poniedziałek, 21 lipca 2014

15.

- Pospiesz się, braciszku! Wleczesz się jak starsza pani! - zawołała Momo na wolno człapiącego chłopaka. Sama stała oddalona od niego o dobre trzy metry, czekając, aż nastolatek doczłapie się do niej.
- Nie wyzywaj mnie od starszych pań, to określenie przysługuje tylko tobie - wymamrotał Shintaro. - Jest gorąco, wręcz parno, odseparowałaś mnie od komputera, więc nie licz na entuzjazm z mojej strony - dodał marudnie. Dziewczyna przewróciła oczami.
- Nie da się spędzić życia przed monitorem.
- Zakład?
- Po prostu się pospiesz!
Chłopak westchnął ciężko. Dopóki do pokoju nie wparowała młodsza siostra, dzień zapowiadał się przyjemnie. Odpalony komputer, kilka puszek z colą i zasłonięte żaluzje. Właśnie miał otworzyć nowy plik z piosenką, kiedy to drzwi gwałtownie się otworzyły, a w progu stanęła Momo, żądając, by brat wyszedł z nią coś załatwić. Nie mógł protestować, bo siostrzyczka zagroziła czystką plików.
I tak oto, pod przymusem, wlókł się w spiekocie, poganiany przez siostrę. Nawet nie wiedział, po co. Momo nie zdradziła celu tej całej wycieczki, twierdziła jedynie, że to dość ważne. A spieszyła się, jakby gonił ją diabeł. Pewnie chciała uniknąć spotkania z jakimikolwiek fanami.
Teraz blondynka skręciła w jakąś ulicę - dwa równoległe rzędy domków jednorodzinnych, pomalowanych w kolory beżowe i piaskowe. Momo ponownie kazała bratu przyspieszyć kroku, sama natomiast ruszyła w kierunku jedynego wyróżniającego się domu - o słonecznikowych ścianach i pomarańczowych okiennicach.
Powinien był domyślić się, w co wpakowała go siostrzyczka. Ale za bardzo zajmował się użalaniem, iż musiał opuścić pokój.
Przy ogrodzeniu oddzielającym tę posesję od sąsiadów, stała niska dziewczynka. Z zaciekawieniem przyglądała się zmierzającemu ku pomarańczowym drzwiom rodzeństwu.
- Dzień dobry! - zawołała wesoło, bawiąc się wstążką, wiążącą koniec warkocza. Momo pomachała jej w odpowiedzi, nie odwracając w stronę dziecka wzroku. Zapukała - czy też raczej załomotała - do drzwi. Jej starszy brat natomiast z zaskoczeniem zauważył, że z okna na pierwszym piętrze wylatuje mnóstwo baniek mydlanych. Po chwili drzwi otworzył Kano.
- C-co tu robisz?! - zawołała blondynka, zaskoczona widokiem przyjaciela. - Przecież to Seto i Mary... Nie przekazałeś im?!
- Jakoś wyleciało mi z głowy. Poza tym nie chcę przegapić przedstawienia, wiesz? - spojrzał na stojącego za dziewczyną Shintaro. - Witaj, Kisaragi-kun!
Momo szarpnęła brata za rękaw bluzy i wciągnęła go do środka domu, przepychając na bok Shuuyę.
- I ty się dziwisz, że jesteś obiektem powszechnych ataków.
- Oj, niepotrzebnie się czepiasz.
Shintaro rozejrzał się po wnętrzu. Tu również dominowały barwy ognia, można było odnieść wrażenie, że właśnie wkroczyło się do rozżarzonego pieca.
- Braciszku, idź na górę - rozkazała nagle Momo, pokazując na schody. Kisaragi pokręcił głową.
- A po jakiego diabła?
- Bo tak powiedziałam.
Kano oparł się o ścianę.
- Nie wie? - rzucił, uśmiechając się szeroko.
- O czym? - zaniepokoił się nastolatek; dobry Boże, wmanewrowano go w coś?! I znowu wyszło na to, że nie powinien wystawiać nosa poza próg swojego pokoju. Odwrócił się w stronę wyjścia, jednak młodsza siostra bezceremonialnie chwyciła go za kołnierz bluzy, po czym zaczęła prowadzić go po schodach.
- Co ty robisz, puść mnie! Nie mogłaś sobie znaleźć innej ofiary? Wyżywaj się na Hibiyi, po to chyba go trzymasz przy sobie! - szamotanina na niewiele się zdała. Po dwóch minutach blondynka zatrzymała się pod białymi drzwiami, otworzyła je i wepchnęła Shintaro do środka. Zatrzasnęła je szybko, by brat nie zdążył uciec.
- Otwieraj! - krzyknął, waląc kilkakrotnie pięścią w drewno. Nic nie pomogło. - Co to za jakieś durne żarty? Kolejny genialny plan Kano?!
Na domiar złego w zamku zachrobotał klucz. Czoło chłopaka zrosił pot.
Zza drzwi odezwała się Momo.
- Nie denerwuj się, braciszku, jeśli zacznie się masakra tasakiem, wypuszczę cię.
"Masakra tasakiem?!"
Odgłos kroków cichł, słychać było, że ktoś schodzi po schodach.
- Ma-matte! Wracaj! Słyszysz?!
Krzyki były bezcelowe. Siostrzyczka wróciła na dół. Zostawiła go tu, w jakim celu? Usiadł pod drzwiami, ze spuszczoną głową. Być może zostanie zaatakowany tasakiem. Może być jeszcze gorzej?
- Witaj, Mistrzu!
A jednak może.
Czy wszystkie prądy, nadające rzeczywistości taki, a nie inny kierunek, zmówiły się, żeby uprzykrzyć mu dzień? Podniósł wzrok, by odnaleźć Ene. Skoro i tak wiedziała, że tu jest, to chyba nieodpowiadanie straciło jakikolwiek sens.
- Mistrzu, spójrz na kanapę - odezwała się niecierpliwym tonem niebieskowłosa. - Wstań, Mistrzu, wtedy zauważysz.
Niechętnie podniósł się i rozejrzał. Faktycznie, na sofie leżał tablet, do ekranu którego cyber dziewczyna przyciskała policzek. Uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze cię widzieć tutaj. Plan przebiega bez zakłóceń - poinformowała go radosnym tonem.
Wziął tablet do ręki. Poczuł wzbierającą falę irytacji.
- Jaki znowu plan? Najpierw Kano, teraz ty...! Mów, w co wyście mnie wkopali?
- Mistrzu, jesteś inteligentny, rusz głową - Ene pokręciła głową. - Ja na chwilkę znikam. Ale mam małą podpowiedź - pliki wysłane kilka tygodni temu. Ich odbiorca. Hihi! Aha, nie czytaj pliku z rozdziałem, strasznie ją to denerwuje - roześmiana ulotniła się z pulpitu, odkrywając otwarty dokument tekstowy.
"Pliki? Jaka ona..." - oderwawszy wzrok znad wyświetlacza, zauważył figurkę stojącą przy otwartym oknie. I zrozumiał słowa Ene.
"Muszę stąd wyjść!"

- Czyli co... Sądzisz, że ten podstęp wypali? - Kano rozsiadł się wygodnie na salonowej kanapie i spojrzał na siedzącą vis-á-vis Momo. Blondynka wyprostowała się.
- No jasne! - odparła, dbając, by w jej głosie słychać było pewność siebie.
- Tak w sumie po co to ustaliłyście? Bawicie się w swatki? Czy macie na celu zburzenie piętra?
- Przesadzasz - wymamrotała nastolatka, wbijając wzrok w swoje buty. Ekran telefonu leżącego na stoliku rozświetlił się.
- Tak w zasadzie my chcemy ich tylko pogodzić - odezwała się Ene.
- Ale po co? Tak fajnie jest popatrzeć, że obrywa się komuś innemu niż mnie.
- N-no wiesz? - idolka wydęła policzki.

Na szczęście go nie zauważyła. Opierała się o parapet, odwrócona tyłem do pokoju. Na uszach miała słuchawki, co tłumaczyło, dlaczego nie zareagowała na jego dość głośne protesty.
Podszedł ostrożnie do biurka w celu poszukania zapasowego klucza do drzwi. Na drewnianym blacie, w kompletnym rozgardiaszu, leżały trzy tabliczki czekolady, dwie ładowarki, etui na okulary, szklanka z wodą... Absolutny chaos. Zastanawiał się, jakim cudem ona się w tym wszystkim odnajduje.
"Teraz to się skup na wyjściu stąd..."
Nic. Pewnie trzymała go w jakiejś szkatułce lub czymś podobnym. Albo nie miała kopii klucza. Wtedy zauważył, że papierowe kwiaty, które poustawiano na półce z książkami, są pospinane wsuwkami do włosów. Przez głowę przemknęła mu myśl, że być może uda mu się otworzyć spinką drzwi. Wziął żółty kwiat i ponownie przepuścił atak na drzwi. Kręcił wsuwką, jednak ten plan także się nie powiódł. Uderzył głową w przeszkodę, lecz zaowocowało to tylko bólem.
Poczuł, jak coś rozpryskuje mu się na twarzy. Przejechał dłonią po miejscu, gdzie coś pękło, po zapachu wnosił, że to mydło.
"Bańki mydlane" - poprawił się, znowu patrząc na Karune.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wydmuchała nową serię błyszczących, różnokolorowych kulek. Niektóre z nich do środka pokoju wdmuchiwał wiatr. Rozpryskiwały się z charakterystycznym odgłosem.
"Czy ona jest dzieckiem?" - pomyślał, siadając na łóżku. Obok wciąż leżał tablet. Bez pozwolenia wziął go, odblokował i spojrzał na tekst. Chyba miał przed sobą jakieś opowiadanie. Wbrew temu, co nakazywał rozsądek, czyli zostawić urządzenie i spróbować jakoś wyjść, zaczął czytać.
Musiał przyznać, że pisała dobrze. Kiedyś natknął się na bloga, gdzie jakaś małolata wrzucała teksty; sama nazywała je "pseudopoezją", bardziej przypominały teksty piosenek. Nie przyznałby się przed nikim, nawet przed samym sobą, że czyjaś pisanina podobała się mu. Jak odkrył, że to teksty Kodoku? Już nie pamiętał. Równym przypadkiem było znalezienie na jej koncie numeru telefonu. Wtedy wpadł na pomysł, by wysłać jej Ene. W ramach "złośliwości".
"Cóż, zaszkodziłeś tylko sobie."
Wciąż czytał, gdy usłyszał śmiech Ene.
- Mistrzu, Mistrzu, ostrzegałam cię - cyber dziewczyna wytknęła go palcem. - Nee, Karune!
- Nie! Milcz! - zawołał ostro chłopak, lecz znów się spóźnił; w momencie, gdy z wyświetlacza zniknęła błękitna postać, Karune odwróciła twarz w jego kierunku. Jej spojrzenie wyrażało kompletne zaskoczenie.
- S-skąd się tu wziąłeś? - bąknęła niepewnie. Zacisnęła palce na pomarańczowej buteleczce. - Nie słyszałam cię...
- Nic dziwnego, na uszach miałaś słuchawki - odparł, starając się nadać głosowi nieprzyjemny ton. Dziewczyna zmarszczyła brew i pokręciła głową.
- Mniejsza. Możesz wyjść?
- Nie.
- Czemu?
- Drzwi są zamknięte - burknął. Wspominać o tajemniczym planie siostrzyczki i Ene?
- Może się zatrzasnęły - wyminęła go, nawet na niego nie patrząc. Złapała klamkę i nacisnęła, ta stawiała opór. Szarpnęła. - Co, u diabła?
- Spróbuj głową, może pod naporem twojej głupoty puszczą - podpowiedział Shintaro. Nastolatka obdarzyła go lodowatym spojrzeniem, po czym wróciła do mocowania się z drzwiami. Napierała na nie całym ciężarem ciała, nawet kopnęła je dwukrotnie; wzbudziła tym tylko wesołość Ene, natomiast pokój wciąż był zamknięty.
- Momo zamknęła nas na klucz - odezwał się Kisaragi. Kodoku prychnęła.
- Po jakie licho? - rzuciła się na łóżko, o mało nie łamiąc tabletu. Chłopak wskazał na ekran urządzenia.
- Ona i siostrzyczka mają jakiś plan.
- Huh? Ene? - Karune przekręciła głowę w kierunku elektronicznego przedmiotu. - Plan?
- Ja nic nie wiem - cyber dziewczyna uniosła dłonie, jakby się poddawała. - Wręcz nie mam o niczym pojęcia.
- Przecież kilka minut temu sama twierdziłaś, że plan przebiega bez zakłóceń! - zawołał zirytowany nastolatek.
- Czyli słuchasz mnie, Mistrzu! To takie cudowne uczucie wiedzieć, że jednak dociera do ciebie, co mówię - niebieskowłosa podparła policzki zaciśniętymi dłońmi. Kisaragi westchnął z rezygnacją.
- Od ciebie nic się nie dowiemy.
- Na razie nie - zachichotała Ene.
Karune cały czas leżała bez ruchu, na twarzy nie malowała się choćby irytacja. Chyba całą zaistniałą sytuację miała w głębokim poważaniu. Shintaro oparł się o biurko i wziął do ręki butelkę z bańkami mydlanymi.
- Masz pięć lat, że puszczasz bańki? - zapytał, machając pomarańczową butelką nad głową Kodoku.
- Odstaw to, kto pozwolił ci ruszać? - wykonała dłonią ruch przypominający odganianie natrętnego owada. - I kto pozwolił ci czytać moje opowiadanie? - dodała, w jej głosie dało się usłyszeć kłótliwą nutkę.
- Ostrzegałam cię, Mistrzu - mruknęła cicho pod nosem Ene.
- Jeśli nie chcesz, by ktoś przeglądał ci pliki, wyłącza się sprzęt lub zamyka okno z nimi.
- Nikogo się nie spodziewałam! O istnieniu prywatności coś słyszałeś?
- I tak straciłem czas na tej twojej grafomanii - Kisaragi wciąż drażnił dziewczynę, kiwając butelką z mydłem nad jej oczami. Wtedy jego dłoń zadrżała, a płyn z niedbale zakręconego pojemniczka wylał się Karune na twarz. Nastolatka z wrzaskiem zerwała się na równe nogi. Trochę roztworu wpadło do jej ust, wypluła go na Shintaro.
- Zwariowałaś?
- Tak! - krzyknęła, wyrywając mu buteleczkę z rąk i rzucając nią w czoło chłopaka.
- To boli!
- Ma boleć!
Odsunął się od rozwścieczonej Karune. Wystawił głowę przez okno i zawołał:
- Momo, wypuść mnie stąd!
- Możesz przecież wyjść - syknęła jadowicie Kodoku. - Proszę, okno jest otwarte, to tylko pierwsze piętro. W najgorszym razie zwichniesz sobie kostkę.
- Nie będę przecież wyskakiwał!
- No to musimy się tu gnieździć, dopóki nie otworzą drzwi. Wtedy to z radością cię wykopię na zewnątrz.
Nawet nie zarejestrował, że złapał poduszkę i cisnął nią w rezydentkę, dopóki ta z piskiem zaskoczenia nie wylądowała na podłodze. Przez kilka bardzo długich sekund wpatrywali się w siebie ze złością.
Odgłos wydobywający się z gardła Kodoku w chwili, gdy natarła na Kisaragiego z poduszką, przypominał ryk polujących praprzodków. Zamachnęła się dziko i zaczęła okładać chłopaka workiem z pierzem. Próby uniknięcia razów nie powodziły się, podobnie jak odpychanie napastniczki.
- Jesteś durniem, głupcem, idiotą, imbecylem, ćwierćinteligentem, półgłówkiem! - przy każdym ciosie wywrzaskiwała obraźliwy epitet.
- Przestań! Uspokój się, wariatko!

Obecni w salonie ze zdumieniem patrzyli na sufit. Kłótnia Shintaro i Karune nabierała tempa.
- Zaraz któreś zrzuci z okna to drugie - roześmiał się Kano, przez co oberwał od Momo w głowę.
- Nie żartuj tak głupio - ofuknęła go, przegryzając paznokieć. Zaczęła się zastanawiać, czy ten plan to dobry pomysł. - M-może otworzę im te drzwi, bo naprawdę dojdzie tam do morderstwa...
- Jak na razie Karune atakuje poduszką, nie widziałam niczego ostrego w pobliżu - Ene zdała przyjaciółce raport. - Na kogo stawiacie?
- Karu-chan. Kisaragi to łamaga - odparł Shuuya.
- Też tak myślę. Za pierwszym razem to Mistrz skończył z większą ilością bandaży.

- Kretyn! - pisnęła Karune, uderzając poduszką ostatni raz.
Gardło pobolewało ją od krzyków, pole widzenia skurczyło się do postaci chłopaka, który upadł na dywan i teraz patrzył na nią gniewnie.
Oddychała ciężko. Dała się ponieść złości odczuwanej wobec Kisaragiego, przez co tylko utwierdziła go w przekonaniu, że jest nienormalna.
Odrzuciła poduszkę na bok i skrzywiła się, a po chwili zwinęła się w kłębek na łóżku.
- Zobacz, czy zapasowego klucza nie ma obok futerału na okulary - wykrztusiła, wlepiając wzrok w ścianę.
Podniósł się z podłogi i zaczął szukać; faktycznie, był tam. Wziął go, kawałek metalu ciążył w dłoni. Ciekawe, czemu wcześniej o nim nie wspomniała.
Podszedł do drzwi, kluczyk wsunął do zamka i przekręcił. Pasował idealnie. Mógł wyjść. Mógł zejść na dół i powiedzieć kilka dosadnych słów do siostrzyczki. Mógł...
- Za co ty mnie nienawidzisz?
Shintaro odwrócił się, pytanie zadane przez Kodoku zaskoczyło go. Spojrzał na dziewczynę, wbrew sobie zawrócił i kucnął obok łóżka.
- Nie nienawidzę cię.
- Nie kłam. Od niemal samego początku traktujesz mnie gorzej niż psa. A przecież nic ci nie zrobiłam. Odpowiesz mi?
- Nie.
- To wyjdź - wskazał drzwi, jednocześnie wpychając do uszu słuchawki.
- Wyjdę, spokojnie - nie odszedł dalej niż trzy kroki, kiedy to Ene zawołała za nim.
- Mistrzu, czekaj!
- Co znowu?! - miał dosyć. Chciał już stąd iść i ciągle ktoś mu to uniemożliwiał! - Słucham, czego chcesz?
- Wytłumacz, dlaczego nie lubisz...
- Nie, nie będę o tym mówił.
- Bo....?
- To nieważne.
- Wręcz przeciwnie. Wysłałeś mnie do Karune sądząc, że zacznę ją gnębić. Jak zwykle jesteś, Mistrzu, ofermą i, bez urazy, ciotą, to ją dręczysz z niezwykłą zajadłością.
- Wypraszam sobie!
- I prawiczkiem.
- Skończ ten temat...!
- Bezrobotnym na dodatek...
- Jak odpowiem, przestaniesz?!
- Oczywiście! - wykonała fikołka, uśmiechając sie bezczelnie.
- Dobrze! Starałem się ją zniechęcić do siebie, bo przypomina mi Ayano.
Zapadła cisza. Cyber dziewczyna ze zdumieniem uniosła brwi.
- A...Aya... Niby... Jakim cudem? Trudno o mniej podobne do siebie osoby.
- Ale tak jest... - skoro zaczął temat, musiał go pociągnąć. Wiedział, że Ene nie da mu spokoju. Już widział ten upierdliwy błysk w jej oczach. - Zachowywała się... przyjaźnie, a nie chciałem... żeby... to się powtórzyło. Dlatego zachowywałem się...
- Jak palant...
- Tak... - warknął. - Palant.
- Nierozdziewiczony palant, Mistrzu...
- ENE!
- No dobrze, spokojnie, Mistrzu. Kontynuuj.
- A co jest tu do rozwijania? Chciałem, żeby mnie nie polubiła, żeby nie próbowała się zaprzyjaźniać. Bo nie chciałem powtarzać tej historii.
- A na serio - lubisz ją?
- Tak - westchnął z rezygnacją. - A teraz ckliwą melodyjkę poproszę.
- Egoistyczny, nierozdziewiczony kretyn - roześmiała się Karune. W uszach nie miała już słuchawek, wpatrywała się w kucającego chłopaka.
- I-ile słyszałaś? - zerwał się na równe nogi. Cholera, podsłuchiwała!
- Całą rozmowę - przeciągnęła się. - Łącznie z tym fragmentem bezrobotnej dziewicy.
- Czemu wszyscy muszą mi to wypominać?!
- Bo to śmieszne, Mistrzu - odparła zwijająca się ze śmiechu Ene. Kodoku sturlała się z kanapy i spojrzała na Kisaragiego. Niebieskowłosa postanowiła się na razie wycofać.
- Plan ci się nie udał. Owszem, wkurzałeś mnie jak wrzód nie powiem gdzie, ale cię nie znienawidziłam. No przykro mi.
Shintaro przełknął ślinę. Nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Mógł tylko otwierać i zamykać usta jak jakiś głupi karp.
- Coś ci powiem - dźgnęła go palcem w mostek. - Nie lubię być porównywana do innych. Przez to zaczynamy znajomość od zera, jasne? Bez gry w skojarzenia.
Odsunęła się, wyciągnęła dłoń.
- Jestem Karune. A ty?
Spohrzał na jej rękę.
"Zgłupiała?"
Jakby w odpowiedzi na jego myśli przewróciła oczami.
- To się nazywa zawieranie znajomości. Podaj rękę i przedstaw się kulturalnie.
Niepewnie uścisnął dłoń Kodoku.
- To jeszcze raz. Kodoku Karune.
- Kisagari Shintaro.

- Udało się, siostrzyczko! Rozumiesz? Udało się! - pisk Ene wywołał ból zębów u Momo i Kano. Blondyn przykrył sobie uszy dłońmi.
- Ale co? - zainteresował się. Od dłuższego czasu na piętrze panował spokój. - Czyżby się już wykończyli?
- Byli blisko, przez chwilę Karu-chan chyba miała zamiar wypchnąć Mistrza przez okno.
- Więc co się udało?
- Pogodzili się, głupku! - idolka krzyknęła radośnie.
- Już? Eh, czyli znowu tylko ja będę obrywał... - Shuuya sapnął teatralnie. - I skończyły się zakłady. A szkoda, bo brakuje mi teraz pieniędzy. No nic, jak pech, to pech.

2 komentarze:

  1. Wiedziałam, wiedziałam, wiedziałam! :D Jakoś się domyśliłam, że ona przypomina mu Ayano... Tsa, nadal nie mam pojęcia jakim cudem, są kompletnie różne O.o No, ale dobra :D
    Wspominałaś w jednym z komentarzy, że Kano odegra jakąś ważną rolę... To była ta? By jeśli tak to się zawiodłam :< Myślałam, że zrobi coś więcej... A jeśli to jednak nie była ta, to czekam z niecierpliwością *.*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ oczywiście, że to nie ta rola xD
    Na nią trzeba jeszcze trochę poczekać.
    A co do podobieństwa - raz dałam stwierdzenie "doszukuje się analogii tam, gdzie jej nie ma".
    Chodziło tu o jej zachowanie, że była miła i przyjacielska, to przestraszyło naszego bezrobotnego, że jeśli ją polubi, to znowu straci osobę.

    OdpowiedzUsuń