środa, 23 lipca 2014

16.

- Uh, gdy na ciało działają dwie równoważące się siły lub nie działa żadna, to ciało spoczywa w bezruchu lub porusza się ruchem jedno... Przecież to się rozumie samo przez się, czy tamto spadające jabłko poważnie uszkodziło Newtona?
- Czy mogłabyś przestać mamrotać te zasady? Zamiast jedynek i zer przed oczami latają mi pierwiastki z pi i funkcje! I teraz jeszcze wzory fizyczne? Zlituj się! -  Ene zasłoniła dłońmi oczy.
-  W takim razie odwołaj w tajemniczy sposób sprawdziany, proszę! - odparła jękliwie Kodoku, padając twarzą na otwarty zeszyt.
- O ile mi wiadomo, to ty masz moc wywoływania zjawisk na rządanie, nie możesz skorzystać?
- Chciałabym, ale to się chyba nie uda. Odwlekałabym nieuniknione.
- Więc nie jojcz!
- Staram się!
- Za mało!
- W bibliotece się nie krzyczy - Karune została upomniana surowym tonem przez przechodzącą bibliotekarkę. Kobietę zdumiał fakt, że obecna tu uczennica prowadziła monolog, bo nikogo przy stoliku prócz niej nie było.
"Lepiej pominę to milczeniem..." - zadecydowała pracownica; pogroziła Kodoku palcem i odeszła, dziewczyna narzuciła kaptur na głowę.
- Chyba udało mi się pozbawić kogoś złudzeń odnośnie mojego zdrowia psychicznego.
- Twojego czego? - cyber dziewczyna udała, że nie słyszała ostatnich słów przyjaciółki. Ta westchnęła, przybierając cierpiętniczy wyraz twarzy.
- No nic, wracam do nauki...
Upiła łyk z otwartej puszki coli. Wybrała napój ze względu na zawartość cukru i kofeiny, przypadkiem uczyniła to wabikiem na idącego przez czytelnię Kisaragiego.
Od rozmowy odnośnie dogadywania się minęły trzy dni, w tym czasie panowała między nimi cisza. Witali się po koleżeńsku, nie dokuczali sobie nawzajem - i na tym koniec. Żadne nie umiało popchnąć tego naprzód. Trudno się dziwić, bo oboje byli ludźmi czekającymi, aż ktoś wykona w ich stronę pierwszy krok. To nie ułatwiało zadania.
Ale widocznie los lubi wywoływać lawiny zdarzeń, począwszy od drobnostek.
I tak oto katalizatorem, który rozpoczął znajomość "od nowa", została puszka z colą.
- Masz colę - bardziej stwierdził niż spytał Shintaro, stając za krzesłem zajmowanym przez Karune. Ta o mało nie udławiła się żutym długopisem, słysząc jego głos.
- Cześć, Mistrzu, nie przygotowujesz się do testów? - przywitała przybysza Ene.
- Po co? Te tematy są banalne - machnął ręką z lekceważeniem, słowa nastolatka tylko pognębiły Kodoku. Stuliła głowę w ramionach i zaczęła intensywniej gryźć końcówkę długopisu.
- Będziesz to pić? - chłopak wskazał na aluminiową puszkę, wciąż pełną przynajmniej w połowie. Dziewczyna jęknęła coś i schowała twarz w podręczniku.
- Weź, nie krępuj się. W plecaku mam jeszcze dwie.
Kisaragi chwycił napój i z błogą miną osuszył ćwierć objętości gazowanego płynu.
- Napój bogów - usiadł naprzeciwko pojękującej Karune. Dźgnął ją palcem w ramię. - A ty co taka zdechła?
- Bo sprawdziany - odpowiedziała za nią Ene. - Mistrzu, nie zniosę dłużej tych jej stęków, że jest głupia i zawali testy, pomógłbyś jej!
- Ja?
- Nie, brunet za tobą - burknęła Kodoku, unosząc głowę. Kisaragi obrócił się.
- Jaki... Aaa - westchnął. - Czego nie rozumiesz?
- Całego materiału, a co?
Wziął podręcznik.
- To przecież jest banalne. Zrób to zadanie.
Podetknęła mu pod nos pobazgroloną kartkę.
- Proszę. Wynik z kosmosu, niczego nie pojmuję.
Odwrócił kartkę na drugą stronę i zaczął pisać, jednocześnie cierpliwie tłumaczył, co bierze się z czego. Co jakiś czas pytał się koleżanki, czy rozumie, odpowiadała kiwaniem głową.
Przesiedzieli w bibliotece następną godzinę, Kodoku starała się rozwiązać zadanie. W końcu zapiszczała z tryumfem.
- Skończone!
Shintaro sprawdził. Wynik był dobry.
- Gratulacje.
Kodoku wyciągnęła z torby kolejną puszkę coli i podała ją mu.
- Jutro też mi pomożesz z nauką? - zapytała, nim odszedł od stolika.
- W sumie... zgoda.
Pożegnali się po opuszczeniu biblioteki, Ene chichotała radośnie.
- W końcu!
- C-co "w końcu"? - Karune udała, że nie rozumie powodu entuzjazmu przyjaciółki. Wciąż była lekko zdenerwowana, że ta konspirowała za jej plecami z Momo. Ale... z drugiej strony cieszyło ją to.
- Gadacie jak normalni ludzie. Toż to sukces!
- Przesadzasz...

Następne dwa dni miały podobny przebieg, Shintaro i Karune witali się przy klasie, po lekcjach szli uczyć się w bibliotece, zaczynali coraz swobodniej rozmawiać. Żadne nie czuło się z tym dziwnie, odbierali to jak coś normalnego. Jedyną kwestią zastanawiającą chłopaka, była ta łatwość nawiązania kontaktów. Nie, żeby mu to przeszkadzało.
Nie przeszkadzało, że czekała przy klasie. Że głośno się żegnała, gdy opuszczali szkołę. Że paplała, często plącząc wątki. Że chichotała jak głupia. O dziwo, nie przeszkadzała mu ta jej wylewność i hałas, który tworzyła.
Zastanawiał się, czemu w ogóle uznał, iż są do siebie podobne.
Być może doszukiwał się analogii na siłę. Bo czuł pustkę. Bo... Jest jeszcze jakieś "bo"?
Szedł boiskiem, pogrążony w rozmyślaniach. Dla rozmyślań nie ma miejsca gorszego niż boisko podczas przerwy.
Ta piłka wzięła się znikąd. Jak wyczarowana. Twarda guma uderzyła Kisaragiego z całej siły w nos, uderzenie posłało go na ziemię. Złapał się za obolałą część ciała i zaklął głośno.
- Nie masz szczęścia, co?
Ktoś brutalnie postawił go do pionu i wprowadził do budynku szkoły. Poznał to po nagłej ciszy, jaka zapanowała. Zaciskał powieki, sam nawet nie wiedział czemu, w końcu je rozchylił. Osobą odpowiedzialną za zabranie z boiska była Kodoku.
- Mistrz to łamaga - roześmiała się złośliwie Ene. - Nie musi grać, by oberwać piłką.
- Siadaj - Karune zignorowała komentarze niebieskowłosej przyjaciółki i wskazała szeroki parapet, sama rozpoczęła przeszukiwanie kieszeni. - Schyl głowę, im niżej, tym lepiej. I przyłóż to sobie do nosa.
Podała mu kilka chusteczek. Z torby wyciągnęła czerwoną puszkę, którą przyłożyła do karku poturbowanego chłopaka.
- Zimne! - syknął. Przewróciła oczami.
- Nie mam chłodnego okładu, zadowól się tym.
Usiadła obok, wzięła zeszyt od biologii i zajęła się rozwiązywaniem zadań.
- Długo mam tak siedzieć? - starał się nie okazać, że to bardzo niewygodne. Jeszcze by się okazało, że jest niewdzięczny.
- Dopóki krew nie przestanie cieknąć.
- C-co za zadania?
- Biologia. Genetyka. Siedziałeś dzisiaj w ławce, jak to zadawali - jej ton wbrew pozorom nie wyrażał zniecierpliwienia. Chyba bardziej jednak interesowała ją treść ćwiczenia niż rozmowa. Przynajmniej teraz. - Spójrz na chusteczkę.
Odjął ją na chwilę od obolałego nosa. Krew wciąż była świeża.
- Chyba jeszcze chwilę musisz tak wytrzymać - spojrzała na czerwony papier.
- Pomóc ci?
- Nie, dzięki - uśmiechnęła się. - To jeden z niewielu przedmiotów, które rozumiem.
Umilkli, zajęci swoimi sprawami. Po upływie kolejnych kilku minut Shintaro znów sprawdził chusteczkę. Karmazyn zakrzepł.
- Już - odezwał się, prostując tułów. Au. Plecy miał zdrętwiałe. Zdjął puszkę z szyi i otworzył ją, po czym upił łyk zawartości.
- Skąd się w ogóle wzięłaś na boisku? - zapytał, patrząc na koleżankę kątem oka. Ta wzruszyła ramionami.
- Przypadek. Zbieg okoliczności. Szukałam mojego przyjaciela.
- Masz przyjaciela? - to raczej nie zabrzmiało zbyt dobrze, spodziewał się bury ze strony nastolatki.
- To jej chłopak, tylko że się nie przyznaje - roześmiała się milcząca do tej pory Ene. Nie byłaby sobą, nie wtrącając się do rozmowy. Kodoku z trzaskiem zamknęła zeszyt.
- Hiroshi to nie mój chłopak.
- Rumienisz się - zauważyła cyber nastolatka.
- Jak się denerwuję, to normalnie robię się czerwona.
- Kochasz go!
Syknęła, słysząc słowa Ene.
- Czasami nie dziwię ci się, że wysłałeś ją w cholerę - Karune zwróciła się do Kisaragiego.
- Ej! Słyszałam!
- O to chodziło.
Obydwie zaczęły się śmiać. Bez racjonalnego powodu. Po prostu. Chichotały i parskały, nie mogąc przestać.
- Wszyscy w domu zdrowi? - zapytał złośliwie chłopak, kończąc pić colę. Karune pokręciła głową, krztusząc się.
- N-n-n-nie, a-a co? - skuliła się. Brzuch ją bolał od tej fali radości. Pociągnęła za kaptur, nasuwając go na okulary. - T-tak swoją drogą dzięki, że chciałeś mi zrobić obecnością Ene na złość.
W tych słowach nie było nawet grama sarkazmu czy ironii. Mimo to chłopak odwrócił wzrok, jakby oczekiwał jakiś złośliwości.
- Swoją drogą nieźle to wszystko się poukładało. Czyż nie? MMS z Ene miał być dowcipem - zaprzyjaźniłyśmy się. Gdybyś nie wpakował jej do tamtego folderu, prawdopodobnie teraz wciąż warczelibyśmy na siebie, nie sądzisz?
- Przypadek.
- Czy ja wiem? Chociaż może i racja. No cóż - zeskoczyła z parapetu. - Ja się zbieram.
- Nie idziesz się uczyć?
- Dzisiaj chciałam pogadać z Hiroshim i muszę go znaleźć - uśmiechnęła się słabo. - Jutro napiszę ten test śpiewająco, dziękuję, że pomogłeś mi w nauce.
Zabrała torbę, zrzuciła kaptur.
- Widzimy się jutro - zawołała przez ramię, odchodząc.
- Nieładnie tak zbywać kolegę - Ene podparła brodę dłonią.
- Nie zbyłam go. Naprawdę chcę porozmawiać z Tatsukim...
- By wyznać mu...
- Ene, jeszcze jedno twoje słowo, a wyjmę kartę pamięci, ciekawa jestem, jak się stamtąd wydostaniesz.
Niebieskowłosa nie odpowiedziała, że normalnie. Ton głosu przyjaciółki zaskoczył ją.
- Coś się stało?
- Owszem...
Musiała się mu zwierzyć. Z koszmarów. Krew, śmierć... to były najczęstsze motywy snów. To poczucie winy. Śniło jej się ostatnio, że ktoś wpycha ją do krwistego jeziora. Tonęła, wiedząc, że zasłużyła na to. Chciała usłyszeć słowa pocieszenia. Nie mogła powiedzieć o tych koszmarach nikomu innemu, być może dlatego, że w sennych marach zabijała przyjaciół. Głos milczał, nie dodawał jej otuchy i nie zachęcał do walki. Może tylko wyobraziła go sobie podczas tamtej gorączki? Podobnie jak Kogoś. Poddała się. Już nie próbowała się wybudzać. Gdy nadchodziły poranki, zaczynała płakać. Cicho, w poduszkę, by nie martwić Ene. W końcu ta psychoza to był problem Kodoku, nie Ene. Nie lubiła, gdy ktoś zaczynał dociekać, co ją gnębi. Ludzie mieli dość swoich problemów. To nie była duma, tylko usiłowanie chronienia bliskich. Żeby się nią nie martwili.
"Nie usprawiedliwiaj się."
Czuła, że wkrótce coś nastąpi. Coś złego. A może to zwykła mania prześladowcza. Mniejsza. Jedyną osobą, której umiała się zwierzać, był Hiroshi. Który kilka dni temu jakby zapadł się pod ziemię.
Drogę do domu pokonała błyskawicznie. Skręciła w stronę domu Hiroshiego. Zatrzymała się przy drzwiach, uruchomiła dzwonek. Kilka sekund później otworzyła jej Yano.
- Dzień dobry, Kodoku-san - skłoniła się grzecznie. Zdawało jej się, czy dziewczynkę ucieszył jej widok?
- Uhm, witaj, Yano. Cz-czy jest może...
- Nie - pokręciła głową, waniliowe warkoczyki zafurkotały. - Nie ma go.
Wyszła na zewnątrz, zamknęła cicho drzwi. Przełknęła ślinę i zaczęła mówić:
- Braciszek i Hiroshi pokłócili się jakiś czas temu, poszło o wtrącanie się. Pobili się, Hiroshi uciekł. Dziadek o mało nie dostał zawału. Niby-brat jeszcze nie wrócił.
- Oh... - tylko tyle zdołała wykrztusić. Wiedziała, że przyszywane rodzeństwo z tego domu w zasadzie nigdy się nie dogadywało.
Ręka ją zapiekła.
- Kiedy to miało miejsce?
- Uhm... pamiętam, że to był wieczór, Igachi wrócił z moimi chrupkami i powiedział, że cię spotkał. Przepraszam, nie wiem, jak potoczyła się kłótnia, bo uciekłam na strych.
- N-nie ma sprawy, dziękuję, że mi powiedziałaś.
Kodoku chciała się wycofać, kiedy to dwunastolatka złapała ją za rękę.
- J-jakby co, to ja cię lubię. Tylko mi braciszek zabronił z tobą rozmawiać, bo sądzi, że skoro przyjaźnisz się z Hiroshim, to jesteś tak samo podła jak on. Ale tak nie myślę, bo masz też innych przyjaciół, widziałam.
Zdumiało ją wyznanie dziewczynki. Mrugała szybko, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Yano puściła jej dłoń.
- Możemy się zakolegować?
- Jasne - odparła szybko, bez zastanowienia. Twarz dziecka rozpromieniła się w uśmiechu.
- Super! - i tyle - pożegnała się i wróciła do domu, zostawiając Kodoku w stanie niemałego zdumienia. Dziewczyna pokręciła głową i przez płot przeskoczyła na teren swojego ogródka. Wyciągnęła telefon i wystukała numer przyjaciela. Martwiła się.
- Wybrany abonent jest niedostępny. Prosimy spróbować później.
Westchnęła, otwierając drzwi.
Powinna usiąść przy stole i zająć się fizyką. Bo jutro test.
Chrzanić test, nie miała pojęcia, co dzieje się z jej przyjacielem. Są sprawy ważne i ważniejsze. Sprawdzian w rankingu priorytetów sytuował się znacznie niżej niż troska o Hiroshiego.
Jeszcze raz wybrała numer.
Jeszcze raz usłyszała mechaniczny głos.
Odpaliła tablet; by zająć myśli, włączyła dokument z opowiadaniem. Wymyślanie spójnych dialogów było ponad jej siły, więc uruchomiła przeglądarkę. Nic ciekawego. Żadnych nowych piosenek. Żadnych rozdziałów fikcji, które czytała. Zastój. Surfowała bez celu w sieci. W końcu bateria padła. Przetarła oczy i spojrzała na zegarek. Już dziewiąta? Jakim cudem?
Znowu próbowała połączyć się z Hiroshim. Bezskutecznie.
Uświadomiła sobie, że martwi się o niego. Bardzo się martwi. W końcu...
Ziewnęła. Myśl uciekła, nie umiała jej sformułować na nowo. Trudno. Była zmęczona, nawet nie wiedziała czym. Wyciągnęła z szafy koc. Równie dobrze mogła spać w salonie. I tak jest sama...
Przełknęła gulę powstającą w gardle. Skulona na kanapie, życzyła Ene dobrej nocy i usnęła.
- Popatrz na siebie. Jesteś żałosna, wiesz?
Wrócił? "On" wrócił? Czy znowu ma gorączkę? A może cola jej zaszkodziła?
- Żałość. Chodząca rozpacz.
- Zamknij się - chciała odpowiedzieć, jednak nie umiała ruszyć ustami. Spoglądała na siebie z góry. Czyżby weszła w stan OOBE?
Jej ciało wyglądało dziwnie. Jak obraz w lustrze. Widziała rysy przypominające pęknięcia. Na głowie i sercu. Oczu nie było, zamazano je w jakiś sposób. Ciało drżało, jak podczas odczuwania silnego bólu.
- I tak nie pociągniesz długo. Już powoli kruszysz się, niszczejesz. Szkoda, że nie będę obecny przy twoim rozprysku na kawałki.
"Ktoś" pochylał się nad nią, śmiejąc się podle.
- Pękniesz. A potem cię zabiję.
Ocknęła się nagle. Drżącymi rękoma wodziła po twarzy, jakby doszukując się rys widzianych we śnie. Miała wrażenie, że spała ledwie kilkanaście minut, tymczasem za oknem już dawno świeciło słońce.
"Co za pokręcona psychika" - odrzuciła kołdrę. Zakasłała.
- He-e-j, masz wiadomość od Hiroshiego - Ene zastukała piąstką w wyświetlacz, usiłując skupić na sobie uwagę przyjaciółki. - Rety, wyglądasz na niewyspaną. Wory pod oczami ci się powiększyły.
- Dzięki, właśnie o takim powitaniu marzyłam - syknęła, otwierając SMSa.
"Dzwoniłaś? To dobrze, sam miałem to zrobić. Musimy pogadać. Taras widokowy, na 12tą? Czekam."
11.30, w sam raz czasu, by się naszykować i dojść. Ale czemu odezwał się tak nagle?
Zadzwoniła. Nic. Poczta głosowa.
"Może ta rozmowa to nie na telefon... ciekawe, o co chodzi."
Ruszyła ospale do łazienki, gdzie usiłowała doprowadzić swoje włosy do porządku. Wyglądały jak wijące się szczurze ogony, nawet wyszczotkowane unosiły się w górę, kpiąc z praw fizyki. Nic więcej nie mogła z nimi zrobić, wróciła na dół i zabrała telefon. Opuściła dom. W progu przypomniała sobie o teście. A co tam. Napisze go po powrocie do szkoły.
- Jestem ciekawa, czemu milczał.
- Może dojrzewał do wyznania ci swych uczuc, kwitnących od trzech lat? - Ene zatrzepotała rzęsami, na ten widok Kodoku nie mogła nie wybuchnąć śmiechem. - No co? A jeśli tak jest?
- Czy to nie ja jestem od wymyślania dziwnych zwrotów akcji? Nie kradnij mi roli - powiedziała, śmiejąc się jak głupia.
Słońce było jakby intensywniejsze, podobnie jak ciepło. Głowa ją od tego bolała. Oddychanie rozgrzanym powietrzem nie było łatwe. Raz po raz kaszlała.
- Dobrze się czujesz? - zapytała troskliwie niebieskowłosa. Pokręciła głową.
- Nie. Jest za ciepło. Za duszno... - zacisnęła powieki. Gdy je otworzyła, znajdowała się w koszmarze.
Ściany budynków pociemniały, fioletowe plamy zdobiące je przypominały sińce. Zrozumiała, że jest tu sama. Przechodnie, jeszcze sekundę temu mijający ją w pośpiechu, leżeli groteskowo powyginani, drgający w powiększających się jeziorkach krwi.
Nie zareagowała. Nie miała już na to sił.
- Co to, nie masz zamiaru miotać się, wypłakując strach? - Ktoś roześmiał się z drwiną.
- Nie. Nie mam.
- Ahh, to wspaniale. Jest tak, jak oczekiwał. Rozbicie cię na kawałki będzie dziecinadą. Idź za moimi wskazówkami, dobrze? Skręć w prawo.
Posłusznie skręciła. Słońce wyglądało, jakby krwawiło, ciemne chmury, które dostrzegła jeszcze na jawie, groziły rozerwaniem i potopem. Ciał było coraz więcej. Chodniki zasłane były fragmentami szkła i poszarpanymi częściami ludzkich ciał. Czuła zapach ropy i rozkładu. Zadrżała, gotowa upaść i wymiotować. Szarpnięto nią.
- Nie ociągaj się.
Więc szła naprzód. Co w tym wszystkim było najgorsze? Chyba cisza. Tak, ta próżnia, bo słyszała wyraźnie nienaturalnie szybki rytm wybijany przez serce, świadczący o tym, że się boi.
- Gdzie mnie prowadzisz?
"Uciekaj, kretynko! Walcz! On prowadzi cię w pułapkę!" - no proszę, Głos w końcu się odezwał. Szkoda, że tak późno. Zignorowała ostry ton.
Jak długo szła? Wydawało jej się, że czas zwariował, więc nie polegała na nim. Zgodnie z poleceniem skręciła w ciasną uliczkę. Jak tu ciemno! Z trudem widziała zarys swojej wyciągniętej dłoni.
Ktoś zatrzymał się i wskazał na szklane drzwi. Dziwne. Wyglądały zwyczajnie. Nie zachlapane krwią, nie upstrzone fragmentami układu trawiennego. Ciemna postać, której twarzy wciąż nie znała, chwyciła ją mocno za rękę i popchnęła na nie.
- Miłego przeżywania swojej paranoi.
Spodziewała się brzęku tłuczonego szkła i bólu promieniującego z mnóstwa małych nacięć. Ale nie. Miała natomiast wrażenie, że coś przenika. Jak duch.
Oddech został brutalnie przerwany. Kilka sekund walczyła o odzyskanie kontroli nad pracą płuc. Wszystkie myśli rozpierzchły się. Nie umiała się skupić. W końcu - udało się. Dech znów był normalny.
Rozejrzała się. Była w... jakimś pomieszczeniu. Ciemnym, nie żeby szczególnie ją to zdziwiło. Podłogę z popękanych płytek zaścielały kawałki potłuczonego szkła, jakieś ostre fragmenty plastikowych przedmiotów, metalowe i drewniane elementy konstrukcji i podarte papiery.
"Jaki syf."
Dzięki Bogu - brakowało krwi i ciał. Chociaż tyle dobrego.
Co ona tu robiła?
- Witaj.
Zadrżała, słysząc tajemniczy głos. Uniosła z lękiem głowę.
Kilka metrów od niej stał jakiś człowiek, oparty o krzesło. Od pasa w górę osłaniały go cienie, Kodoku nie była w stanie dostrzec twarzy. Bała się. Bardzo się bała.

1 komentarz:

  1. Uuuu *.* Ciekawe, ciekawe... :D

    Ale czemu nie ma Kaaaanusia? ;-; (Fan Kano mode on). Tak, wiem, pewnie masz dość tego, że cały czas o nim paplam, ale ja go po prostu kocham <3

    Sorrka, że tak późno przeczytałam, ale miałam kilka spraw na głowie, między innymi swój własny blog :/ Ale nadorbiłam~ :D

    OdpowiedzUsuń