serca, by cię budzić. Do rychłego zobaczenia!"
Hiroshi. Przynajmniej dostała odpowiedź.
Trzeci komunikat dostała z własnego numeru. Tekst był nadzwyczaj lakoniczny.
"Chyba mnie zobaczył."
Ene? Zobaczył ją? Kto?
W głowie uruchomiła się karuzela, jednak nie wirowała zbyt długo, bo aparat ponownie zapiszczał. Kolejny SMS. Znowu od Hiroshiego.
Odczytała go, jej oczy otworzyły się szerzej, w gardle nagle zaschło, a serce rozpoczęło galop. Kilkakrotnie przebiegła wzrokiem po czarnej czcionce, jakby nie rozumiała słów.
"Igachi był u twojej cioci tamtego dnia."
Szum, szum, szum, krew przepływała w mózgu z oszałamiającą prędkością. Nie mogła oddychać, powietrze smakujące solą przyduszało ją. Nie namyślając się długo, zgarnęła wszystko do torby i ruszyła w stronę domu. Uderzała zawzięcie w klawisze.
- Ene, Ene, Ene, odezwij się w końcu! Przepraszam. Prze-pra-szam!
Miała dość tego milczenia. Popełniła błąd, żałowała go...
Skręciła w zaułek z mrugającymi latarniami. Był to skrót, skracający drogę na jej ulicę. Kroki brzmiały niczym smagnięcia batem, oddech brzmiał chrapliwie. Milczenie cyber dziewczyny, wiadomość mogąca okazać się cenną wskazówką odnośnie śmierci Yusuki - to wszystko spowodowało, że przestała zwracać uwagę na otoczenie. Nieuwagę wykorzystała zakapturzona postać, czekająca pod latarnią. Błysnął karmazyn, Karune wrzasnęła, gdy ból zdawał się rozsadzać jej czaszkę. Upadła, pozbawiona świadomości.

- Karune... Karune... Dobrze, przyjmuję przeprosiny, weź się ocknij. No, obudź się! Co się stało? Żyjesz? Odezwij się, głupia!
Z ust Kodoku wydobył się tylko jęk, gdy usiłowała się podnieść. W okolicach potylicy rozlewał się obecnie tępy już ból, zaledwie ułamek tego, co przeżywała... ile minut temu?
- Ży-y-yję, ale zaraz chyba zwrócę... - zamrugała. Rześkie powietrze, chwytała je łapczywie, jakby zaraz praca płuc miała się zatrzymać. Rozedrgane światło lamp sodowych utrudniało jej skupienie się. Prawa dłoń piekła, jak polana kwasem. W końcu wstała.
- Widziałaś coś?
- Tyle, że upadłaś. No i o mało nie rozsadziłaś swoim wrzaskiem głośnika, tak na marginesie... - cyber dziewczyna zaczęła bawić się niebieskim kucykiem. Kodoku zdobyła się na słaby uśmiech.
- Cieszę się, że wróciłaś.
- Nie byłam daleko, w ramach odwetu maltretowałam ci pliki, ale niczego nie usunęłam - odpowiedziała żartobliwie Ene.
Karune chciała zabrać telefon, jednak nie była w stanie zgiąć dłoni. Syknęła zszokowana, gdy odkryła powód. Ktoś, zapewne napastnik, wyciął w jej dłoni słowo "zginiesz". Z poszarpanych kresek spływały grube rubinowe krople. Nie wiedziała, co robić.
- Nee, Kodoku-san... Co ty tu robisz?
Do uliczki wkroczył Igachi, patrząc na sąsiadkę z zaskoczeniem. - Jest już późno.
- Co tu robisz? - wychrypiała; przed oczami pojawiła się wiadomość od Hiroshiego. Musi się dowiedzieć...
- Ja? Szedłem do sklepu, Yano chciała chrupki. Usłyszałem cię... - nie spytał, kto był jej rozmówcą. Nie zachowywał się standardowo jak on, wydawał się milszy. Podał jej komórkę, na szczęście Ene ukryła się. - Zaatakowano cię.
To nie brzmiało jak pytanie, tylko stwierdzenie faktu. Bezwiednie kiwnęła głową.
- Dostałaś SMS-a, że w dniu śmierci twojej cioci odwiedziłem ją.
Igachi pracował u Hesomi w charakterze pośrednika, to on szukał kupców na obrazy. Kobieta była na to zbyt roztrzepana.
- Skąd...
- Musiałem pożyczyć na chwilę telefon od Tatsukiego, kiedy przyszło potwierdzenie odczytania przez ciebie wiadomości. Przypadek.
Brat Yano spojrzał na nią poważnie.
- To prawda, częściowo. Owszem, tego samego dnia, kiedy zginęła, na chwilę znalazłem się w jej pracowni, ale niemal natychmiast Yusuki mnie stamtąd przepłoszyła. Twierdziła, że ma natchnienie, a pośrednictwo może poczekać. Cóż...
- J-j-ja ci nie wierzę - wyjąkała słabo; tak naprawdę słowa Igachiego brzmiały przekonująco, a jednak... czemu nie chciała mu zaufać?
- To twój wybór - prychnął nastolatek w odpowiedzi, stając się z powrotem takim, jakiego go znała - nieprzyjemnym. - Mam dla ciebie natomiast jedną radę - uważaj na mojego... "brata".
- C-co? Dlaczego?
- On coś względem ciebie ukrywa. W kontaktach z tobą może wydawać się normalnym, miłym chłopakiem, ale naprawdę to wredna gnida. Mówię z własnego doświadczenia.
Igachi wepchnął dłonie do kieszeni, odwrócił się na pięcie i opuścił zaułek.

4 komentarze:

  1. Jeeeej rozdział ^^
    Gomen, że wcześniej nie przeczytałam! ;_; Przyjaciółka u mnie nocowała, więc nie mogłam!
    Rozdział wyszedł ci świetnie :D Szkoda tylko, że nie było Kano ;_; Tak, tak, mam świra na jego punkcie xD Ale w następnym rozdziale będzie, nieeee? *maślane oczka* Wybacz, że cię tym męczę, ale nic na to nie poradzę xD Nadal pamiętam tekst z poprzedniego rozdziału ,,Takie małe to wszędzie wlezie" xD

    Z niecierpliwością czekam na następne rozdziały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Wow usunęłaś weryfikacje!!! :D YATTA!!! Teraz te głupie cyferko-literki nie będą mnie wkurzać :D

      Usuń
    2. Przykro mi, niestety Kano jeszcze nie wyskoczy (przynajmniej nie żywy ;). Mogę jedynie zaspoilerować, że owszem, pojawi się. Jako zwłoki.
      Cóż, na pewno będzie mieć jedną honorową akcję i wspomnę wkrótce, że zrobił coś, co załatwić miał wcześniej (wiem, pokręcone to jak diabli, ale tak trzeba xD )
      Dzięki za podpowiedź z tą weryfikacją, przyznam, że to faktycznie uciążliwe, sama na to klnę, a na blogu trzymałam xD

      Usuń
    3. ,,Honorowa akcja"...?
      ...
      JUŻ NIE MOGĘ SIĘ DOCZEKAĆ!!! :D
      Yatta, Yatta, Yatta ^^

      Nie ma sprawy ;)

      Usuń